54. Uległy Wilk

933 77 87
                                    


Draco leżał na podłodze w sali balowej w Malfoy Manor i miał poczucie, że nie był w stanie wyjść z niej o własnych siłach. Każdy cal ciała bolał go niesamowicie, w głowie szumiało, a na jedno oko ledwo widział. Wilk w jego umyśle szarpał się z bólu, ale i świadomości, że nie mogą paść nieprzytomni, bo muszą walczyć i niebezpieczeństwo ciągle im groziło, napędzało go minimalnie.

Draco starał się podnieść, ale jedyne co mu się udało to przekręcić głowę w drugą stronę i przesunąć rękę, ale próba podparcia się na niej, była tylko marną próbą. Połamane palce pod wpływem małego nacisku zaczęły boleć tak samo jak podczas, gdy zaklęcie łamiące kości uderzyło go w dłoń.

– Glizdogonie, zaprowadź naszego gościa do jego nowych komnat – Voldemort odezwał się i absolutnie ignorując krwawiącego Draco na podłodze, którego oddech przypominał charczenie, a oczy ciągle błyszczały złotym kolorem. – Nie możemy przecież pozwolić, by zaplamił kolejne podłogi Narcyzy. Krwi wilkołaków trudno się pozbyć.

– O-oczywiście, Panie – odezwał się drżący głos z cienia.

Draco miał wrażenie, że zaraz zemdleje, jego świat kręcił się nieco niebezpiecznie, a fakt, że większość rzeczy, które widział na jedno, zdrowe oko to była podłoga, źle wróżyło. Mimo że nie jadł nic w Hogwartcie przez wyjściem, to poczucie, że zaraz zwymiotuje było zbyt prawdziwe.

Westchnął głęboko, gdy ktoś kopnął go w żebra. Spojrzał na zniszczone buty z taniej skóry i poszarpany skraj szaty. Cholera, gdyby tylko czuł się odrobinę lepiej mógłby oderwać komuś nogę za to, że go kopnął. Wilk zaskomlał obolały.

– Wstawaj.

Gdyby Draco miał siłę prychnąłby na ten rozkaz. To było naprawdę głupie sądzić, że był w stanie się podnieść o własnych siłach. Jeśli ten ktoś widział co Czarny Pan z nim zrobił, to wiedział, że nie skończyło się na rzucaniu zaklęć torturujących. One tak naprawdę były tylko przystawką.

Draco podniósł zamglony wzrok, by móc zobaczyć osobę, która stanęła nad nim. Był to dość korpulentny mężczyzna z rzadkimi włosami, jasną cerą i niepewną miną. Draco nie miał pojęcia, kto to był, ale, gdy dostrzegł metalową dłoń, dotarło do niego, kto nad nim stał. Jego umysł mógł być zamglony ogromnym bólem, który odczuwał, ale umiał połączyć fakty.

– Wstawaj – powtórzył nieco mniej pewnie mężczyzna, gdy zobaczył, że Draco na niego patrzył.

– To ty – wycharczał z trudem Draco. – To ty zdradziłeś Potterów. To ty zdradziłeś Lunatyka.

Peter Pettigrew zbladł i bladł jeszcze bardziej z każdym kolejnym słowem, które wypowiedział Draco. A Wilk zaczął czerpać przyjemność z tego faktu, że nawet będąc w takim stanie mogli kogoś przestraszyć.

– J-ja...

Draco był na granicy utraty przytomności z powodu bólu, ale ostatkiem sił, postarał się, by przestraszyć jeszcze bardziej Petera. Nie był pewien na ile jego słowa były tylko pustą groźbą, ale nikt poza nim o tym nie wiedział.

– Zapłacisz za to – powiedział z trudem, wpatrzony w przerażoną twarz Glizdogona. – Zapłacisz własną krwią.

Potem jego oczy wywróciły się na drugą stronę i Draco stracił przytomność.


***


Draco ocknął się, gdy ktoś rzucił zaklęcie na jego połamane palce prawej dłoni, a z jego ust wyrwał się okrzyk bólu. Jego oczy błysnęły na złoty kolor.

Skazany na życie || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz