- Gotowy jesteś? - spytał Ferenc stojąc w progu drzwi do domu Fryderyka.
- Czekaj jeszcze chwilę - krzyczał pianista biegając z pokoju do pokoju.
- Czego szukasz? Pomogę ci i będzie szybciej. Nie zdążymy na pociąg.
- Dam sobie radę - przebiegł do ostatniego z pomieszczeń i uradowany ze znalezienia zguby poszedł do wyjścia. Obaj panowie wyszli i kierowali się w stronę dworca.
- Czego szukałeś?
- Tego - kompozytor wskazał na swoją prawą rękę, na której znajdowała się duża czerwona gumka w białe kropeczki. Miała ona jeszcze wystające kawałki materiału przez co wyglądało to trochę jak kokardka.
- Szukałeś gumki do włosów? - zdziwił się Liszt - mogliśmy ci coś znaleźć na miejscu skoro masz potrzebę związywać włosy. Aczkolwiek uważam, że nie musisz tego robić, bo i bez tego wyglądasz cudownie. Przy okazji, nie uważasz, że wygląda to trochę no wiesz, kobieco?
- Nie będę tego używał dla siebie. Wiem, że to jest kobiece, bo to pamiątka po mojej siostrze.
- Możemy ją odwiedzić i zatrzymać się u niej jeżeli chcesz.
- Ona nie żyje od 8 lat - powiedział i spojrzał przed siebie, a następnie na gumkę na ręce.
- Przepraszam, ja nie wiedziałem - zatrzymał się i spojrzał na Chopina. Drugi mężczyzna również się zatrzymał.
- Nic się nie stało. Miałeś prawo nie wiedzieć. Chodźmy już, bo się spóźnimy.
Młodszy kompozytor podniósł podbródek drugiego tak, aby patrzyli sobie w oczy.
- Na pewno wszystko ok? Przepraszam jeszcze raz.
- Tak. Chodźmy już - Fryderyk uśmiechnął się i obaj pianiści znowu ruszyli na dworzec.
Kompozytorzy dotarli na miejsce przed czasem. Ich pociąg jeszcze nie przyjechał, więc mieli chwilę na odpoczynek, rozmowy czy cokolwiek chcieli robić w tym krótkim czasie.
- Dokąd właściwie jedziemy? - zapytał Chopin po chwili ciszy, opierając się o ścianę.
- Dowiesz się na miejscu, ale gwarantuje, że ci się spodoba - Ferenc uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Zaufam ci - przewrócił oczami, a po niecałych 5 minutach przyjechał ich transport kolejowy.
Obaj panowie wzięli swoje bagaże i udali się do stojącego pojazdu. Oczywiście musieli poczekać, aż inni ludzie wyjdą. Nikt nie zwracał na siebie uwagi oprócz jednego mężczyzny w wieku zbliżonym do tego Mickiewicza.
Mężczyzna wydawał się znajomy dla Chopina, ale aktualnie pianista nie mógł sobie przypomnieć skąd go kojarzy. Wspomniany pan przepychał się wśród ludzi i na każdego wrzeszczał. Do każdego miał jakiś problem, nawet jeżeli nikt nic nie robił. Mężczyzna posunął się nawet do tego, że wyrwał jakiejś 5-latce balonik i wypuścił go w powietrze, ponieważ podobno dziewczynka trzymała przedmiot zbyt wysoko przez co on niby nie mógł normalnie się przemieszczać.
— Nie warto się kłócić. Chodźmy już. Patrz tam są wolne miejsca — powiedział Fryderyk po tym jak zauważył, że jego ukochany mocniej zaciska ręce na rączce od walizki w geście zdenerwowania.
— okej — powiedział i oboje wsiedli do pociągu bez uprzednich kłótni z tym gburowatym mężczyzną. Kompozytorzy zajęli ostatnie wolne miejsca siedzące, a w ciągu kilku minutach maszyna ruszyła.
Niższy z panów ułożył się wygodnie na barku drugiego i zamknął oczy, pogrążając się w swoich myślach. W zasadzie to długo nie zajęło mu zaśnięcie. Był zmęczony, ponieważ zeszłej nocy Liszt nie dał mu długo pospać z wiadomych powodów.
Podróż była dość długa, ponieważ kiedy Chopin się obudził nadal byli w pociągu i nadal jechali.
- Ile jeszcze? - spytał starszy z panów rozciągając się lekko tak, aby nikomu nie przeszkadzać.
- Czekaj - Ferenc spojrzał na zegarek na swojej ręce i chwilę się zastanawiał - jeszcze około 10 godzin podróży.
- ILE!? Przecież ja się tu zanudzę na śmierć - wyjękiwał ze znudzeniem w głosie.
- Dasz radę. Nie jesteś małym dzieckiem. Pomyśl o tym, że tam gdzie cię zabieram na pewno ci się spodoba.
- Eh... no dobra - kompozytor oparł głowę o szybę i przyglądał się widokom dookoła.
Po prawie godzinie ciszy młodszy pianista postanowił przerwać to milczenie.
- O czym myślisz?
- Po drodze było 245 krów, 24 panie w różowych spódnicach, 5 panów w garniturach i chyba 15 koni gniadych.
- Wow, jestem w szoku. Serio to wszystko zapamiętałeś?
- Nie mam co robić ciekawszego, a tak przynajmniej mija mi czas. Jakoś sobie radzę - uśmiechnął się pogodnie.
- Dobrze. Obiecuję, że wynagrodzę ci tą żmudną podróż - mężczyzna złapał Fryderyka za rękę i lekko ścisnął.
Po kilkunastu godzinach dojechali na miejsce. Wzięli swoje walizki i wyszli z dworca. Bez żadnego słowa młodszy z panów zaczął kierować się w jakimś kierunku co oznaczało, że drugi zaczął podążać za nim.
Chopin rozglądał się po mieście. Od razu rozpoznał to miejsce. Zresztą kto by nie poznał miasta na wodzie?
- Wsiadaj tu i nie wypadnij - powiedział wyraźnie Liszt, a po chwili obaj panowie znaleźli się w łodzi z jakimś mężczyzną. - Znasz włoski?
- Znam - Fryderyk uśmiechnął się i patrzył na swojego kompana.
- W takim razie powiedz dla tego pana, żeby nas podwiózł łodzią na ten adres. - podał kompozytorowi karteczkę z nazwą chyba hotelu, ale Chopin nie był tego pewien.
- Dzień dobry! - spojrzał na obcego mężczyznę i cały czas po włosku kontynuował rozmowę, a raczej monolog, bo w zasadzie to tylko on mówił. - Mógłby nas pan nas zawieźć swoją łodzią do Splendid Venice - Starhotels Collezione?
- Za odpowiednią cenę mogę zawieźć panów dokąd tylko chcecie - właściciel pojazdu uśmiechnął się przebiegle.
- Powiedział, że jeżeli zapłacimy to nas powiezie - powiedział pianista do Liszta.
- Zapytaj go ile chce.
- Ile pan chce? - spojrzał na mężczyznę.
- Hmm... Za taką trasę chcę 45 tureckie lire.
- Powiedział, że chce 45 - powtórzył Chopin.
- Zgódź się. I tak nie mamy jak tam inaczej dotrzeć. - skomentował Ferenc z lekkim załamanie wymalowanym na twarzy.
- Zgoda, niech pan już płynie - powiedział (oczywiście po włosku) starszy kompozytor, a po niecałych 5 sekundach łódź ruszyła.
Obaj mężczyźni podziwiali widoki otaczające ich. Okazało się, że hotel nie był wcale tak daleko. Powoli i ostrożnie tak, aby nie wpaść do wody, kompozytorzy wyszli z łodzi i weszli na ląd. Obaj panowie ciągnąc swoje ciężkie bagaże weszli do budynku.
Podeszli do recepcji i po dostaniu się do odpowiednich pokoi zaczęli rozpakowywać się.
- Zapowiada się ciekawy wyjazd - zaśmiał się Ferenc i pocałował Fryderyka.
***********
Nie sprawdzane, bo tak.
Coraz bliżej końca kochani.
Przy okazji pochwalę się. Uszyłem Juliusza XD. Nie ma jeszcze włosów, ale jako taki jest XD
CZYTASZ
Rzeka Przeznaczenia
Romance- Udasz, że nic się nie stało? Przychodziłem do Ciebie do szpitala! Uratowałem ci życie, a ty udajesz, że mnie nawet nie znasz! Myliłem się co do Ciebie - Juliusz zaczął do niego podchodzić. Mickiewicz cały czas milczał i przyglądał się drugiemu...