38. Stop!

26 3 3
                                    

W pewnym momencie do kobiety dotarło, że nie chce tego robić z Adamem, a na pewno nie kiedy on jest nachlany w trzy dupy. Gdy całowała jakiegoś mężczyznę wszystkie złe wspomnienia wracały, a tego nie chciała. 

Gdy chciała odsunąć się od poety poczuła jak jego silne, duże dłonie mocno zaciskają się na jej talii. Mężczyzna całował szyję kobiety. 

- Możesz przestać? Wolę jednak zachować odległość. 

Pisarz nie zaprzestał ruchów, a tym bardziej nie odpowiedział jej nic. Mickiewicz zaczął jeździć dłońmi po plecach Celiny w międzyczasie zdejmując z niej ubranie.

- Proszę przestań. Zrobię wszystko co zechcesz tylko mnie nie rozbieraj i pozwól mi odejść proszę.

Adam spojrzał na Szymanowską i zaprzestał rozbieranie jej.

- Wszystko, mówisz? 

- Tak.

- W zamian mam nie uprawiać z tobą seksu w tym momencie? 

- Mniej więcej. - powiedziała bardziej szczęśliwa czując jak uścisk mężczyzny się rozluźnia.

- To w zasadzie jak na razie mam jedynie 2 zadania dla ciebie.

- A mogę wstać? - spytała z nadzieją, że będzie mogła zachować bezpieczną odległość.

- No nie do końca. Najpierw powiem ci moje dwa żądania.

- W takim razie zamieniam się w słuch - powiedziała Celina nie mogąc się już doczekać. Chciała zrobić co musiała i uciec stąd jak najprędzej. Po co ona w ogóle go całowała? Co ona sobie myślała?

- Po pierwsze będziesz pracowała u mnie jako gosposia, oczywiście za darmo, a po drugie klęknij. - Mężczyzna wstał i spojrzał na Celinę. Szymanowska dobrze wiedziała co się zaraz wydarzy, ale z dwóch złych rzeczy wolała tą.  Posłusznie uklęknęła przed poetą i głośno przełknęła ślinę. Wolała mu się nie sprzeciwiać, bo dobrze wiedziała, że jest on silniejszy od niej. Zresztą był pijany co dodatkowo oznaczało, że nie warto mu stawiać swoich rządów. Będzie tego zapewne  żałował jutro jak stuprocentowo wytrzeźwieje.

Wieszcz jednym ruchem ściągnął swoją dolną część ubioru i zbliżył się do kobiety. Pisarz złapał jej żuchwę dłonią i kciukiem przejechał po jej dolnej wardze rozchylając ją lekko. Następnie wziął ją tą samą dłonią za włosy i pociągnął ją za włosy. 

Nim Szymanowska zdążyła się zorientować poeta wszedł w jej gardło całą swoją długością. Kobieta nie miała nawet okazji się przyswoić czy zrobić cokolwiek. Mężczyzna zaczął poruszać głową Celiny. Co jakiś czas podduszał ją co podobało się tylko mu.

Ciągnął ją za włosy przyspieszając swoje ruchy i ciężko dysząc. Po kilku minutach doszedł w jej ustach i sapiąc powiedział pewnie, a raczej rozkazał jej połknąć jego nasienie. Z wielkim obrzydzeniem i niechęcią kobieta połknęła spermę pisarza. Adam podciągnął spodnie i udał się do swojego pokoju, a na odchodne krzyknął jedynie: Śpisz dzisiaj na kanapie, a jutro znajdę ci jakieś miejsce.

Mickiewicz zniknął za drzwiami, a kobieta została sama ze swoimi myślami i wszystkim co ją otaczało.

Usiadła na kanapie, schowała twarz w dłoniach, a po jej policzkach samoistnie zaczęły spływać łzy. Dlaczego ona nie może mieć normalnego życia? Zawsze coś idzie nie tak. Szczęścia do mężczyzn to ona nie miała na pewno. A co gdyby spróbowała być z kobietą? Nigdy nie próbowała, a dzisiejszego wieczoru nawet dobrze dogadywała się i bawiła z jedną. 

Urzekła ją, ale czy można było to nazwać zauroczeniem? Raczej nie. Celina wzięła pierwszy lepszy koc z kanapy i się nim przykryła. Próbowała zasnąć, ale nie było to proste skoro praktycznie ścianę obok spał Adam. Chrapał on tak głośno jakby ktoś obżynał świnię ze skóry. Nie dało się tego wytrzymać. 

Od samego rana można było usłyszeć wesoły śpiew kwiczącej świni. Przynajmniej tak to brzmiało dla obolałej, niewyspanej Celiny.

W rzeczywistości to Mickiewicz krzątał się po kuchni podśpiewując.

-Tobie śpiewa żywioł wszelki. Bądź pochwalon, Boże wielki!

Niechętnie Szymanowska wstała i poszła do niego sprawdzić czy nie spala kuchni, albo nie robi czegokolwiek co mogłoby zagrażać ich życiu. Wtedy zauważyła, że tak naprawdę nie jest on wyluzowany ani szczęśliwy, a wręcz przeciwnie. Można było dostrzec małe kropelki potu na jego czole. Pewnie śpiewem starał się jakkolwiek rozluźnić.

- Co ty... - zaczęła cicho pytać, ale postanowiła, że po tym co wczoraj zrobił nie będzie się do niego odzywała.

- Dotarło do mnie, że zabawiłem się trochę uczuciami Juliusza. Gdyby tylko o niego chodziło to by nic wielkiego nie było. Muszę naprawić z nim kontakt, aby Salomea mnie nie znienawidziła. - powiedział prawie się dusząc powietrzem.

Celina poszła otworzyć drzwi, ponieważ ktoś dobijał się do nich. Był to Zygmunt. Wszedł jak do siebie. Poszedł się przywitać z Adamem, a następnie wrócił do kobiety i oboje usiedli w salonie.

- Co mu jest?

- A co ma być?

- Właśnie byłem świadkiem jak zrobił sobie kawę z 10 łyżeczek z zimną wodą i wypił to za jednym razem. 

- A to... Ponoć idzie przepraszać Słowackiego. Tylko, że mu nic nie zrobił... - odwróciła wzrok od pisarza i zamilkła.

- Co masz na myśli?

- Wczoraj kiedy zostaliśmy sami kazał mi zostać jego darmową gosposią oraz - mówiła coraz ciszej, czując gulę w gardle - kazał... abym mu zrobiła dobrze ustami... Zmusił mnie do tego...

Krasińskiego momentalnie zamurowało. Bez słowa wstał i podszedł do Adama. Spojrzał mu w oczy i walnął go pięścią w twarz. Zszokowany Mickiewicz złapał się za obolałe miejsce i patrzył na pisarza.

- Za co to? 

- Nie uczyli Cię jak się kobiety traktuje? Gdyby Andrzej powiedział każdemu, że jesteś gwałcicielem i zdrajcą to nie skłamałby. - powiedział Zygmunt i odwrócił się na pięcie - Zastanów się nad tym co robisz i jak bardzo krzywdzisz innych swoim zachowaniem. - Podszedł do Celiny i wziął ją ze sobą, a następnie oboje z trzaskiem drzwi opuścili dom poety.

- KURWA MAĆ- wykrzyczał na cały dom Adam i zaczął ciągnąc się za końcówki swoich włosów. Zaczął nerwowo chodzić po całym domu. Wiedział, że czynił zło, ale życie gdzie ma władzę podobało mu się. Musiał to zmienić, aby nie stracić wszystkich osób w jego życiu. Chociaż w zasadzie to czy nie doszło już do tego? Przecież przed chwilą jego przyjaciel mu walnął w twarz i wyszedł. 

Musiał to naprawić i postarać się stać lepszym. Co w niego wczoraj wstąpiło? To nie był on. Przecież on nigdy by nie zrobił czegoś takiego kobiecie. Same chciały to robić, ale to inna sprawa.

Wieszcz usiadł pod ścianą z butelką wódki w dłoni. Wiedział, że nie powinien już pić, ale co mu szkodzi. Przecież nic mu nie będzie. 

- Przeproszę ich przy okazji i nic więcej. Powinni się cieszyć, że chce z nimi zamienić chociaż jedno słowo - powiedział przykładając butelkę alkoholu do ust.

****
Ten rozdział napisałem 3 marca, musialem być po ostrym melanżu XD

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz