34. Ważny moment dla nas

30 3 2
                                    

Nim Juliusz zdążył się zorientować, obok niego stał Krasiński z przejęciem wymalowanym na twarzy.

- Wszystko dobrze? 

- Tak, wracaj do środka. Zaraz do ciebie dołączę - skomentował nadal kaszląc Słowacki.

- Nie wygląda to dobrze. Może powinieneś wrócić do domu? Nie chcę kolejny raz Cię reanimować.

- Na prawdę nic mi nie jest. Idź do Elizy czy nie wiem z kim ty tam tańczysz - starszy poeta starał się rozluźnić lekko atmosferę, ale ewidentnie mu nie wyszło co widać było po twarzy Zygmunta.

- Chodź odprowadzę Cię do domu.

- Nie! Jestem już dorosły i poradzę sobie sam, a teraz odejdź bo chcę pobyć sam ze swoimi myślami.

Po tych słowach trochę oburzony Krasiński odszedł od poety tym samym wrócił do środka budynku. Po ostatnich trzech głębokich wdechach brunet z loczkami wszedł z powrotem do sali.

Poeta zajął swoje miejsce i znów co jakiś czas mijał się spojrzeniem z Mickiewiczem. Ku zdziwieniu pisarza Adam wlewał w siebie dość duże ilości trunków wysoko procentowych. W sumie to wtedy Julek zrozumiał jak Mickiewicz napisał II część Dziadów. Na trzeźwo by tego nie wymyśli. Podpalenie Kocioła pełnego wódki?

Po kilku godzinach wszyscy zaczęli zbierać się do swoich domów. Co najmniej połowa ze zgromadzonych osób  była napita. 

Na samym końcu wyszedł Ferenc Liszt z wielkim uśmiechem na twarzy. Przed nim szedł Adam z Celiną i Delfiną. Pisarz bardziej zainteresowany był tą drugą kobietą, ale trzymał się dwóch.

W tym samym czasie Chopin czekał na swojego ukochanego paręnaście metrów dalej. W dłoni trzymał bukiet kwiatów.  Gdy Liszt do niego podszedł, uśmiechnął się i bez słów dał znak mężczyźnie, aby odeszli jeszcze dalej, ponieważ tutaj wciąż było pełno ludzi. 

Kompozytorzy doszli nad most Pont des Arts. Fryderyk nadal trzymał bukiet w dłoni co zauważył dość dawno młodszy z panów, z tego też powodu postanowił sobie trochę pożartować z drugiego:

- Na randkę idziesz?

- Może i idę, a co? Zazdrosny?

- Jeżeli twoja wybranka lub wybranek jest ciebie wart to nie.

- No nie wiem.  Jak myślisz?

-To opisz mi go trochę. Wtedy ci powiem co myślę - powiedział wyższy z pianistów, a obaj panowie nadal szli przed siebie. Starali się iść jak najmniej widocznymi dla innych ścieżkami.

- Jest bardzo miły, wysoki, lubię spędzać  z nim czas, bardzo dobrze gra na fortepianie, jest mądry, umie poprawić mi humor, przy nim czuję, że mogę być sobą, czuję, że nie muszę udawać kogoś kim nie jestem gdy on jest blisko - mężczyźni stanęli w miejscu i patrzyli sobie w oczy. Fryderyk lekko złapał drugiego za rękę tak jakby się bał, że zaraz zza krzaków wyskoczy ktoś. W drugiej dłoni nadal trzymał bukiet. - Czuję, że to jest ta osoba u której boku chcę się budzić i zasypiać. Myślę, że to ten jedyny i zdaje mi się, że on uważa to samo. - Chopin spuścił wzrok na swoje dłonie.

Liszt zaniemówił na chwilę i przypatrywał się drugiemu pianiście. Wtedy Fryderyk zrobił krok do przodu tak, że między mężczyznami był maksymalnie centymetr odstępu. Znowu spojrzeli sobie w oczy.

- Ja ko... - na chwilę się zawahał.

- Nie musisz tego mówić jeżeli nie chcesz. Mi wystarczą gesty które okazujesz, aby to udowodnić.- powiedział Ferenc.

- Nie, słowa są cięższe dlatego chce to powiedzieć - w tym momencie wręczył mu bukiet kwiatów- Posłuchaj... Jeżeli jeszcze nie zrozumiałeś to te słowa były o tobie. Ja cię kocham - powiedział głośno i wyraźnie Chopin. 

- Cieszę się, że to w końcu powiedziałeś. - młodszy kompozytor się uśmiechnął, ale nie zdążył nic więcej powiedzieć, ponieważ starszy z panów szybko złączył ich usta w pocałunku. Ze względu na gwałtowny nacisk na wyższego pianistę, Ferenc upadł na ziemie, a Chopin na niego. 

Starszy z kompozytorów śmiał się drugiemu w usta. Po chwili niższy z mężczyzn usiadł na biodrach drugiego i co jakiś czas lekko unosił kąciki ust ku górze. Drugi złapał go za biodra i zbliżył znowu ich twarze. 

Oboje kompozytorzy chcieli, aby ta chwila trwała wiecznie. Dla nich czas zwolnił i nie liczyło się teraz nic innego. 

Po kilku sekundach Liszt przewrócił drugiego mężczyznę tak, że to teraz on był na dole. Uśmiechnął się uwodzicielsko i zdjął płaszcz kompozytora. Drugi pianista nie protestował i oddał się drugiemu. 

Nie byli oni na widoku, więc nikt ich raczej nie zauważy. 

- Słyszałeś? - zapytał lekko przestraszony Chopin, gdy w tle usłyszał jak gałąź się łamie pod naciskiem kogoś lub czegoś. 

- To zapewne jakiś ptak, nie przejmuj się.

- Pewnie masz rację - mężczyzna wplótł palce we włosy drugiego i wrócił do pocałunku. Ferenc zaczął schodzić mokrymi pocałunkami coraz niżej, po drodze zostawiając malinki na szyi pianisty. Chopin dłońmi zaczął błądzić po plecach drugiego.

Cały czas całując niższego, Liszt zaczął odpinać guziki od jego koszuli, a gdy to uczynił zaczął robić to samo ze swoją górną częścią ubioru. Mimo, że na dworze było dość chłodno, żaden z mężczyzn takowego chłodu nie odczuwał, a wręcz przeciwnie. Oboje byli rozgrzani przez podniecenie. 

Gdy młodszy kompozytor zjechał jeszcze niżej pocałunkami poczuł jak w spodniach Fryderyka zrobiło się ciasno. Ferenc uśmiechnął się i przygryzł wargę. Zaczął obcałowywać kroczę Chopina przez materiał spodni przez co drugi lekko się wygiął odchylając przy tym głowę do tyłu. 

- LITWO OJCZYZNO MOJA! - krzyczał ktoś z daleka przez co oboje panowie się trochę przejęli. Skoro słyszeli kogoś to ta osoba mogła ich zobaczyć. Odczekali kilka minut, a gdy dookoła nie było słychać żadnego głosu ani szelestu powrócili do wcześniejszej czynności. 

Liszt zaczął ściskać ręką krocze pianisty przez co tamten cicho jęczał i dość głośno oddychał. Bez dłuższego przedłużania niebieskooki mężczyzna zjechał do dołu i po rozpięciu spodni Chopina zaczął zdejmować mu je zębami. 

- KURWA MAĆ! LITWO OJCZYZNO MOJA! TY JESTEŚ JAK ZDROWIE! - ten sam głos co wcześniej tylko tym razem był o wiele bliżej. Obaj pianiści w jednym momencie zamarli. Co mają zrobić w takiej sytuacji. Jedno było pewne jak Ferenc się dowie kto im przerwał to ta osoba tego pożałuje.

- Ubierz się szybko - powiedział cicho młodszy z panów i odsunął się od drugiego. Fryderyk jeszcze chwilę leżał bez ruchu. W pewnym momencie usiadł i szybko założył swoje ubrania z powrotem na ciało. Kiedy obaj panowie byli praktycznie ubrani i nie wyglądali podejrzanie stanęli patrząc w tym samym kierunku. 

Starszy pianista stał za drugim, ponieważ sytuacja w jego spodniach się nie zmieniła, a niestety nie zdążył tego powrócić do normalności. 

Po dosłownie kilku minutach zza krzaków wyszła postać, a dokładniej mężczyzna. 

Fryderyk go rozpoznał i wtedy bez zastanowienia podszedł do poety i zaczął się wydzierać:

- NIE MASZ LEPSZEGO WYCZUCIA CZASU? NIE POWINIENEŚ BYĆ TERAZ GDZIEŚ INDZIEJ? BO TAK SIĘ SKŁADA, ŻE TUTAJ CIEBIE NIE POWINNO BYĆ, A PRZYNAJMNIEJ NIE TERAZ.

- Co masz na myśli mówiąc  nie teraz? - zapytał zdezorientowany pisarz. Na trzeźwego to on nie wyglądał. 

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz