* Kilka godzin wcześniej*
Gdy Julek wrócił już do środka straszliwie mu się nudziło. Co innego można było powiedzieć o Adamie. Gdyby nie to, że dookoła jest pełno ludzi to co najmniej połowa ze zgromadzonych kobiet zrzucałaby swoje majteczki.
Po tańcu Celina usiadła obok młodszego poety i sięgnęła po trunek, aby się trochę ochłodzić, a w zasadzie to bardziej po to, aby mieć energie na dalsze tańce.
- Chodź dam ci coś - uśmiechnęła się dość dziwnie kobieta i wzięła pisarza za rękę, a następnie poszła z nim do przedsionka. Słowacki nie miał nawet chwili na jakiekolwiek słowa sprzeciwu, więc ledwo stawiając kroki przez nagłe pociągniecie poszedł za kobietą.
- Co się stało? - Juliusz zachował bezpieczną odległość od Szymanowskiej.
- Widzę, że jesteś przybity i znudzony. Mam coś co ci poprawi nastrój - Celina wyciągnęła ze swojej torebki dwie białe tabletki.
- Ja nie biorę takich rzeczy! Mama mi mówiła, że to uzależnia i mam nie brać niczego od obcych! - wykrzykiwał Julek.
- Ciszej bądź bo ktoś nas usłyszy i oboje będziemy mieli duże kłopoty, a tego chyba nie chcesz - Szymanowska rzuciła mu groźne spojrzenie.
Pisarz pokiwał jej głową na znak, że rozumie.
- Skoro nie chcesz to nie, ale jestem pewna, że po tym byłbyś bardziej wyluzowany i pewny siebie. Może udałby ci się nawet zagadać do jakiejś samotnej, pięknej kobiety.
- No nie wiem. To nie jest dobry pomysł.
- Nie to nie. Chociaż jestem pewna, że prawdziwy poeta taki jak Mickiewicz nie zastanawiałby się tylko by się wyluzował. Raz się żyje. - kobieta odwróciła się i chciała już odchodzić, ale w ostatnim momencie Słowacki wyrwał jej torebeczkę z tabletkami i od razu połknął dwie.
Celina uśmiechnęła się i zaprowadziła poetę z powrotem na jego miejsce. Pisarz działanie narkotyku odczuł niemalże natychmiast. Początkowo odczuwał euforie, której nie czuł od tak dawna. Dzięki temu od razu ruszył na środek sali i zaczął tańczyć z jakimiś przypadkowymi ludźmi. Następnie mężczyzna odczuł błogostan przez co zwolnił swoje ruchy i powrócił do stołu, ale nie w swoje miejsce, tym razem usiadł obok jakiś ludzi i zaczął z nimi rozmawiać. Słowacki czuł rozluźnienie, a na sam koniec zaczął odczuwać senność.
Niby rozmawiał z tymi ludźmi ze stołu, ale prawda była taka, że nie mógł się skoncentrować ani trochę na żadnym z wypowiedzianych słów. Mężczyzna postanowił, że opuści bankiet szybciej niż inni. Wyszedł z budynku i zaczął iść przed siebie nie wiedząc dokąd chce dojść.
Około pół godziny później bankiet się zakończył, a Juliusz nadal pałętał się bez sensownie. W pewnym momencie pisarz poczuł potrzebę załatwienia potrzeb fizjologicznych. Z tego powodu poeta poszedł trochę na odludzie, a gdy chyba nie było ludzi zdjął to co mu zbędne i zaczął sikać.
Ku zdziwieniu Słowackiego akurat obok szła jakaś starsza pani, która doznała szoku, gdy go zobaczyła.
- Ale bydlak! - powiedziała i oczywiście chodziło jej o Juliusza załatwiającego potrzeby w miejscu publicznym, ale jak można się domyślić pisarz zrozumiał to inaczej.
- Spokojnie! Pani się nie martwi. Mocno go trzymam. - odparł ze spokojem wymalowanym na twarzy, a po chwili podciągnął spodnie i schował to co nie powinno być widoczne dla byle kogo.
Słowacki szedł nadal przed siebie i nagle nie wiadomo dlaczego zapomniał jak się nazywało jedno z dzieł Mickiewicza i za wszelką cenę chciał sobie przypomnieć jego nazwę.
CZYTASZ
Rzeka Przeznaczenia
Romance- Udasz, że nic się nie stało? Przychodziłem do Ciebie do szpitala! Uratowałem ci życie, a ty udajesz, że mnie nawet nie znasz! Myliłem się co do Ciebie - Juliusz zaczął do niego podchodzić. Mickiewicz cały czas milczał i przyglądał się drugiemu...