W drodze do Zygmunta, Słowacki cały czas rozmyślał nad tym co rzeczywiście się tam wydarzyło i czy w ogóle coś takiego miało miejsce. Przecież gdyby doszło do pocałunku to Juliusz na pewno by o tym pamiętał. A może Krasiński to ukryty gwałciciel? - zapytał sam siebie Słowacki, ale po chwili uderzył sam siebie (oczywiście w myślach, bo gdyby zrobił to w życiu realnym to mogłoby to wyglądać trochę dziwnie) za takie myślenie. Zbyt dobrze znał poetę. Zresztą powiedziałby Julkowi gdyby coś było na rzeczy.
Pod domem Zygmunta, Słowacki bez pukania mimo, że nie było to kulturalne wszedł do domu pisarza, lecz już po chwili pożałował swojego zachowania. Od razu po wejściu, a raczej wbiegnięciu do salonu dostrzegł Krasińskiego i Elizę, który aktualnie lecieli w ślinę. Od razu Julek zorientował się, że gdyby nie przyszedł teraz to doszłoby do czegoś więcej.
No cóż będą mieli jeszcze na to czas, a teraz sprawa Słowackiego była ważniejsza.
- Juliuszu co ty tu robisz? - zapytał zakłopotany pisarz i odsunął się lekko od kobiety i spojrzał na starszego od siebie mężczyznę.
- Wiesz o to samo mógłbym zapytać, ale się domyślam. Przyszedłem tutaj, ponieważ musisz mi coś wyjaśnić.
- Dobrze, skoro już i tak tu jesteś to zapraszam. Usiądź i powiedz o co chodzi i co jest tak ważne, że wchodzisz tu jak do siebie?
Słowacki z powagą zbliżył się do pisarza i zaczął cicho mówić tak jakby nie chciał, aby Branicka to usłyszała:
- Czy ty jesteś gwałcicielem bezbronnych mężczyzn? Bo jeżeli tak to ja Ci mogę jakoś pomóc z tego wyjść.
- Juliusz o czym ty do diabła mówisz? - spytał Krasiński również szeptem, ale nieco głośniejszym.
- Ponoć nad rzeką się całowaliśmy, a ja nie przypominam sobie takiej sytuacji. Zapytam wprost czy straciłem pamięć i w rzeczywistości żyję z tobą i Elizą w związku poligamicznym?
Po tych słowach Zygmunt wybuchnął śmiechem przez co pozostałe dwie osoby patrzyły na niego jak na wariata.
- Nie, nie żyjemy wszyscy razem w związku, ani nie całowaliśmy się. Sytuacja wygląda tak, że gdy postanowiłeś zrobić sobie wycieczkę na tamten świat ktoś musiał Cię ratować. Zrobiłem to ja przez co osoba poboczna mogła myśleć, że się całujemy. Profesjonalistą nie jestem jasne? We wszystkim pomagała mi Eliza. Potem zaniosłem Cię do siebie do domu, bo nie chciałem Cię zostawiać na podwórzu i musiałem dopilnować, że przeżyłeś. Nic nie ma więcej do tłumaczenia.
Wszystkiemu przysłuchiwała się Eliza, która nic nie mówiła i siedziała na kanapie. Prawdopodobnie wolałaby, aby Juliusz już sobie poszedł, ale z grzeczności i ze względu, że to nie jej dom nie wyprosi go.
- Czyli teoretycznie mnie całowałeś? - zapytał Słowacki patrząc w oczy drugiego pisarza.
- Nie, reanimacja usta usta, a całowanie to kompletnie dwie różne czynności - sprostował Zygmunt i usiadł obok kobiety. Juliusz cały czas stał w miejscu i przyglądał się obu osobom po kolei.
- Czyli nie jestem homoseksualistą?
- Tego nie wiem, ale na pewno nie ze mną. Chociaż powiem ci Juleczku, że pewne zachowania świadczą o czymś innym.
- Co masz na myśli?
- No zobacz ile miałeś kobiet? Ile razy zaprosiłem jakąś kobietę do tańca?
- Dobra rozumiem - przerwał mu Słowacki - Po prostu nie znalazłem takiej z którą chciałbym spędzić resztę życia.
- No jeżeli nie próbujesz nawet zagadać to raczej tak zostanie do końca twojego życia.
- A skąd mogę wiedzieć czy nie pracuje w jakiejś tajnej mafii? Może planują zabójstwo i ja będę celem? Wolę nie ryzykować. - powiedział szybko Juliusz na jednym wydechu, akcentując każde zdanie tak jakby to była największa tragedia.
- Gdyby każdy myślał tak jak ty to ludzie wyginęliby ze sto jak nie więcej lat temu.
- Możliwe, ale na razie muszę się skupić na pisaniu, aby dorównać Adamowi.
- Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Wtedy wspomnisz moje słowa i będziesz zaklinał się, że na starość pozostałeś sam - powiedział Zygmunt i lekko przysunął się do Branickiej.
- Może masz rację i powinienem zaryzykować, lecz nie teraz. Kiedyś zbiorę się w sobie i to zrobię - po tych słowach Słowackiego, Krasiński złapał się lekko za głowę i westchnął.
- Nie miałeś spędzić dnia z matką czy coś?
- Miałem i to zrobiłem, ale wtedy przyszedł mój ojczym i zarzucił mi romans z tobą, więc przyszedłem po wyjaśnienia.
- Super wyczucie czasu - powiedziała cicho pod nosem Eliza.
Juliusz to usłyszał, więc od razu dodał:
- Skoro już wszystko wiem to nie będę wam przeszkadzał. Pójdę już- poszedł w stronę drzwi i kiedy już miał wychodzić krzyknął do nich - jak spłodzicie dziecko to ja będę ojcem chrzestnym - po tych słowach z uśmiechem wyszedł z domu pisarza.
Poeta postanowił, że zamiast jutro to dziś pójdzie do Mickiewicza, a od jutra znowu zacznie swoje życie i wróci do normalności. Mężczyzna szedł jak najbardziej oświetlonymi trasami. Po kilku minutach pisarz doszedł na miejsce. Cicho i powoli wszedł do szpitala i ku jego zdziwieniu znowu zobaczył tego samego mężczyznę co wtedy mu pomógł. Oczywiście chodziło o tego staruszka z poczekalni. Juliusz podszedł do mężczyzny się przywitać.
- Dobry wieczór panu.
- Dobry wieczór młodzieńcze. Coś się stało?
- W zasadzie to nie, ale chciałbym wiedzieć dlaczego wtedy mi pan powiedział co mam robić i w ogóle wszystko?
- Wiesz, dawno nie widziałem, aby komuś tak bardzo zależało na drugim człowieku i to jeszcze obcym. Wiem dużo co się dzieje na świecie, a pan panie Juliuszu nie zna pana Mickiewicza osobiście na tyle dobrze, aby mogło aż tak panu na nim zależeć. Jest pan bardzo dobrym i kochającym człowiekiem. Podziwiam pana za to i postanowiłem, że trochę pomogę. - powiedział starzec, a Słowackiego zamurowało.
- Skąd pan wie jak się nazywam? - to zdziwiło pisarza najbardziej. Przecież Julek nie był znany ani lubiany tutaj na emigracji.
- Po pierwsze to tak się zwracał do pana ten drugi mężczyzna co tutaj był, a po drugie obiło mi się o uszy pańskie nazwisko.
- Dobrze, rozumiem, a pan jak się nazywa?
- Nazywam się Szymon Konopacki miło poznać - starzec podał drugiemu rękę w geście poznania, a Julek złapał rękę mężczyzny i ją uścisnął.
CZYTASZ
Rzeka Przeznaczenia
Romance- Udasz, że nic się nie stało? Przychodziłem do Ciebie do szpitala! Uratowałem ci życie, a ty udajesz, że mnie nawet nie znasz! Myliłem się co do Ciebie - Juliusz zaczął do niego podchodzić. Mickiewicz cały czas milczał i przyglądał się drugiemu...