4.Czy dwóch pianistów to nie za dużo?

47 4 0
                                    

Po wyjściu z domu Mickiewicza, Chopin bez zbędnego pośpiechu powoli szedł w stronę swojego domu. Mężczyzna po drodze zauważył tabliczkę z napisem taverne.

Fryderyk wszedł do środka lokalu. Często tu bywał i ludzie go znali ze względu, że to właśnie on grał w lokalu na fortepianie. Po przejściu do wnętrza budynku można zobaczyć główną salę, która była zbudowana na planie prostokąta. Na wprost wejścia znajduje się szynkwas, który zbudowany jest z wielkich belek, połączonych ze sobą, a metalowe ozdoby dodają stabilności konstrukcyjnej. Za nim, widać kilka półek, na których, na górnych stoją różnego rodzaju butelki, zaś na dole szklane naczynia lub drewniane kufle. Za szynkwasem znajduje się wejście do kuchni, obok, której jest pokój kucharza, do którego po zanim, nikt nie ma wstępu.

Po prawej stronie stoi kilka stołów z długimi ławami oraz kilak zwykłych stolików z podsuwanymi, ciężkimi krzesłami, gdzie samotnicy mogą zagrzać miejsca. Tuż za stołami widać ceglasty komin, w którym na jesień i zimę zapalane jest palenisko i można usiąść na skórze z ubitego zwierza. Nad kominkiem wiszą dwa trofea- poroża jelenia, które są pomalowane na brązowo i idealnie kontrastują z barwą ścian oraz pasują do okien oraz okiennic, w których wycięty jest kształt kufla. Równolegle do kominka znajduje się przejście do wychodka, żeby gościom było łatwiej trafić, gdyby ich coś nagle przycisnęło, a na drzwiach do pomieszczenia wiszą metalowe tabliczki o kształcie załatwiającego się do nocnika mężczyzny oraz po lewej stronie stoi nowy czarny fortepian , a obok niego nieduży czarny, metalowy stojak na nuty. Oczywiście kompozytor nie korzystał z niego gdyż znał nuty na pamięć.

Często grywał to improwizacji poetów i właśnie w taki sposób poznał Mickiewicza, a potem poprosił poetę o lekcje.

Kiedy pianista miał zamiar iść w stronę jednego ze stolików ktoś wpadł na kompozytora. Mężczyzna był wyższy od Fryderyka. Włosy miał długie i w kolorze brązowym. Jego cera była jasna, a kości policzkowe widoczne. Również jak Chopin ten facet był chudy. Oczy miał jasne.

-Przepraszam bardzo za swoje zachowanie. Nie zauważyłem Pana - pośpiesznie powiedział nieznajomy mężczyzna.

- Nic nie szkodzi- pogodnie uśmiechnął się i podał dłoń drugiemu mężczyźnie - Fryderyk Chopin jestem.

- Wiem - po chwili do mężczyzny dotarło, że to zabrzmiało jakby obserwował kompozytora - często widywałem jak Pan tu grał. Ja jestem Ferenc Liszt - ścisnął dłoń pianisty.

- Śpiesznie pewnie tobie.

- Tak się składa, że wychodziłem bo nudno tu było, ale może dosiądę się do ciebie jeżeli nie masz nic przeciwko temu - uśmiechnął się Ferenc i puścił dłoń drugiego mężczyzny.

- Oczywiście, zapraszam - obaj panowie usiedli przy jednym stoliku. - czym się zajmujesz jeżeli można wiedzieć?- patrząc na nowo poznanego jegomościa zapytał Chopin.

- Tak jak ty jestem pianistą, ale również jestem filozofem, piszę eseje i artykuły oraz działam na arenie politycznej.

- Zagraj coś - Fryderyk wskazał na fortepian - chcę zobaczyć co potrafisz.

- Dobrze - wyższy pianista poszedł do instrumentu i po uprzednim sprawdzeniu czy pianino jest nastrojone, zaczął grać.

Większość par oczu była aktualnie skierowana właśnie na pianiście. Mężczyzna nie przejmował się tym, a kiedy dostrzegł w oczach Chopina pewnego rodzaju podziw czuł się o wiele lepiej grając.

Po skończeniu piosenki kompozytor się lekko ukłonił i wrócił do stolika przy, którym siedział wcześniej.

- Bardzo ładnie grasz - skomentował Fryderyk i lekko się uśmiechnął.

- Dziękuje. Chodźmy stąd w jakieś mniej tłoczne miejsce - po tych słowach Liszt wstał ze stołu i ciągnąc za rękę swojego obecnego towarzysza wyszli z budynku.

Długo nie trwała cisza między oboma panami. Cały czas mieli jakieś tematy do rozmów zaczynając od Francji, a kończąc na poetach. Okazało się, że obaj mężczyźni znają prywatnie Adama. Chociaż prywatnie to trochę złe określenie dlatego, że Mickiewicz nie był osobą, która przy każdym się otwiera. Tylko nie licznym udało się rozumieć poetę.

Obaj kompozytorzy dogadywali się ze sobą doskonale, tak jakby znali się od małego. Ich droga zakończyła się kiedy doszli do rzeki, a most był dość daleko. Oboje postanowili, że to dobre miejsce na krótki odpoczynek. Była to mała łąka z wysoką trawą. Gdzieniegdzie leżały puste butelki po alkoholu. Panowie usiedli na ziemi. Po chwili jeden z nich znalazł małą biedronkę. W tym momencie pianiści zapomnieli o wszystkim co nie miało teraz znaczenia i zaczęli bawić się z biedronką.

W pewnym momencie Fryderyk zobaczył w oddali dwa drzewa i wpadł na idiotyczny pomysł, który w tamtym momencie wydawał się mu wyśmienity.

- Widzisz te dwa drzewa w oddali?- spytał swojego towarzysza.

- Widzę i co z nimi nie tak?- odparł Liszt i spojrzał na drugiego.

- Chodźmy tam i zrobimy taką mini konkurencję, a mianowicie kto pierwszy wespnie się na sam szczyt drzewa - uśmiechnął się od ucha do ucha, a Ferenc patrzył na niego jak na jakiegoś kosmitę.

- To nie brzmi bezpiecznie i na pewno takie nie jest- krótko skomentował wyższy z mężczyzn.

- Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana jak to mówią- powiedział po czym zaczął biec w stronę owych drzew. Oczywiście Ferenc również uczynił to samo.

Minęło parę ładnych chwil zanim Liszt dał się namówić na tę dziwną konkurencję. Co to miało na celu?

- Gotowy? - spytał Fryderyk.

- Zawsze - uśmiechnął się drugi mężczyzna i na słowa start obaj zaczęli się wspinać. Gdyby ktoś ich teraz widział na pewno by pomyślał, że zwariowali albo zostali opętani. Do pewnego momentu Chopin wygrywał.

Niestety na jego nieszczęście jedna gałąź się urwała przez co starszy kompozytor spadł z drzewa przy tym rozcinając sobie skórę na brzuchu i klatce piersiowej.

Przerażony Liszt szybko zszedł z drzewa i podbiegł do leżącego pianisty.

- Wiedziałem, że to był zły pomysł - powiedział przerażony i wziął na ręce Fryderyka. Zaczął z nim iść w stronę swojego domu, aby opatrzeć mężczyznę.

Już po chwili znajdowali się w mieszkaniu Ferenca. Aktualnie Chopin leżał na łóżku, a drugi kompozytor opatrywał jego ranę starając się sprawić jak najmniej bólu drugiemu facetowi.

Gdy Fryderyk miał opatrzone rany na brzuchu i klatce piersiowej, Liszt wyszedł z pokoju, aby drugi mógł odpocząć. Dlaczego on się w ogóle zgodził na takie zabawy? Dobrze, że nic poważniejszego się nie stało. Brunet siedział przy stoliku w kuchni i czekał, aż jego gość się obudzi i wtedy będzie mógł być spokojny, że przeżył ten upadek.

Minęła godzina po tym czasie Ferenc poszedł do pokoju, w którym leżał Chopin, aby sprawdzić czy nowo poznany znajomy się obudził. Gdy brunet dostrzegł, że Fryderyk patrzy na niego oczami pełnymi zdziwienia odetchnął z ulgą i ze spokojem usiadł na łóżku obok drugiego mężczyzny. Wytłumaczył mu jak się znalazł w jego domu, a starszy pianista słuchał każdego wyrazu bardzo uważnie na pewno uważniej niż wykładów Mickiewicza.

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz