56. Pełnia część 2

945 75 80
                                    


Hogwart nocą był piękny. Majestatyczny zamek z zapalonymi światłami i cieniami, które przemykały przy oknach. Ze śmiechem, który nosił się echem po ścianach zamku. Z magią, która wręcz wylewała się z niego.

Harry Potter patrzył na to wszystko, stojąc na skraju Zakazanego Lasu w swojej postaci szakala. Jego zielone oczy błyszczały w świetle księżyca, który był w kształcie sierpa.

Harry nie pragnął niczego innego niż szaleńczego biegu czy to po Błoniach, czy Zakazanym Lesie. Najlepiej jednak by było, gdyby to był obszar, który nigdy się nie kończył, by Potter nie musiał przerywać swojego biegu. Pragnął poczuć ból w łapach, zadyszkę i ciężkość z każdym kolejnym krokiem. Tę sztywność mięśni, gdy dystans tylko się powiększał. Chciał, by w jego głowie nie było bitwy myśli, a jasno wyznaczony cel i skupienie się na pokonaniu kolejnych kilometrów.

Harry w postaci szakala zaskomlał cicho i poruszył przednią łapą i rozkopał lekko ściółkę leśną. Późna październikowa noc nie była zbyt ciepła, ale Harry odkrył, że futro szakala naprawdę dawało radę.

Chciał uciec. Zostawić to wszystko za sobą. Bo teraz miał poczucie, że zamek przestał być jego domem, a stał się miejscem, gdzie musiał być, mimo że powinien być gdzie indziej. Bronił Hogwartu przez lata, zostawił tu całą masę łez, potu i krwi. Zabijał, ratował i walczył ze stworzeniami, które nie powinny być blisko niego. Jednak kiedy Harry Potter potrzebował, by Hogwart — uczniowie, profesorowie i Dyrektor — odwdzięczyli mu się i zamiast poklepywania po plecach, przyznania punktów czy Pucharu Domów, pomogli Draco Malfoy'owi. Harry zawiódł się na nich wszystkich.

Zamiast pomocy, dostał tylko puste słowa Dumbledore'a, że to było dla większego dobra. Harry wykrzyczał mu wtedy prosto w twarz, że wysłanie kogoś na śmierć nigdy nie powinno być opcją. Gdy wyszedł wtedy z gabinetu, trafiło do niego, że Dumbledore robił to z nim od pierwszego roku. Harry był wysyłany na śmierć. Dopiero gdy spotkało to Draco, Potter to zrozumiał. Nie zmieniło to jednak nic. Draco nadal nie było.

Szakal podniósł pysk do góry i zaczął delikatnie wyć. Nie było to tak dostojne i przeciągłe jak wycie wilka, ale szakale nie zostały do tego stworzone. Niektórzy mogliby to uznać za skomlenie kociaka, ale to nadal było wycie.

Harry pragnął jakoś ulżyć sobie w tym całym bólu, który ciągnął się od momentu, gdy Draco teleportował się do Malfoy Manor. Ta rozpacz, którą czuł Potter, przypominała mu uczucie, gdy widział, jak Syriusz wpadał za Zasłonę Śmierci. Wiedział, że nie przeżyje, jeśli jeszcze raz będzie musiał się z nią zmierzyć.

Tylko że nic nie pomagało. Żadne nocne wyprawy w postaci szakala. Latanie na miotle i ciągnięcie drużyny na codzienne treningi, bo przypomniało mu się, że niedługo mają mecz czy rozmowy ze Ślizgonami. Ron starał się jakoś pocieszyć Harry'ego, ale nie miał w tym zbyt dużo doświadczenia, chociaż Potter doceniał jego obecność i grę w gry karciane czy szachy.

Potter pragnął tylko jednego. Aby Draco do niego wrócił.


***


Harry wiedział, że to nie był zwykły sen, w chwili, gdy pojawił się w wielkim pomieszczeniu z długim stołem, a pochodnie, które się paliły powodowały, że to wszystko przypominało raczej horror niż przytulny wystrój dormitorium, w którym zasypiał.

Potter widział to wszystko, siedząc na tronie u szczytu stołu, wpatrzony w dal. Nie miał pojęcia, czy Voldemort wiedział, że Harry pojawił się w jego głowie, by znowu go szpiegować. Nie miał również wiedzy czy to, co właśnie zobaczy, będzie prawdą czy kolejnym przedstawieniem wykonanym specjalnie dla niego.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz