6.Niedługo do ciebie dołączę

43 4 1
                                    

- Miałeś dużo szczęścia. Gdybyś wszedł jeszcze trochę wyżej mogłoby być o wiele gorzej - po wytłumaczeniu jak Chopin znalazł się w domu Ferenca, Liszt spojrzał na swojego gościa.

- Przepraszam - Fryderyk spuścił swój wzrok na ręce. Często tak robił, gdyż wtedy czuł się lepiej i pewniej. Mężczyźnie było głupio z powodu swojej głupoty.

- Nie masz za co przepraszać. Mogłem się nie zgodzić i wybić Ci ten pomysł z głowy, ale tego nie zrobiłem - młodszy kompozytor wstał z łóżka na którym przed chwilą siedział - jak będziesz gotowy to przyjdź do kuchni, tam będę siedział. - po tych słowach mężczyzna wyszedł z pokoju.

Pomieszczenie było przytulne. Ściany były w kolorze brązowym. Po lewej stronie pokoju stało duże wygodne łóżko z wieloma poduszkami na nim. Przy łóżku stała mała szafeczka nocna z trzema szufladkami. Po drugiej stronie pokoju stało małe pianino. Na środku pokoju leżał miękki dywan ze skóry niedźwiedzia. Podłoga była dość stara przez co przy każdym kroku było słychać skrzypienie. Między łóżkiem, a pianinem stało małe, brązowe biureczko, a nad nim duże okno z białymi firanami. Nad drzwiami wisiał mały obraz ukazujący Pana Jezusa, dla którego z jednej ręki wystają dwa promienie, jeden w kolorze niebieskim, a drugi w kolorze czerwonym. Natomiast drugą rękę trzymał w górze. Jezus na obrazie był bosy, a cała kolorystyka obrazu była ciemna.

Po kilku chwilach, gdy Fryderyk poczuł się na siłach aby wstać, uczynił to i udał się w poszukiwaniu kuchni. Nie zajęło mu to długo, ponieważ kiedy tylko przekroczył próg pokoju, w którym jeszcze przed chwilą się znajdował, zobaczył swojego nowego znajomego siedzącego aktualnie tyłem do Chopina.

Niższy kompozytor podszedł do Liszta i cicho chrząknął, aby tamten go zauważył i nie wystraszył się.

- Dobrze się już czujesz? Nie boli Cię nic? - zapytał Ferenc pełen troski, cały czas patrząc na swojego gościa.

- Już mi lepiej. Będę się już zbierał - powiedział Chopin nie patrząc na drugiego mężczyznę.- Nie chcę nadużywać twojej gościnności.

- Za to ja chcę, abyś jej nadużywał- uśmiechnął się Ferenc i wskazał krzesło swojemu gościowi. Oczywiście Fryderyk usiadł na wskazanym miejscu i się lekko uśmiechnął.

~~~~~~~~~

Życie Juliusza nigdy nie należało do tych łatwych. Od czasu kiedy rodzicielka widziała jak ojczym uderzył Słowackiego, mężczyzna nie odzywa się do matki. Poeta zakluczył się w swoim pokoju i wychodzi jedynie oknem.

Ze względu, że nie mieszka wysoko nic mu się nie stanie. Obok okna stoi drzewo dzięki, któremu Juliusz schodzi i wchodzi do domu. Poeta już dobrze zapoznał się z całą budową drzewa dzięki czemu wie gdzie postawić nogę tak, aby gałąź nie pękła.

Z wierszy Słowacki nie zarabia nic. Nikt go nie docenia. Cały czas jest gorszy od innych i zawsze jest w cieniu.

Pewnego dnia Juliusz wpadł na genialny pomysł. Mianowicie brunet postanowił grać na paryskiej giełdzie.

Młody poeta miał smykałkę do tego i to zajęcie przynosiło mu coraz większy zysk. Można by było rzecz, że w życiu Słowackiego, w końcu się wszystko układało. Kiedy wieczorem mężczyzna wracał do domu jak zwykle drzewem, pod drzwiami swego pokoju zauważył list. Nie wiedział jak się tam znalazł skoro pokój cały czas był zakluczony. Pisarz podszedł do drzwi i chwycił w dłoń kartkę papieru. Gdy zauważył kto jest autorem od razu na twarzy poety pojawił się uśmiech, a jego oczy okazywały miliony pozytywnych emocji.

Nie czekając ani chwili dłużej zaczął czytać staranne pismo Ludwika Spitznagela.

Kochany Juliuszu, mój Najdroższy Przyjacielu,

Słowa nie wrażą jak bardzo ogromne przeprosiny jestem Ci winien,

Tak bardzo Cię przepraszam,

Przepraszam, że zostawiłem Cię samego,

Przepraszam, że sobie nie radzę z życiem,

Niestety chciałbym pisać z dobrą wiadomością, ale nie będę kłamał,

Jeżeli to czytasz oznacza to, że nie żyję.

Nie dawałem już rady ze wszystkim co mnie otaczało.

Mam nadzieję, że dasz sobie radę i poradzisz sobie ze wszystkimi obelgami na twój temat.

Do zobaczenia w lepszym świecie!

Ludwik Spitznagel

Poeta nie mógł uwierzyć w to co właśnie przeczytał. To nie mogła być prawda. Nie, to na pewno jakiś głupi żart ojczyma, albo kogoś innego. Brunet jeszcze raz przeanalizował treść i był pewny, że to jego przyjaciel, ponieważ rozpoznał jego pismo. Mimo to Słowacki nie dopuszczał do siebie myśli, że to się dzieje naprawdę. To na pewno jest sen, a on się zaraz wybudzi. Niestety to się nie wydarzyło.

Mężczyzna głośno krzyknął i z oddali można by było rozpoznać, że to krzyk rozpaczy i bólu. Jedyny przyjaciel Juliusza popełnił samobójstwo. Wtedy do Słowackiego dotarło, że jeżeli zrobi to samo to na pewno spotka Spitznagela w lepszy dla obu panów świecie. Długo nie myśląc Słowacki ze łzami w oczach i na policzkach opuścił swój pokój uprzednio biorąc linę w rękę.

Biegł ile miał sił w nogach. Miejsce do, którego chciał dobiec mężczyzna to te drzewo, na którym są imiona obu panów. To te miejsce gdzie Słowacki przychodził się uspokoić i zrelaksować. To samo, które już zawsze będzie wyjątkowe dla poetów.

Julek stojąc już obok rzeki spojrzał jeszcze raz na drzewo, a następnie rozejrzał się czy nie ma nikogo dookoła, kogoś kto mógłby go uratować. Nikogo nie było. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Słowacki wypowiedział swoje ostatnie słowa, które brzmiały tak:

- Poczekaj na mnie Ludwiku. Zaraz do ciebie dołączę i już nic ani nikt nie będzie wstanie nas rozdzielić.

Po tych słowach mężczyzna wziął jeden koniec liny i mocno przymocował go do wysokiej, grubej gałęzi na drzewie. Po policzkach jeszcze spływały mu łzy. Wziął jakiś pieniek i na nim stanął. Zawiązał drugi koniec tak jak na szubienicy i przełożył przez swoją głowę.

Poeta wziął do ręki list i ucałował go. Następnie mocno ścisnął list w dłoni.

Noc była bardzo piękna. Gwiazdy jasne, a księżyc w kolorze jasnego fioletu. Na niebie była niewielka ilość chmur. To była idealna noc do popełnienia samobójstwa. Wtedy Juliusz zrzucił pieniek, tym samym zawisnął na tym drzewie. Czuł jak powoli traci oddech. To było bolesne, ale brunet nie żałował swojego wyboru.

Ze wszystkich emocji pisarz stracił przytomność. To było najlepsze co mogło go aktualnie spotkać. Nie czuł już nic.

Wtem w oddali zauważył nie kogo innego jak Spitznagela. Mężczyźni zaczęli biec w swoją stronę, a kiedy znaleźli się obok siebie zamknęli się w uścisku.

- Już jestem Ludwiku - uśmiechnął się Julek - będziemy razem na wieki.

- Nie - odparł stanowczo drugi poeta - to jeszcze nie czas na Ciebie. Spotkamy się jeszcze kiedyś, ale to nie ten czas.

Po tych słowach Słowacki usłyszał krzyki jakiś ludzi. Nie wiedział o co chodzi. Postać przyjaciela poety zniknęła i teraz brunet został sam.

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz