- Więc od czego by tu zacząć - powiedział Mickiewicz.
- Najlepiej od początku - skomentował Krasiński w głowie snując już teorie dotyczące prawdy.
- Nie, to nic nie wnosi. Przewinę do ważniejszych momentów. Słowacki podszedł do mnie i poprosił, abym sprawdził jego wiersze i doradził co może poprawić, co robić lepiej i tak dalej. Oczywiście się zgodziłem. Poszliśmy pod jego domu, a on widocznie bał się ojczyma, gdyż do domu wchodził oknem. Wrócił do mnie i podał jedno ze swoich dzieł. Oceniłem i skorygowałem błędy. Następnie nawet nie wiem czemu, ale zaproponowałem mu nocleg u siebie. U mnie w domu pozwoliłem mu spać w sypialni, a sam spałem na kanapie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w nocy całował wieszak, wszedł do szafy i myślał, że jest na powstaniu, a na koniec zaczął się do mnie dobierać nazywając mnie Ludwiką. Obudziłem go, a on przeprosił i wyszedł w środku nocy z mojego domu. Nie zatrzymałem go. Potem postanowiłem iść do sypialni, ale po drodze znalazłem list. Z samego rana dnia dzisiejszego przeczytałem list. Był on od Ludwika do Juliusza. Spitznagel strzelił sobie w serce i myślę, że Słowacki cierpi dlatego musze go odnaleźć, aby być pewnym, że żyje i ma się dobrze. W domu go nie było, więc jak myślisz gdzie mógł się udać? - powiedział Mickiewicz pełen powagi.
- Ale całowaliście się? - powiedział Krasiński z lekką nadzieją na pozytywną nadzieją.
Adam złapał się za głowę - Nie, czy ty w ogóle słuchasz co ja do ciebie mówię?
-Tak, na jego miejscu bym poszedł się utopić w rzece. - wtedy go zatkało - Jezus Maria przecież ja mogę mieć rację - powiedział przerażony - ubieraj się i biegniemy nad Sekwanę.
Jak rzekł tak uczynili. Obaj poeci już po dłuższej chwili byli pod danym miejscem, lecz nikogo tu nie znaleźli.
- Możesz mi to wyjaśnić? Dlaczego biegłeś tu jak oparzony - zapytał Mickiewicz.
- Nie dawno uratowałem Juliusza jak się powiesił. Pomyślałem, że teraz może znowu zrobić to samo tylko, że tym razem ze skutkiem śmiertelnym. - wydyszał zmęczony Zygmunt.
- A co jeżeli jednak to zrobił tylko w innym miejscu. Myśl gdzie on może być. Musimy go uratować zanim będzie za późno. On jest jeszcze taki młody. - prawie wykrzyczał Adam.
- Nie mam pomysłu.- obaj panowie zrezygnowani usiedli na ziemi i zaczęli się zastanawiać - Chyba nie zostało nam nic innego jak czekać na rozwój wydarzeń i liczyć na cud.
- Niestety, ale masz rację - odparł Adam i oparł się o drzewo.
Obaj mężczyźni mimo wszystko w swoich głowach analizowali każde możliwe wyjście, skutki i miejsca, w których teraz może być młody poeta.
~~~~~~~~~~~
- Czyli teraz nadszedł mój koniec? - zapytał Słowacki ze łzami spływającymi po policzkach.
-Nie, najpierw musi dojść do ślubu. Mam pomysł powiem każdemu, że miałeś romans z Adamem i chciałeś coraz więcej, aż w końcu kazałeś mu się rozwieść. Mickiewicz chciał chronić swojej reputacji postanowił wyeliminować zagrożenie. Jestem genialny. - powiedział Towiański.
- Będę tutaj przez parę tygodni? - niepewnie zapytał Julek.
- Tyle ile potrzeba. W tym czasie będę Cię bił co również zwalę na tego śmiecia - Towiański się uśmiechnął i poklepał Juliusza po włosach.
- Jeżeli już umrę to czy mógłbym mieć ostatnie życzenie proszę? - zapytał poeta ze smutkiem i rezygnacją.
- Zależy o co konkretnie chcesz poprosić.
- Chciałbym, abyś dla mojej mamy powiedział, że zabiłem się sam. Niech nie żyje ze świadomością, że uczynił to Adam proszę - chłopak zaciągał się płaczem co jakiś czas.
- Jeżeli tylko to chcesz to dobrze. Nie jestem, aż takim potworem. - powiedział Andrzej nadal wydając dźwięk nożami.
Juliusz głośno przełykał ślinę. Jego oddech był przyspieszony, a serce biło coraz szybciej. Kroki oddalającego się w tle Towiańskiego. Jak można być tak okropnym człowiekiem? - Pytał się samego siebie pisarz. W głębi duszy Słowacki miał nadzieję, że ktoś go szuka mimo tego, że nie minął dopiero jeden dzień.
Julek postanowił się modlić.
-O, Ojcze wielkiego miłosierdzia i Boże wszelkiej pociechy, który przez proroka swego powiedziałeś: Wzywaj mnie w dzień utrapienia twego, a wyrwę cię i będziesz mnie czcił! - proszę cię - racz spojrzeć na mnie tak samo litościwie, jak spojrzałeś na ukochanego Syna Twego leżącego w krwawym pocie na Górze Oliwnej i zesłałeś Mu anioła, aby Go pocieszył. Wybacz me grzechy i pozwól zaznać spokoju w mym krótkim życiu. Amen - dokończył i zamknął oczy. Czuł dookoła siebie strach i niepokój.
Co jakiś czas pisarz otwierał oczy, aby zobaczyć czy nikogo nie ma dookoła. Było zimno, a mężczyzna był na zewnątrz w jakiś ruinach. Nagle w oddali dostrzegł jakąś postać. Mężczyznę konkretnie.
Juliusz był przerażony tym, że postać się zbliżała. Nie był to człowiek. Takie wnioski wyciągnął Słowacki gdy duch przeleciał nad dziurą.
- Tata? - zapytał łamiącym się głosem chłopak nadal płacząc.
- Nie płacz synku. Kocham Cię pamiętaj o tym- Euzebiusz pogłaskał syna po policzku.
- Nie opuszczaj mnie. Proszę zabierz mnie ze sobą. Nie chcę już być na ziemi.- Słowacki lekko uśmiechnął się do Euzebiusza.
- Aniołeczku mój mały jesteś taki silny i wytrwały. Przepraszam, że zostawiłem ciebie i mamę. Obiecuję Ci, że będę Tobie pomagał tak jak tylko umiem. Będziesz szczęśliwy - nadal lekko głaskał poetę po policzku.
- Tato proszę Cię chce pójść z tobą. Tam mi będzie lepiej niż tutaj proszę - Juliusz mówiąc każde słowo czuł wielką gulę w gardle.
- Nie mogę, wybacz mi synku. Jesteś jeszcze młody i nie zasługujesz na tyle zła. Nie ważne co się dzieje i jakich decyzji podejmujesz zawsze będę z tobą pamiętaj o tym. - mężczyzna zaczął się powoli oddalać i znikać z pola widzenia syna.
- Tato nie. Nie zostawiaj mnie znowu. Proszę. Mam tylko Ciebie, proszę wróć tu - krzyczał Słowacki kiedy postać Euzebiusza stała się niewyraźna. To było okropne uczucie. Stracił swojego ojca drugi raz.
Kiedy Julek obejrzał się dookoła zobaczył, że na jego nogach leży czarno- biały mały, obraz. Przedstawiał on Euzebiusza z synem. Obaj panowie byli szczęśliwi. Starszy stał lekko z tyłu i opierał ramię o młodszego. Na ilustracji Słowacki miał może z 6 lat, a w ręce trzymał piłkę do nogi. Obraz był bardzo realistyczny dzięki czemu Julek przypomniał sobie tamten dzień. Ten cudowny letni dzień. W tle był stary, przytulny dom Salomei. Wtedy życie było takie łatwe i piękne. Dlaczego Bóg jest taki niesprawiedliwy? Zabiera ważne osoby w życiu i nic nie oddaje w zamian. Stworzyciel Świata nie pyta czy jesteś gotowy na śmierć ojca. Nie pyta czy dasz sobie radę kompletnie sam. Nie pyta o nic.
Jeżeli Bóg ma dla każdego plan to ten plan nie obejmuje Słowackiego.
![](https://img.wattpad.com/cover/254750022-288-k706191.jpg)
CZYTASZ
Rzeka Przeznaczenia
Roman d'amour- Udasz, że nic się nie stało? Przychodziłem do Ciebie do szpitala! Uratowałem ci życie, a ty udajesz, że mnie nawet nie znasz! Myliłem się co do Ciebie - Juliusz zaczął do niego podchodzić. Mickiewicz cały czas milczał i przyglądał się drugiemu...