44. Zdrowie pary młodej

23 2 1
                                    

Następnego dnia tak jak postanowili Zygmunt i Eliza chodzili od domu do domu i zapraszali każdego. Oczywiście uprzednio zaszli do kościoła i ustalili termin ślubu, który miał odbyć się dwa dni. Chcieli jak najszybciej zawrzeć związek małżeński.

Pierwszą osobą do, której się udali była Delfina, a ze względu, że akurat była u niej nadal Celina obie kobiety dowiedziały się jednocześnie. 

Eliza poprosiła Delfinę, aby została druhną, a Celinę aby została świadkową na co obie z wielkim uśmiechem na twarzy się zgodziły.

Kolejną osobą do której się udali był Juliusz. Go Krasiński poprosił, aby został świadkiem. Początkowo poeta wahał się nad swoją decyzją, ale po dłuższych namowach zgodził się. 

Wszystko mijało szybko i bezproblemowo. Ostatnią osobą na liście był Adam.  Narzeczeństwo udało się pod dom wieszcza. 

Tutaj pojawił się drobny problem, a mianowicie to, że była opcja iż Mickiewicza nie będzie wtedy w kraju.

- Siadajcie, a powiem o wszystkim - rzekł gospodarz i wskazał na fotele w salonie. Jego goście uczynili wskazaną czynność, a po chwili Adam zaczął mówić - Mimo twojego ostrzeżenia poszedłem do Słowackich. Nie zastałem tam Juliusza. Chciałem przekazać mu list, ale jego ojczym go porwał. Poprosiłem również Salomeę, aby przekazała mu, że chcę się z nim widzieć jutro, a jeżeli on nie będzie chciał mnie widzieć i nie przyjdzie wtedy już na zawsze dam mu spokój i już nigdy mnie nie zobaczy. Mam nadzieję, że chociaż to mu przekazali, bo o liście mogę zapomnieć skoro jego strzępki leżały na wycieraczce. 

- Tak po prostu chcesz wyjechać? Zostawić swoje tutejsze życie i uciec? - pytał Krasiński.

- Nic mnie tu nie trzyma, ani nikt. W zasadzie to każdego wystarczająco zraniłem, więc nic nie szkodzi na przeszkodzie, abym zaczął od nowa. Jak wyjadę to znowu będę miał teoretycznie czyste konto. 

- Przyjdź chociaż na ślub. Będzie tam i on. W razie gdyby wiadomość nie  dotarła to zapytasz go osobiście i może sobie wszystko wyjaśnicie.

 - Postaram się być, ale nie obiecuję, że zostanę do końca wesela - powiedział wieszcz i spojrzał na Elizę, a potem na Zygmunta. 

- Dobrze, do zobaczenia niedługo. Musimy załatwić jeszcze wiele spraw - uśmiechnął się pisarz i wraz z ukochaną opuścił dom Adama.

Krasiński wraz z Branicką zaszli po drodze do sklepu, aby kupić suknię ślubną oraz jakiś garnitur dla pana młodego. 

Z wyborem stroju dla Zygmunta nie było najmniejszego problemu. Wybranie sukni zajęło o wiele dłużej. Po kilku godzinach poszukiwania idealnego ubrania dla Elizy, udało się. Wypadło na cudną, gładką, białą suknię, sięgającą aż do ziemi z wieloma falbanami. Dodatkowo był do tego długi welon oraz białe gładkie rękawiczki. Całość trochę kosztowała. 

*Następnego dnia*

Od rana Adam siedział w domu i z niego nie wychodził. Poeta miał nadzieję na pojawienie się Juliusza. Co prawda szanse były marne, ale zawsze jakieś są. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. 

Kiedy było coraz bliżej południa, wieszcz zaczął powoli pakować swoją walizkę. Zaczął to robić tylko i wyłącznie po to, aby jutro już wziąć swój bagaż na ślub, aby od razu móc wyjechać. 

Kiedy minęły już 2 godziny od wyznaczonego czasu, Mickiewicz wiedział, że Słowacki się nie zjawi. Mężczyzna wziął płaszcz i wyszedł z domu. Poszedł w stronę dworca, aby kupić bilet na dzień jutrzejszy. 

Po drodze jednak postanowił wstąpić do sklepu i kupić jakiś prezent dla pary młodej. Po chwili namysłu postanowił, że kupi im obraz Leonarda Da Vinci pod tytułem "Dama z gronostajem".  Portret ukazuje młodą kobietę o delikatnych rysach twarzy, z zakrytymi włosami, ubraną w suknię z dużym kwadratowym dekoltem. Na odsłoniętej szyi odcinają się dwa sznury ciemnych korali. Kobieta w dłoniach trzyma jasnego gronostaja. Głowa i wzrok zarówno damy, jak i gronostaja zwrócone są w lewą stronę jakby ignorując obecność widza. Czuje się wyraźnie, że jakieś zdarzenie lub osoba przykuły ich uwagę.

Na zakup tego dzieła Adam wydał prawie wszystkie swoje oszczędności życia. Pisarz wraz ze swoim zakupem poszedł na dworzec i zakupił bilet.

Wtedy zauważył jak ktoś mu się przygląda, a właściwie to go śledzi. Poeta zaczął iść w stronę podejrzanej postaci, która nawet nie miała odwagi podejść. Obcy stał w okolicach kilku drzew, ale to jedno wyróżniało się najbardziej. Liście miało cienkie, trójkątne, zwykłe długo zaostrzone grubo, podwójnie piłkowane, u podstawy liście i ogonki nagie, liście większe owłosione, sercowate. Charakterystyczne drzewo, o srebrzystobiałej korze z poprzecznymi, ciemnymi paskami, w dolnej części pnia prawie czarnej i spękanej. Jeżeli ktoś się nie domyślił o jakie drzewo chodziło, to była to brzoza. 

- Wiem, że za mną chodzisz - powiedział wieszcz i wtedy dopiero dostrzegł twarz rozmówcy. Zamurowało go. To był nie kto inny jak Andrzej Towiański. 

- Ale ty spostrzegawczy jesteś. Chcesz nagrodę? - drwił z niego.

- Nie powinieneś być teraz gdzieś indziej? Najlepiej w innym kraju, a jeszcze lepiej na innym kontynencie. 

- Zabawny jesteś Adamie. Teraz tak na poważnie. Przepraszam Cię za to co ci zrobiłem i twoim przyjaciołom. Zmieniłem się i chcę abyś dał mi drugą szansę - powiedział bardzo przekonywująco, dzięki czemu tylko on wiedział, że to totalne kłamstwo i kryje się za tym coś innego.

- Mam ci tak po prostu uwierzyć? - dopytywał wieszcz.

- Nie musisz. Spotkajmy się jutro. Porozmawiamy, wyjaśnimy sobie wszystko. Tak jak za dawnych lat.

- Nie mam czasu. Zygmunt się jutro żeni - Adam nie przemyślał tego, że jeszcze będzie strasznie żałował tego, że nie ugryzł się w język. 

- Oooo - uśmiechnął się przebiegle - W takim razie nie będę ci przeszkadzał. Spotkamy się jeszcze. - po tych słowach odszedł szybkim krokiem w swoim kierunku.

Mickiewicz stał chwilę zdziwiony w miejscu, aż wrócił do swego domu. Spakował resztę rzeczy do walizki, a jedyne co zostawił to garnitur na jutro. W końcu musiał się jakoś prezentować skoro zobaczą go prawdopodobnie ostatni raz. 

Przy okazji pisarz musi pamiętać, aby nie wypić ani kropli alkoholu, bo nie kończy się to dla niego dobrze. Plan był prosty. Przyjść, dać prezent, chwilę posiedzieć, pożegnać się i odejść. Co może pójść nie tak? Wszystko będzie dobrze. Przynajmniej tak myślał. W zasadzie to nawet jeżeli nie będzie dobrze to wieszcz chciał, aby nie było to z jego winy, nie chciał zepsuć tak ważnego dnia zarówno dla Zygmunta jak i Elizy. 

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz