22. Krew chyba ciurkiem mi leci z nosa

29 3 0
                                    

Kobieta chciała się wyrwać lub odsunąć od siebie Towiańskiego, lecz po chwili poczuła zimne usta mężczyzny na tych swoich. Branicka zaczęła odpychać Andrzeja od siebie, ale mężczyzna był silniejszy i nie odchodził on niej nawet na chwilę. 

Zygmunt nie wytrzymał i nawet nie patrząc czy ktoś go widzi czy nie wszedł do domu Andrzeja. Od razu udał się do pokoju, który jeszcze przed chwilą oglądał przez okno. Gdy pisarz zobaczył filozofa nad kobietę bez zastanowienia się zamachnął i go walnął w tym głowy.

Zszokowany Towiański chwilę trzymał się za bolące miejsce i patrzył na poetę. Ta chwila nie trwała długo, gdyż Andrzej nie pozostał dłużny i również oddał cios. Między mężczyznami nie było teraz nawet centymetra odstępu. Oboje okładali się pięściami leżąc na ziemi. Kiedy dla Zygmunta udało się być na górze i unieruchomić ręce Towiańskiego, pisarz okładał twarz filozofa pięściami. 

Całej szarpaninie przyglądała się Eliza, która nie wiedziała co ma zrobić. Wtrącić się i ich rozdzielić czy nic nie robić? Ostatecznie kiedy zauważyła, że obaj panowie są mocno poturbowani, a Krasiński najprawdopodobniej ma złamany nos, podbiegła do nich i zaczęła ich rozdzielać. Nie było to łatwe zadanie, gdyż nie miała na tyle siły. Wtedy dostrzegła jak filozof lekko rozciął kawałkiem szkła skórę poety. Gdy to zauważyła nie wytrzymała w milczeniu.

- Przestańcie! - wykrzyknęła kiedy nie dawała już rady ich oddzielać. 

Zygmunt po tych słowach posłusznie odsunął się od filozofa i wytarł rękawem krew spływającą ze swego nosa.

- Masz trzymać się z daleka ode mnie i moich przyjaciół.

Andrzej nadal leżał na ziemi i wycierał krew z twarzy. Nie miał zamiaru nawet nic mówić, ani za nimi biec.

Po tych słowach Krasiński z Elizą wyszli z domu Towiańskiego.

- O co chodzi? Chyba należą mi się wyjaśnienia nie sądzisz? - powiedziała kobieta kiedy byli już na dworze.

- Pójdźmy  w jakieś bardziej ustronne  miejsce.

Kobieta przytaknęła głową i wtedy obie osoby udały się do domu poety. Droga była dość długa, i cała trasa minęła w niezręcznej ciszy. W domu pisarza, po zdjęciu przez Zygmunta brudnych ubrań, Eliza zaczęła opatrywać i wycierać krew z ciała mężczyzny. Co jakiś czas Krasiński cicho syczał z bólu, gdy na jego rany polewana była woda utleniona.

- Proszę bardzo wytłumacz mi w tym momencie o co chodziło lub o co nadal chodzi między tobą, a tym Towiańskim czy jak mu tam.

Zygmunt ciężko westchnął i zaczął mówić wszystko co miał do powiedzenia na ten temat:

- Przejdę do konkretnych sytuacji, bo cała opowieść o nim znudziłaby Cię. Dawno temu żyli sobie dwaj przyjaciele Adam i Andrzej. Pewnego dnia Adam wyjechał z kraju i nic nie powiedział dla swojego przyjaciela. Jak się okazało mężczyźni spotkali się znowu po kilku latach tutaj w Paryżu. Towiański chciał się zemścić na Mickiewiczu za to, że go porzucił. Na początku miał kazać dla Celiny oskarżyć Adama o molestowanie, pobicia, gwałty i tym podobne. Później plan Andrzeja zmienił się i w planach miał zabójstwo Słowackiego i wrobienie w to Mickiewicza. Ostatecznie nie udało mu się to, ale udało mu się zatruć Adama arszenikiem. Nie wiemy jeszcze z Juliuszem kiedy tego dokonał, ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że na pewno to Towiański to zrobił i taki człowiek nie może nie zostać ukarany. Teraz twoja rola czyli miałaś mu zrobić to samo co on chciał zrobić Adamowi, ale kiedy zobaczyłem jak Cię całuje, a ty go odpychałaś coś mnie ruszyło i musiałem wkroczyć do akcji. Podejrzewam, że Andrzej również wykorzystuje Celinę i tylko dlatego ona mu pomaga.

Eliza milczała, lecz nie trwało to długo. Kobieta wyprostowała się i zaczęła analizować wszystko w głowie.

- Zabił Mickiewicza? - spytała patrząc w oczy poety.

- Na szczęście nie. To tylko i wyłącznie dzięki Juliuszowi, bo nie poddał się do ostatniej chwili nawet kiedy jego ojczym, czyli lekarz stwierdził, że już nie ma szans. Teraz Adam leży w szpitalu na oddziale intensywnej terapii. Nie wiem dokładnie co z nim, ale gdyby coś było nie tak to Słowacki na pewno by do mnie przyszedł i poinformował mnie o tym. Trzeba być dobrej myśli.

- Rozumiem. W skrócie mówiąc chciałeś się zemścić na Andrzeju?

- Tak.

- Czyli nie różnisz się od niego. - skomentowała Branicka i odwróciła wzrok od pisarza. - Tak samo jak on chciałeś komuś zniszczyć życie. Powinieneś być lepszy niż on. Jak on skoczy z mostu to ty też to uczynisz?

Po tych słowach Zygmunta zamurowało. Nie myślał o tym w ten sposób. W ogóle nie myślał wykonując swoją misję. Był pod wpływem zbyt wielu emocji, aby analizować wszystkie za i przeciw.

- Przepraszam. - to jedyne co pisarz wypowiedział.

- Będę już szła do domu,  a tobie radzę nie wpakować się w kolejną bójkę.

Eliza wzięła swój płaszczyk i opuściła dom Krasińskiego. Mężczyzna siedział na stołeczku i patrzył w ścianę. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Andrzej na pewno już jest w drodze na peron, a zresztą drugi raz nie miał zamiaru bić się z filozofem.

Poeta postanowił pójść do Słowackiego. Mężczyzna nie powinien być teraz sam. Zygmunt się ubrał w czyste ubrania i wyszedł z domu. Pierwsze miejsce do którego się udał to szpital. Pisarz podejrzewał, że drugi poeta najprawdopodobniej nadal siedzi w szpitalu. 

Oczywiście Krasiński się nie mylił i po przekroczeniu progu dostrzegł w rogu sali Juliusza. Mężczyzna oparty był o ścianę i miał zamknięte oczy. Zasnął. Zygmunt pomyślał, że krzesło i ściana szpitala to nie są najlepsze miejsca na sen dla nikogo. Powoli podszedł do starszego od siebie poety i zaczął go lekko szturchać, aby go obudzić.

Kiedy Julek się obudził i przetarł leniwie oczy młodszy pisarz powiedział:

- Chodźmy do domu. On jest tu bezpieczny, a tobie przyda się sen.

- Nigdzie nie idę - powiedział Słowacki ziewając.

- Idziesz.

- Nie.

Po tych słowach Zygmunt wziął zaspanego mężczyznę na plecy i wyszedł z nim z budynku. Zaczął kierować się w stronę domu Juliusza.

- Nie, tylko nie do mojego domu - powiedział starszy pisarz i zaczął się wiercić.

- W takim razie idziemy do mnie - uśmiechnął się blondyn i zmienił kierunek swojej trasy. Dzięki temu, że Julek nie był ciężki i przestał się wiercić, podróż minęła dość szybko. 

- Chcesz coś do jedzenia? Coś do picia? - zapytał gospodarz odstawiając swojego gościa na ziemię i wchodząc do domu.

- Chcę spać. - odpowiedział Słowacki i wszedł do pierwszego lepszego pokoju, który jak się okazało był chyba sypialnią. Poeta rzucił się na łóżko i od razu zasnął cicho pochrapując.

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz