26. Juliusz Mickiewicz

31 3 0
                                    

- Mi również miło pana poznać i jeszcze raz dziękuje - powiedział Juliusz puszczając rękę Szymona. - Wybaczy pan, lecz pójdę załatwić swoje sprawy i to pewnie będzie nasz ostatnie spotkanie.

- Wątpię w to chłopcze. Podejrzewam, że spotkamy się jeszcze nie raz, a teraz idź. 

Słowacki bez słowa odszedł i zaczął kierować się w stronę sali, na której jeszcze nie dawno leżał Adam. W głowie zadawał sobie pytanie skąd ten starzec wie tylko rzeczy. Od początku wydawał się jakiś dziwny. Nie ważne - pomyślał Juliusz i nadal kierował się w wyznaczonym przez siebie kierunku. Gdy mężczyzna doszedł pod drzwi sali 169 po cichu wszedł do środka, ale nie było tam wieszcza.

W sali leżała jakaś kobieta, więc Słowacki opuścił to pomieszczenie. Adam wyszedł ze szpitala? Nie, to nie możliwe. Przecież w ciągu jednego dnia nie byłby w stanie wyzdrowieć i to z tak krytycznego stanu. Chociaż w sumie to Mickiewicz miał różne dziwne pomysły i Julka by nie zdziwiło gdyby się wypisał na własne żądanie.

Julek myślał chwilę czy ma iść szukać wieszcza na własną rękę czy lepiej zapytać kogoś w recepcji czy gdziekolwiek indziej. 

Po kilku chwilach kłótni z samym sobą w myślach Juliusz poszedł szukać jakiejś osoby, która może się orientować gdzie podział się. Na piętrze poprzedniej sali Adama, nikogo nie było, więc Słowacki poszedł piętro niżej i tam dostrzegł napis ,,accueil hospitalier". Powolnym i niepewnym krokiem mężczyzna podszedł do kobiety za okienkiem.

- Dobry wieczór! - zaczął dość cicho i niepewnie. 

- Dobry wieczór! W czym mogę pomóc? - zapytała dość przeciętnie kobieta. Nie wyrażała totalnie żadnych emocji co zbiło z tropu pisarza.

- Ja chciałem zapytać gdzie jest pan Mickiewicz? - zapytał Julek na jednym wydechu ledwo słyszalnie. 

- A kim pan jest dla niego żebym mogła udzielić takiej informacji? Kimś z rodziny? 

Słowackiego zamurowało. Co on miał jej powiedzieć? Że są kolegami? Może miał skłamać i powiedzieć, że jest jego dalekim krewnym? Może powiedzieć, że jest adoptowanym bratem Adama? Nie ważne co by powiedział nic nie wydawało się na tyle dobre, aby nie wyjść na durnia. Pisarz spojrzał na swoje ręce, a wtedy usłyszał głos kobiety:

- Halo? Proszę pana? Zadałam pytanie.  - kobieta spojrzała w to samo miejsce co Julek, czyli na ręce pisarza. W tym momencie kobieta zaczęła się (przynajmniej jej zdaniem) domyślać o co chodzi. - To pana narzeczony tak?

- CO?! - wystrzelił Julek, ale wtedy dotarło do niego, że to może mieć sens i może się udać. - To znaczy tak. Z moim ukochanym boimy się, że ktoś nas zwyzywa za to jacy jesteśmy dlatego nie noszę pierścionka od niego. Bardzo chciałbym go zobaczyć - Słowacki spojrzał ze smutkiem w oczach i uśmiechem na twarzy na kobietę.

- Dobrze. W takim razie to jest ... - zaczęła czegoś szukać w swoich papierach - Ah tak Adam Mickiewicz zgadza się?

- Tak, to on - odparł pewnie poeta.

- Został przeniesiony do sali numer 96. Musi pan iść prosto tym korytarzem, a następnie skręcić w lewo. Wejdzie pan schodami na pięterko i tam w prawo. Potem pójdzie pan prosto i tam będzie ta sala - powiedziała kobieta i chyba pierwszy raz od rozpoczęcia rozmowy się uśmiechnęła.

- Dziękuje - kiedy mężczyzna miał już odchodzić zatrzymał go głos tej samej kobiety.

- Jeszcze pan chwilę zaczeka. Muszę pana wpisać na listę odwiedzających. Jak się pan nazywa?

- Juliusz Słowacki - powiedział pisarz mimo, że wolał pozostać anonimowy. - To wszystko?

- Tak, może pan już iść.

Po tych słowach Julek odszedł szybko tak jakby nie chciał już, aby ktoś lub coś zatrzymało go w drodze do wieszcza. Oczywiście nie obyło się bez zagubienia w tych wszystkich korytarzach. Ostatecznie po parunastu minutach  poeta dotarł do sali 96. Cicho wszedł do środka i zaczął się rozglądać. Ściany w tym pomieszczeniu przez brak światła wydawały się ciemne, ale było wiadomo że jak by w pomieszczeniu było jaśniej to by było widać biały kolor ścian. Jedna mała świeca stojąca pod ścianą była zapalona przez co w pomieszczeniu można było dostrzec cokolwiek. Dwa średniej wielkości łóżka stały praktycznie obok siebie. Jedno było puste, a na drugim leżał Mickiewicz. Obok łóżek stały dwa, metalowe stołeczki.

Słowacki podszedł do łóżka wieszcza i usiadł na wcześniej wspomnianym siedzisku. Chwilę wpatrywał się w twarz poety, a że było ciemno to ciężko było dostrzec wyraźniej twarz starszego z panów w pomieszczeniu.

Juliusz po chwili bez namysłu złapał delikatnie Mickiewicz za rękę i kciukiem gładził powierzchnię jego dłoni. Brunet z loczkami był przekonany, że skoro Adam i tak śpi to nawet nie będzie pamiętał takiej sytuacji, więc nic nie stało na przeszkodzie. 

- Wszystko będzie dobrze - powiedział sam do siebie Słowacki i się lekko uśmiechnął wzdychając. - nie powinieneś mnie wtedy szukać. Nie kosztem swojego zdrowia. - pisarz nadal ściskał rękę drugiego mężczyzny i mówił do Adama mimo, że dobrze wiedział że drugi poeta go nie słyszy. Juliuszowi było lepiej jak to mówił - śmieszna sytuacja w ogóle, ponieważ żeby się tu dostać powiedziałem, że jesteśmy narzeczonymi. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. - Brunet w loczkach lekko się zaśmiał sam do siebie. - Wiesz ... Przyszedłem się tylko upewnić, że u Ciebie wszystko w porządku i że nie gniewasz się na mnie za to co wydarzyło się wtedy w twoim domu. Najprawdopodobniej dzisiaj przyszedłem tutaj ostatni raz. Muszę zacząć martwić się o swoje życie, które nie idzie najlepiej. Przepraszam za szkody jakie kiedykolwiek ci wyrządziłem. - Julek patrzył teraz przed siebie.

Tak naprawdę Mickiewicz wszystko słyszał, ale nie mógł, a nawet gdyby mógł to chciał się nawet odzywać. Bał się, że wtedy Słowacki się wystraszy i przestanie mówić. Adam rozmyślał na słowami poety. Ze względu, że organizm wieszcza był osłabiony na razie nawet nie otwierał oczu. Gdyby miał siły, aby cokolwiek zrobić to na pewno przytuliłby teraz młodszego mężczyznę i powiedział mu, że nie gniewa się na niego za nic i sam również by przeprosił. Kiedy Juliusz wspomniał o swoim drobnym kłamstwie dotyczącym obu panów, starszy poeta poczuł ciepło na duchu.  Było to zadziwiające, gdyż doświadczył tego pierwszy raz.

- Będę już szedł. Żegnaj Adamie- powiedział Juliusz i kiedy chciał już odchodzić poczuł jak ktoś strasznie leciutko ściska jego rękę. Poeta dobrze wiedział kto to, lecz trochę go to zdziwiło. Spojrzał na twarz wieszcza i starał się wyczytać jakiekolwiek emocje co było ciężkim zadaniem. 

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz