50. Ślizgoni kontra Gryfoni

1.4K 103 155
                                    


Draco czuł, że brakowało mu powietrza. Nie mógł oddychać, napełnić płuc powietrzem, a w jego głowie była tylko jedna myśl.

Oni to zrobili.

Słyszał głos Teodora, który czytał kolejne punkty Drugiej Ustawy Antywilkołaczej. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie i słyszał, jak Harry w wakacje czytał Pierwszą Ustawę. Wtedy wydawało mu się to czymś nie do przyjęcia, czymś niewyobrażalnym. Teraz było jeszcze gorzej. Siedział przy stole Ślizgonów, z palcami wbitymi w stół, spięty do granic możliwości i był prawie pewien, że jego oczy błyszczały czystym złotem. Wilk w jego umyśle szalał rozgniewany, gdy docierało do niego, że ich prawa znowu są ograniczane. Ministerstwo Magii pokazało, że jest w stanie jeszcze bardziej traktować ich jak zwierzęta, a mniej jak ludzi.

Draco zrozumiał przekaz. Chcieli pokazać, że mogli – jeszcze bardziej ograniczyć ich prawa, uderzyć w każdy punkt ich życia zaczynając od opieki zdrowotnej, a kończąc na miejscu, gdzie mają spędzać pełnię. Ministerstwo pokazywało, że mają władzę i nie zawahają się jej użyć. A wszystko to w imię większego dobra i życia czarodziei i czarodziejek. Draco miał ochotę rozszarpać każdego z nich, który, chociaż w ten sposób pomyślał. Pokazałaby im, gdzie ma te ich wszystkie zakazy i nakazy. Jak traktuje ich władzę, która stawała się jeszcze bardziej absolutna.

– Draco? – Cichy głos Pansy ledwo do niego dotarł. – Draco, oddychaj.

On nie mógł. Nie był w stanie. Nie wiedział jakim cudem jeszcze siedział, kiedy Wilk jedyne co miał ochotę to zniszczyć wszystko i wszystkich w zasięgu pazurów. Pragnął wyć, tak żeby każdy usłyszał ich ból. Draco zacisnął mocniej szczękę, by żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Nie był pewien czy to będzie warczenie, skomlenie czy jakieś słowa. Nie wierzył we własne ciało i możliwości.

Nie był do końca pewny, jak wstał i zaczął się poruszać. Nie umiał stwierdzić, kiedy to się stało, jak opuszczał Wielką Salę z przyjaciółmi po bokach. Nie pamiętał nic, oprócz tego, że w jego umyśle toczyło się tylko jedno zdanie.

Oni to zrobili.

Nosz kurwa mać.

Draco czuł się, jakby się dusił, a jego klatka piersiowa zaczęła falować. Ledwo dotarło do niego, że ból w rękach, który czuł, wynikał z tego, że wbijał paznokcie w wewnętrzną część dłoni tak, że powstały krwawe półksiężyce. Miał wrażenie, jakby coś siedziało mu na klatce piersiowej. Słyszał Wilka, który miotał się niebezpiecznie tuż pod jego skórą, gotowy do przejęcia kontroli. Draco wiedział, że tylko cud powstrzymywał go od tego.

Oni to zrobili.

Merlinie, Draco poczuł, jak szloch opuścił jego gardło. Może przypominało to bardziej skomlenie zranionego zwierzęcia. Nie był pewien co się właśnie działo. Czuł się, jakby jego umysł był w pętli, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Miał wrażenie, że tonął. A ani Draco, ani Wilk nie potrafił pływać.

Nie czuł własnych rąk czy nóg, a jego wzrok był zamazany. Ból w klatce piersiowej tylko się pogarszał, a Draco nie wiedział, czy to za sprawą Wilka, czy to po prostu jego ciało. Czuł się na granicy omdlenia i może gdyby tylko jeszcze bardziej się poddał, odpuścił sobie na chwilę... Wilk w jego wnętrzu zaczął skomleć przerażony, a Draco poderwał się na wpół przytomnie.

Oni to zrobili.

Merlinie, Draco mógł skupić się tylko na tym. Ministerstwo znowu udowodniło, że Draco był dla nich niebezpiecznym mieszańcem, który nie zasługiwał nawet na to, by pojawiać się na ulicy Pokątnej trzy dni przed pełnią. Najgorsze jednak w tym wszystkim było na samym początku Ustawy. Wizja tego, że następną pełnię miał spędzić w Ministerstwie Magii. Z dala od swojego stada – bez Remusa i Harry'ego. Bez drugiego wilkołaka obok, bez szakala z zielonymi oczami. Bez poczucia, że ktoś był koło niego. W samotności.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz