Rok 1835 Francja, Paryż
Jakież smutne jest patrzenie na wszystkich, którzy mają kogoś jednocześnie będąc samym jak palec. Takie myśli miał aktualnie Juliusz Słowacki siedząc niedaleko rzeki.
Jedynym przyjacielem jakiego miał poeta był Ludwik Spitznagel, lecz mężczyzna wyjechał na Białoruś do miasta Snów. Nie wiadome było Słowackiemu w jakim celu jego towarzysz wyjechał. Przed wyjazdem obaj panowie obiecali sobie, że nie ważne co się wydarzy zawsze mogą na siebie liczyć i że nic nie jest w stanie ich poróżnić.
Kiedy Julek patrzył na kolejne i kolejne pary przyczepiające kłódkę do mostu Pont des Arts czuł w sobie pewnego rodzaju pustkę. Co ma na celu zaczepianie jakiegoś kawałku metalu z inicjałami rzekomo zakochanych? Jeżeli się kogoś prawdziwie kocha nie trzeba oznajmiać tego wszystkim - pomyślał gdy dostrzegł jak jeden mężczyzna próbuje spiłować kłódkę.
Co prawda brunet nigdy nie miał żadnej kobiety ani nikogo nie kochał w znaczeniu romantycznym, ale jego wyobraźnia pozwalała mu sobie to wyobrażać i pisać o tym.
Słowacki będąc we Francji od niedawna nie potrafił się przyzwyczaić do nowego otoczenia. Był tu z rodzicielką i ojczymem, którego mężczyzna całym sobą nie cierpiał. Tak, mowa tu o Auguście Bécu.
Dzieła młodego poety nie było doceniane co cały czas krytykował jego ojczym .Augustowi bardzo często zdarzało się ośmieszanie mężczyzny przy swoich znajomych czy pacjentach. Jedynym miejscem gdzie Juliusz miał spokój od jakichkolwiek uwag na jego temat było właśnie to, w którym się znajdował. Tutaj czuł się bezpieczny i pewny siebie
Dookoła były drzewa i zielona trawa. Słowacki plecami opierał się o duże drzewo, które wyglądało jakby stało tu od ponad 200 lat. Na tym drzewie można było znaleźć wyskrobane nożykiem imię Juliusza i Ludwika lecz były one dość ukryte, aby nikt ich nie znalazł co oznaczało to, że dla kogoś oboje mogą nie istnieć, ale dla siebie są najważniejsi. W niektórych miejscach na trawie można było znaleźć małe różowe kwiatki.
To miejsce miało w sobie coś niesamowitego dla Juliusza. To tutaj przychodził z przyjacielem i dlatego to miejsce mu się z nim kojarzy.
Aktualnie pisarzyna był zajęty pisaniem listu do Spitznagela. Prosił w nim o jakikolwiek znak gdyż dawno nie pisali i mężczyzna nie wiedział czy jego przyjaciel jest bezpieczny.
Gdy zaczęło się ściemniać poeta postanowił wrócić do domu aby jego matka się nie musiała martwić o syna. Po drodze starał się iść obok jak najmniejszej ilości ludzi lub obok osób, które nie wyglądały na seryjnych morderców czyli obok dzieci.
Po przeprowadzce do Paryża Słowacki mieszkał w starej murowanej kamienicy. Juliusz bardzo tęsknił za swoim starym domem w Wilnie. Poeta jak najciszej się dało wszedł do budynku zwanego jego domem, lecz już w progu czekał na niego August Bécu.
Pisarz starał się ominąć mężczyznę i iść do swojego pokoju nikomu nie przeszkadzając. Niestety silna dłoń starszego zatrzymała Juliusza.
Poeta od razu strzepnął dłoń ojczyma z barku i wtedy wywiązała się miedzy nimi niemiła konwersacja, którą obserwowała z boku Salomea
- Gdzie ty się po nocach włóczysz? Myślisz, że twoja matka nie ma wystarczająco dużo problemów na głowie?! Powiem Ci coś, nie jesteś najważniejszy. Twoje nędzne wiersze? Tego gówna nikt nie czyta, a ty przynosisz wstyd i hańbę dla tej rodziny - podszedł bliżej pisarza i patrzył na niego wściekłymi oczami
- Nie jesteś moim ojcem, żeby mówić mi co jest dobre, a co złe. Dla mnie nie jesteś nawet członkiem tej rodziny - wyraźnie wkurzony Słowacki odpowiedział Augustowi czego już po chwili pożałował.
Ojczym Juliusza walnął go z otwartej dłoni w policzek i splunął w jego stronę
- Zobaczysz skończysz jak ten cham i prostak Mickiewicz. Nikt Cię nie będzie szanował- po tych słowach Bécu wyszedł z pomieszczenia mijając się z Salomeą.
Kobieta od razu podeszła do swojego syna i chciała go przytulić lecz on ją odepchnął
- Zostaw mnie w spokoju! Zamiast poprzeć moją stronę patrzyłaś jak on się nade mną pastwi i jeszcze ma z tego radość- skomentował Julek, a w jego oczach były widoczne łzy.
Poeta szybkim krokiem poszedł do swojego pokoju i się w nim zamknął. Pomieszczenie było średnich rozmiarów, a kiedyś miało czarne ściany, lecz przez to że dawno nikt ich nie malował były w kolorze ciemnego szarego. W niektórych miejscach można było zauważyć odpadający tynk czy farbę. Na przeciwko drzwi stało drewniane biurko. Po prawej stronie stało dość duże łóżko. Natomiast po lewej stronie stała szafka z różnymi książkami. Ponadto po całym pokoju porozrzucane były różne wiersze Słowackiego.
To nie był pierwszy raz kiedy ojczym go uderzył. Za każdym razem gdy Słowacki mówił o tym matce ta mu nie chciała wierzyć. Dziś było inaczej bo to widziała lecz udawała, że nic się nie stało. To zabolało młodego poetę najbardziej.
Mimo, że wiersze poety nie przynosiły żadnych zysków Juliusz często przelewał swoje emocje na kartki. Słowacki bardzo podziwiał dzieła Mickiewicz i dał sobie słowo, że kiedyś będzie taki jak on. Mimo, że nigdy nie poznał Adama lepiej, Juliusz uważał mężczyznę za swój taki autorytet.
Poeta usiadł przy biurku i co jakiś czas zerkając w gwiazdy pisał. Zaczął więc słowami:
,,Już północ - cień ponury pół świata okrywa,
A jeszcze serce zmysłom spoczynku nie daje [...]"
Pisał jak natchniony, a gdy skończył przeczytał jeszcze raz swój sonet i przeanalizował każdy wyraz dokładnie jakby od tego zależała jego cała przyszłość.
Po dokładnym przeanalizowaniu sonetu i poprawieniu jakichkolwiek błędów mężczyzna dumny z siebie patrzył przez okno w gwiazdy. Po dosłownie paru chwilach Julek spojrzał na zegarek cicho wzdychając. Była późna godzina co oznaczało, że wypadałoby pójść spać, aby wstać z rana.
Brunet odszedł od biurka i poszedł do łóżka. Było ono twarde jakby jakiś kamień. Łoże było w kolorze białym, a barierki zrobione z metalu przez co nieszczęsny Juliusz już parę razy walnął się głową o metal. W pokoju Słowackiego było dość zimno przez co poeta spał w grubszych ubraniach. Nie wiadome było pisarzowi dlaczego jego matka po prostu nie rozpali w piecu. Podejrzewał jednak, że może to Bécu z niewyjaśnionych przyczyn zakazał tego. Poecina położył się na łożu i nakrył kołdrą. Jeszcze ostatni raz spojrzał na zegar, a po dłuższej chwili niechętnie oddał się w objęcia Morfeusza.
CZYTASZ
Rzeka Przeznaczenia
Romance- Udasz, że nic się nie stało? Przychodziłem do Ciebie do szpitala! Uratowałem ci życie, a ty udajesz, że mnie nawet nie znasz! Myliłem się co do Ciebie - Juliusz zaczął do niego podchodzić. Mickiewicz cały czas milczał i przyglądał się drugiemu...