42. Miłość czy nienawiść?

24 3 3
                                    

Mężczyzna spotkany na dworcu przez pianistów to był nie kto inny niż Andrzej Towiański. Filozof dopiero teraz uznał, że jest odpowiedni czas na powrót do Paryża. 

Jego aktualnym celem było odnalezienie Celiny i dowiedzenie się o wszystkim co i komu mówiła. Ze względu na swój chwilowy wyjazd nie był na bieżąco z tym co dzieje się u Mickiewicza czy Słowackiego. To było kolejnym celem na jego liście.

Wkurzony na cały świat z nieznanego dla nikogo powodu, szedł przed siebie. Właśnie w tym kierunku prowadziła droga do jego domu, który był pusty tyle czasu.

Mężczyzna odłożył swoje rzeczy w miejscu swego zamieszkania i od razu je opuścił. Zaczął chodzić po miejscach gdzie może być Celina. W zasadzie to nie wiedział gdzie może być dlatego chodził po całym mieście. Nie znał jej ulubionych miejsc, ponieważ nie interesowało go to.

Czy było tak zawsze? Nie, kiedyś naprawdę był empatyczny w stosunku do innych. Niestety to się zmieniło. No nic, nie warto patrzeć w przeszłość. 

* Podczas oświadczyn * 

Juliusz nie zamierzał dłużej przeszkadzać podczas tej chwili ważnej dla Zygmunta i Elizy dlatego wyszedł z lokalu uprzednio ciągnąć ze sobą Celinę. 

- Chodź stąd. Niech pobędą sami. Idź do domu czy coś porób.

- A co z tobą? Chcesz spędzić resztę dnia samotnie?

- Wiesz, gdybym chciał go spędzić z tobą to bym ci powiedział. Na razie mam inne cele. 

- No dobrze. W takim razie do zobaczenia kiedyś.

- Do zobaczenia.

Po tym jakże krótkim monologu oboje poszli w przeciwnych kierunkach i jak się okazało wybrali najgorsze drogi dla obojga. 

Po drodze Szymanowska w oddali zauważyła Towiańskiego, więc  nie próbując zwracać na siebie uwagi zmieniła kierunek swojej trasy i zakryła głowę chustą. Na jej szczęście po drodze spotkała dość dużą grupę ludzi dzięki czemu mogła zniknąć w tłumie niezauważona.

Misja zakończona sukcesem. No prawie, ponieważ nie mogła nawet wrócić do domu poety. Celina pomyślała, że rozsądnym wyjściem będzie udanie się do Delfiny, która na pewno ją przyjmie na jakiś czas.

Jak pomyślała tak uczyniła i po chwili znalazła się pod domem kobiety.

Niestety, a może i stety Juliusz nie miał takiego szczęścia.

W drodze do swojego domu ( która do długich nie należała) usłyszał czyjąś kłótnie. Nikogo nie przejęłoby to, że ktoś się kłoci. Nie warto wsadzać nosa w nie swoje sprawy. Dziwne było jednak to, że po pierwsze krzyczeli w języku polskim, a po drugie kłótnia dobiegała z okolic domu pisarza.

Słowacki czym prędzej zaczął iść do domu. Wtedy dostrzegł swojego ojczyma oraz matkę w progu, a przed nimi stał mężczyzna wzrostu Juliusza. 

Julek dostrzegł w oczach matki ledwo zauważalny smutek i ból. Natomiast w oczach Augusta była jedynie nienawiść i pogarda. To mówiło wszystko o tym kim jest mężczyzna stojący tyłem do poety. 

Słowacki stanął w bezpiecznej odległości tak, aby coś słyszeć i widzieć. Bécu krzyczał na nikogo innego jak na Mickiewicza. Co dziwne wieszcz nie odpowiadał mu, a jedynie patrzył wielkimi oczami na swojego rozmówcę. 

- Wiesz ile on przez Ciebie przeszedł? - wtrąciła się Salomea.

- Wiem, dlatego mam jedną prośbę do ciebie - Adam spojrzał na matkę Juliusza i zaczął szukać czegoś w kieszeniach. Po chwili wyjął z jednej z kieszeni list. Był przemoknięty wodą, ale dało się z niego coś wyczytać jeżeli ktoś chciał. - Proszę przekaż to dla twego syna i powiedz, że to ode mnie, jeżeli możesz to nie czytaj tego. Powiedz mu również, żeby zjawił się za 2 dni w moim domu, ale jeżeli nie będzie chciał to zniknę z jego życia na zawsze.

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz