59. Pierwsze Wilkołaki

781 60 85
                                    


Harry przeczytał list od Remusa podczas śniadania w Wielkiej Sali. Jak tylko sowa opuściła go przed nim, sięgnął po kopertę i rozerwał ją. Był głodny wieści od Remusa i tego, co u niego.

Harry nigdy nie sądził, że będzie wyczekiwał tak na listy. Nie po tym, jak Syriusz umarł. Jednak życie potrafiło go zaskoczyć i Harry nie mógł się z tego powodu smucić.

Jednak kiedy przeczytał, że Remus wyjechał do Irlandii, Harry nie potrafił się cieszyć. Wiedział, że Lupin był daleko, nawet jeśli przebywał w domu. Jednak dla Pottera była ważna świadomość, że Remus był tam, a nie oddalony o tysiące kilometrów w miejscu, którego Harry nigdy nie widział na oczy, i z ludźmi, którzy mogli mu coś zrobić. Potter zrozumiał, że po prostu martwił się o Lupina. Na jakimś irracjonalnym poziomie, bo Remus był starszy, doświadczony w walce i w dodatku był wilkołakiem. Ale był też ważną osobą dla Harry'ego i nie chciał go stracić.

Potter ciągle o tym myślał, aż nie poszedł na trzecią lekcję, którą była Transmutacja. Starał się skupić, notować i nie błądzić myślami, ale wydawało mu się to za trudne. Każda próba wykonania poprawnie zaklęcia nie wyszła, a Harry tylko bardziej się tym irytował. I może dlatego, aż tak bardzo nie zdziwił go fakt, że profesor McGonagall kazała mu zostać po zajęciach. Spodziewał się upomnienia, w małym stopniu możliwy był szlaban z powodu jego roztargnienia. Kobieta była ubrana w bordową szatę, a włosy miała ułożone w typowy dla siebie ciasny kok. Jednak wyraz jej twarzy sprawił, że Harry zrozumiał, że nie chodziło o jego zachowanie.

– Panie Potter, słyszałam, że bardzo stara się Pan unikać Dyrektora Dumbledore'a – McGonagall przeszła od razu do rzeczy. – I jest Pan niechętny, by w ogóle z nim porozmawiać.

Harry otworzył szerzej oczy i wyprostował się, bo nie miał ochoty tłumaczyć tego wszystkiego swojej Opiekunce Domu. Może byłaby w stanie to zrozumieć, ale nie sądził, że będzie po jego stronie w tej sprawie. Była przede wszystkim blisko z Dyrektorem.

– Zgadza się, Pani Profesor – powiedział w miarę spokojnie i bez wdawania się w szczegóły. W jego postawie i oczach było można jednak zobaczyć swego rodzaju determinacje.

– Dyrektor Dumbledore poprosił mnie dzisiaj, abym przyprowadziła cię do jego gabinetu, bo musicie porozmawiać – ogłosiła McGonagall i spojrzała na reakcję Harry'ego na te słowa. – Teraz.

Harry zacisnął zęby, by nie powiedzieć pierwszej myśli jaka przyszła mu do głowy. Nie chciał tam iść. Unikał Dumbledore'a po ich ostatniej rozmowie i odpuścił przeglądanie z nim wspomnień z życia Voldemorta. A tym bardziej nie mógł przebywać z tym człowiekiem, gdy wiedział o tym, co zrobili Ślizgoni. Bał się, że Dyrektor jakoś się o tym dowie.

– Pani Profesor... To nie będzie konieczne...

– To nie była prośba, Panie Potter. Nie wiem, co między wami zaszło, ale to nadal dyrektor szkoły i nie możesz go lekceważyć, gdy zostajesz wezwany do jego gabinetu. Nieważne jak bardzo chciałbyś – dodała ostatnie zdanie nieco łagodniejszym głosem.

Harry tylko kiwnął głową, wziął torbę i westchnął głęboko.

– Oczywiście.



***



Gabinet Profesora Dumbledore'a wyglądał tak jak zwykle. Z tymi wszystkimi dziwnymi przedmiotami, portretami byłych Dyrektorów i ogromnym biurkiem. Nie było nigdzie widać feniksa, ale Dumbledore siedział w swoim fotelu, a przed nim był imbryczek z herbatą i dwie filiżanki. Wyraźnie czekał na pojawienie się Harry'ego, który został odprowadzony przez Profesor McGonagall pod sam posąg strzegący wejścia. Potter spodziewał się, że nauczycielka czekała czy nie zejdzie na dół zbyt szybko.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz