16. I chcę Cię bardzo i nie mogę mieć

26 3 2
                                    

- Skąd wiedziałeś jak się zachować w przypadku spotkania wilka? - zapytał Chopin lekko pochylony, aby lepiej złapać oddech. - W ogóle wiedziałeś czy wymyśliłeś to na poczekaniu?

- Nie wiem chyba przeczytałem o tym gdzieś kiedyś. Mieliśmy wiele szczęścia, że nie zaczął nas gonić - skomentował Liszt. - Moim zdaniem powinniśmy stąd pójść gdzieś, ponieważ w każdej chwili ten wilk może wyjść tu.

- Masz rację. To gdzie teraz idziemy?

- Może nad rzekę? Jest fajna noc, a tam też będziemy sami.

- Jeżeli nie będzie tam wilków to z chęcią - zaśmiał się Fryderyk.

Mężczyźni udali się nad Sekwanę. Podczas swojej drogi rozmawiali na temat pogody, samopoczucia i wielu innych przeróżnych tematów.

Po parunastu chwilach panowie doszli na miejsce, lecz nadal szli wzdłuż rzeki. Liszt co jakiś czas zerkał na dno rzeki i jakby analizował czy jest głęboko. Po chwili zaśmiał się i popchnął Chopina do rzeki.

- Co ty robisz?! - zapytał mokry i trochę zdenerwowany Fryderyk odgarniając swoje mokre włosy z twarzy.

- Nie złość się, złość piękności szkodzi Frycuś - chwila czy on to powiedział głośno? Tak. No to problem. Co robić? Dlaczego jeden jedyny raz nie mógł ugryźć się w język. Przecież oni nawet nie znają się na tyle długo, aby już dawać sobie przezwiska. Czekaj on o coś pyta! On coś mówi - powiedział sam do siebie Ferenc w myślach.

- Jak mnie nazwałeś? - Chopin się zarumienił.

- Frycuś - Ferenc lekko się uśmiechnął i patrzył na mężczyznę stojącego w wodzie. Miał szczęście, że woda w tej części nie była głęboka. - Przepraszam to nie... - nie dokończył bo Chopin zaczął ochlapywać go wodą.

Po dosłownie chwili drugi kompozytor został również wciągnięty do wody i teraz obaj chlapali się wodą. Obaj panowie się śmiali i bawili jak małe dzieci. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył na pewno zadzwoniłby po lekarza i to psychiatrę.

Po dobrych 30 minutach obaj panowie wyszli z wody i usiedli na brzegu rzeki. Po dosłownie sekundzie Chopin się położył i wpatrywał w niebo. Przez to, że starszy kompozytor ubrany był w białą koszulę teraz było widać jego całe ciało od pasa w górę. Nie uciekło to wzrokowi Ferenca.

Chwilę mężczyzna przyglądał się klatce starszego od siebie mężczyzny, ale gdy zorientował się, że Fryderyk to widzi, zaprzestał swoich czynów i również się położył. Obaj panowie patrzyli w niebo, lecz po jakimś czasie starszy z panów wpatrywał się w twarz drugiego.

Na niebie świecił jasny pół pełny księżyc i znajdowało się tam wiele gwiazd. Niebo było bezchmurne. Ta noc należała do jednej z piękniejszych. Lekki wiatr, który niezauważalnie rozwiewał włosy obu mężczyzn oraz dźwięk stukającej wody o kamienie dodawały uroku.

Obaj panowie patrzyli sobie w głęboko w oczy i próbowali wyczytać z nich cokolwiek.

- Czemu nazwałeś mnie wcześniej Frycuś? - zapytał cicho starszy kompozytor. Dzięki małej odległości między pianistami drugi kompozytor doskonale usłyszał pytanie.

- Wymsknęło mi się wybacz, jeżeli Ci to przeszkadza to już nigdy tak cię nie nazwę.

- Nie, możesz tak na mnie mówić jeżeli chcesz.

- Nie zimno Ci? - zapytał zatroskany Liszt kiedy zobaczył gęsią skórkę na ciele drugiego.

- Trochę, ale nie chcę wracać do siebie do domu - uśmiechnął się.

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz