Od zaginięcia Juliusza minęły 3 dni. Mickiewicz mimo krótkiej znajomości poety, nie mógł spać i ciągle obwiniał się o całe zdarzenia. Wieszcz wyglądał jak wrak człowieka. Nie wychodził z domu tylko starał się wymyślić co mogło się stać z młodszym pisarzem.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Poeta poszedł otworzyć drzwi z nadzieją, że to Juliusz, albo chociaż ktoś kto ma dobre wieści. Niestety tak nie było. Do domu pisarza wszedł Zygmunt.
- Matko jedyna Adamie co ci się stało? Dlaczegoż jesteś taki zaniedbany? Kiedy ostatnio spałeś lub się myłeś? - zapytał zdziwiony i zdegustowany stanem przyjaciela Krasiński.
- To ze stresu. Ostatnio spałem wtedy kiedy był u mnie Słowacki. Nie mogę siedzieć spokojnie jakby nic się nie stało skoro to przeze mnie on zniknął - załamany Mickiewicz poszedł z drugim poetą do salonu.
- W takim razie nie mam dobrych wieści. Towiański ogłosił dziś kolejne spotkanie.
- Nigdzie nie idę - odparł krótko wieszcz.
- Podpisałeś dokumenty i zostałeś do tego zobowiązany, przykro mi - Zygmunt spuścił wzrok.
- Pójdę tam, lecz po 10 minutach wyjdę, nie mam zamiaru tam siedzieć - Mickiewicz poszedł się przebrać, ale nie miał zamiaru robić nic więcej.
Już po chwili obaj panowie byli w drodze na spotkanie Koła Sprawy Bożej. Adam nie odzywał się ani przez chwilę. Jednak im bliżej domu Towiańskiego byli tym bardziej wieszcz czuł ukłucie w klatce piersiowej.
Mężczyźni bez słowa weszli do sali i zajęli miejsca. Adam nadal czuł narastający ból. Po chwili do sali wszedł Towiański i zaczął swój bezsensowny monolog:
- Witam wszystkich zgromadzonych. Jest mi bardzo przykro, gdyż jak pewnie zauważyliście wielu osób brakuje, a również doszły mnie słuchy, że pan Słowacki zaginął - mężczyzna otarł łzę z oka? To zwróciło uwagę Mickiewicza dlatego, że Andrzej nigdy nie okazywał swoich uczuć, nie w ten sposób - Mam nadzieję iż wszystko skończy się dobrze...
Wtedy do Mickiewicza dotarło, że to Towiański stoi za zaginięciem Juliusza. Wieszcz był tego bardziej niż pewny. Mimo narastającego bólu wstał do pionu i podszedł do Andrzeja. Patrzył mu przez chwilę w oczy, a po chwili z całej siły walnął go pięścią w twarz.
Nagle każdy na sali zgromadził się dookoła obu mężczyzn. Zygmunt próbował się dostać do Mickiewicza i powstrzymać go przed bójką, ale podsuwane krzesła wszędzie wcale mu nie pomagały.
- Gdzie on jest skurwielu! - wykrzyczał Adam przez zaciśnięte zęby nadal okładając się z założycielem koła.
- Kto? Przyjacielu mój ja nie wiem o czym ty mówisz - powiedział przekonująco, lecz nie na tyle aby Mickiewicz się nabrał.
- Nie kłam łgarzu! GDZIE DO JASNEJ CHOLERY JEST JULIUSZ SŁOWACKI - w końcu do obu panów podbiegł Krasiński i odciągnął wieszcza od drugiego mężczyzny.
- Nie powiem Ci nic - uśmiechnął się Towiański poprawiając swoje ubrania.
- Jeżeli coś mu zrobisz to już po tobie. Ludzie posłuchają się mnie, wieszcza i znanego poety, a nie jakiegoś miernego filozofa. - Adam splunął w jego stronę.
- Możliwe, ale czy przypadkiem każdy nie podpisał umowy o zakazie wynoszenia czegokolwiek ze spotkań?
- Ja nie - powiedział pewnie Zygmunt - i jeżeli będzie taka potrzeba to zgłoszę to do odpowiednich służb, a twoje życie w Paryżu będzie zniszczone.
- Panowie dogadamy się na pewno - powiedział trochę ciszej Andrzej i zaprosił obu mężczyzn ze sobą na korytarz.
- Powtórzę ostatni raz. Gdzie jest Słowacki - powiedział Mickiewicz głośno, akcentując każdą literę.
- Nie jestem pewny, ale doszły mnie słuchy, że ktoś go porwał i trzyma go w ruinach obok starego klasztoru - powiedział Towiański tak, aby nie wyglądało to jakby to on porwał młodszego poetę.
- Pożałujesz tego, że wtrąciłeś go w jakieś swoje chore problemy do mnie - powiedział Adam i wraz z Zygmuntem wyszli z domu filozofa.
Mężczyźni kierowali się w wskazane przez Andrzeja miejsce. Wieszcz nadal czuł coraz mocniejsze ukłucia w klatce piersiowej, przez co co jakiś czas musiał się zatrzymywać i głęboko oddychać.
- Wszystko dobrze? - zapytał Krasiński gdy stanęli już kolejny raz.
- Tak, zaraz będziemy kontynuować - po tych słowach mężczyzna odsunął się i zwymiotował na ziemię. Można było zauważyć krew co również dostrzegł Zygmunt.
- Może wróć do domu, a ja sam go poszukam - zaproponował młodszy z poetów.
- Nie, idziemy tam razem - stanowczo powiedział starszy wieszcz i panowie ruszyli w dalszą drogę.
W końcu mężczyźni dotarli na miejsce. Były to strasznie duże ruiny przez co panowie, aby szybciej znaleźć Juliusza musieli się rozdzielić. Mickiewicz poszedł na prawą stronę, a Krasiński na lewą.
Dłuższą chwilę zajęło przeszukiwanie całego, zniszczonego budynku. Dużym utrudnieniem również było, że każdy krok musiał być przemyślany, gdyż można byłoby wpaść w jakąś dziurę lub sufit mógł zawalić się na głowę.
Krasiński co jakiś czas odwracał się za siebie, aby sprawdzić czy nikt go nie śledzi. Nagle Zygmunt dostrzegł Juliusza przywiązanego do jednego ze słupów.
- ADAM ZNALAZŁEM GO - wykrzyczał poeta i podszedł do Słowackiego, który wyglądał jakby nie jadł i nie pił od tygodnia.
Nie było trzeba długo czekać, aż zjawił się ledwo chodzący Mickiewicz.
- Przepraszam Cię Juliuszu, gdybym mógł przewidzieć co się wydarzy to nie pozwoliłbym ci wtedy wyjść z mego domu - powiedział Adam głośno oddychając.
- Nic nie szkodzi. Ważne, że teraz tu jesteście - powiedział młodszy poeta i lekko się uśmiechnął. W tym czasie Krasiński zaczął rozwiązywać chłopaka z loczkami.
- Kto ci to zrobił? Towiański mam rację? - zapytał najstarszy mężczyzna.
- Tak - powiedział Julek i odwiązany powoli wstał tak, aby nie wpaść do dziury. Wtedy dopiero spojrzał na starszego wieszcza. Wyglądał fatalnie, nie przez to, że miał trzydniowy zarost, ale dlatego iż miał strasznie wysuszoną skórę przez co w niektórych miejscach pękała mu skóra. Słowacki zaniepokojony dotknął czoła wieszcza i poczuł, że jest rozpalone co oznaczało gorączkę.
- Powinieneś wrócić do domu i się położyć - skomentował chłopak i wraz z dwoma panami udali się do wyjścia, o ile tą dziurę w ścianie można było nazwać wyjściem.
Mickiewicz znowu stanął w miejscu, ale tym razem zaczął osuwać się do dołu tak jakby tracił siły, a mięśnie mu zanikały.
- Co się dzieje? - zapytał Zygmunt przerażony.
- Czuje się fatalnie. Nie dam rady iść dalej. Wykonałem swoje zadanie, a teraz możecie mnie tu zostawić i wracać do domów - uśmiechnął się Adam.
- Nie pleć głupot. Uratowałeś mnie i ja nie pozostanę Ci dłużny. Powiedz tylko co cię boli - powiedział zatroskany Słowacki.
Niestety ani Julek ani Zygmunt nie usłyszeli żadnej odpowiedzi gdyż już po chwili Mickiewicz stracił przytomność i nie wyglądało to jak zwykłe zemdlenie.
CZYTASZ
Rzeka Przeznaczenia
Romance- Udasz, że nic się nie stało? Przychodziłem do Ciebie do szpitala! Uratowałem ci życie, a ty udajesz, że mnie nawet nie znasz! Myliłem się co do Ciebie - Juliusz zaczął do niego podchodzić. Mickiewicz cały czas milczał i przyglądał się drugiemu...