39. Koniec?

19 3 1
                                    

- Czy powinienem to wypić? - zapytał sam siebie Adam z alkoholem przy ustach.  - Doda mi to odwagi i będę szczęśliwszy. Z drugiej strony wczoraj byłem też pijany i zjebałem. No to wypije za lepsze czasy - pomyślał i wziął wielkiego łyka trunku. 

* Miesiąc później *

Duma Mickiewicza nie pozwalała mu przeprosić kogokolwiek. Liczył na to, że przynajmniej Zygmunt będzie się z nim dalej zadawał, ale nie. Żadnego kontaktu.

W ciągu tych 4 tygodni Juliusz coraz mniej myślał o Adamie i każdy dzień starał się spędzać jak najlepiej. Jego kontakt z Krasińskim bardzo się polepszył. Matka wspierała go we wszystkim co robił.  Na razie poeta nie planował zrobić coming out-u przed ojczymem. 

W zasadzie to nie żałował niczego co zrobił. Cieszyło go to, że powiedział Mickiewiczowi to co powiedział, ponieważ teraz przynajmniej wiedział, że nie warto czekać i mieć jakichkolwiek nadziei. 

 W tym czasie Adam siedział w swoim domu przed kominkiem i pisał coś na kartce. Niestety nie był w stanie napisać niczego sensownego przez co wkurzony rzucił przedmiotami o ziemię, założył płaszcz i wyszedł z domu. 

Zebrał się w sobie i w końcu po tych 14 dniach schował dumę do kieszeni i zaczął iść do domu Zygmunta. Spodziewał się, że zastanie tam również Celinę, którą również będzie mógł przep... no powiedzieć, że źle zrobił. Ciekawe czy ich oferta bycia gosposią jest nadal aktualna?

Wieszcz powolnym krokiem szedł w wyznaczone miejsce. 

- Może jednak się zawrócić? Co jak mnie wyśmieją? Może już zapomnieli o moim istnieniu? Może zapomnieli o tym co się wydarzyło? To wracam. Nie. Tak. Nie. - zaczął mówić sam do siebie w myślach i krążyć w jedną i drugą stronę. - Dobra idę. Najwyżej wyjdę poobijany. 

Jak powiedział tak zrobił i już po około 15 minutach był na miejscu. Już nie było odwrotu, więc głośno, aby na pewno go usłyszeli zapukał do drzwi. Brak reakcji. Wieszcz dobijał się do drzwi jeszcze parę minut, a kiedy chciał już odejść usłyszał jak drzwi się otwierają. Wtem dojrzał w nich pół gołego zaspanego pisarza. Pewnie spał. W sumie co mu się dziwić skoro była 6. 

Początkowo Zygmunt przecierał oczy i powiedział:

- Kto i w jakim celu zawitał w me progi - gdy dostrzegł, że to Adam zamknął drzwi mu przed nosem, ale Mickiewicz zdążył zatrzymać je nogą.

- Porozmawiajmy. Chyba nie masz zamiaru być na mnie obrażony całe życie. Tobie nic nie zrobiłem, więc mnie chociaż wysłuchaj.

Krasiński przewrócił oczami i wpuścił go do domu. Starszy pisarz poszedł do salonu, a młodszy poszedł się ubrać. Gdy właściciel wrócił do swojego gościa od razu rzucił:

- Masz 5 minut. Zaczynaj.

- W zasadzie to nie wiem dlaczego ty nie chcesz mieć ze mną kontaktu skoro nic Ci nie zrobiłem. Przyszedłem tutaj to wyjaśnić i jeżeli jest Celina to przep... przep... powiedzieć, że nie byłem wtedy sobą i nie chcę, aby się mnie bała lub uważała za wroga.

- Jest 6 rano, a ty nachodzisz mnie w domu i liczysz, że ktoś nie będzie spał? Tak się składa, że Celina śpi i nie masz prawa jej budzić, a co do mnie to nie mnie powinieneś przepraszać, a tych których skrzywdziłeś. Powiem ci, że Juliusz jest jak nowo narodzony od kiedy nie ma z tobą żadnego kontaktu, więc jeżeli planujesz skrzywdzić go jeszcze kiedykolwiek to lepiej się  nawet do niego nie zbliżaj. 

- Muszę z nim porozmawiać. Nie wiem co mną wtedy kierowało. Przynajmniej wie, że nie zawsze będzie kolorowo.

- Adam! - cicho, ale wystarczająco głośno by obudzić kobietę powiedział Zygmunt.

- Co się dzieje? - Weszła do pokoju przecierając oczy, a kiedy zobaczyła starszego wieszcza stanęła w miejscu i przyglądała się tak jakby zobaczyła ducha. - Co on tu robi? - spojrzała na Krasińskiego.

- Przyszedł porozmawiać, a skoro wstałaś to z tobą też ma do pomówienia. Chodź - powiedział uśmiechając się do niej. 

Niepewnie Szymanowska usiadła obok młodszego i nadal patrzyła na drugiego.

- Chciałbym powiedzieć, że jest mi niezmiernie wstyd za to co wydarzyło się w ostatnim czasie i nie chcę, abyś myślała o mnie jak o potworze, bo wierz mi lub nie, ale to się nigdy nie powtórzy. Oczywiście dam ci czas na przemyślenie wszystkiego. - wstał - Gniewasz się na mnie nadal Zygmuncie?

- Powiedzmy, że nie - odparł. Kobieta milczała i patrzyła na Adama. 

- Nie będę dłużej zajmował waszego czasu. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw.  W razie potrzeby wiecie gdzie mnie znaleźć.

- Zaczekaj, wiem że mimo wszystko chcesz pójść teraz do Słowackiego, ale pomyśl sobie, że August oraz Salomea pewnie o wszystkim wiedzą i to nie jest dobry pomysł. Musisz nauczyć się, że lepiej dla każdego będzie jak dasz już jego rodzinie spokój - skwitował Zygmunt.

- Dobrze - powiedział brunet i opuścił mieszkanie pisarza. 

Wieszcz szedł przed siebie w nieznanym mu kierunku. Było wcześnie więc większość osób spała lub robiła inne grzeszne rzeczy, ale nie wnikajmy w czyjeś życie prywatne. Faktem było to, że Mickiewicz samotnie spacerował wzdłuż rzeki. 

Był to widok niecodzienny, gdyż obok poety zawsze dookoła byli ludzie. Kochanki, znajomi, nieznajomi, przyjaciele, zawsze był ktoś do towarzystwa. Pasowało mu to, a bez tych ludzi zawsze czuł się samotnie i potrzebował do kogoś się odezwać. 

Tak nie było teraz. W tym momencie wolał być sam i ostatnie czego potrzebował to widok w oddali zbierającego maliny czy inne grzyby Juliusza. ZARAZ CO? TAM BYŁ SŁOWACKI? No oczywiście, że tak. Los akurat teraz musiał zesłać ich znowu na wspólną drogę. Wydawałoby się, że to przeznaczenie i gdyby to była komedia-romantyczna, albo zwykłe romansidło to rzuciliby się sobie w ramiona, a młodszy z panów wybaczyłby wszystko drugiemu. 

Niestety jest to rzeczywistość. Nic takiego oczywiście się nie wydarzyło, a wręcz przeciwnie. Mickiewicz starał się najmniej zauważony przejść obok, ale przez to, że zamiast patrzeć na drogę zagapił się na to, aby Juliusz go nie zobaczył, poeta wpadł do rzeki. 

Ciężko określić jak do tego dokładniej doszło, ale pewne jest to, że plusk wody był dość duży, bo dosięgnął nawet brązowookiego wieszcza. 

Początkowo Juliusz miał w planach olać to i odejść tak jak zapewne zrobiłby Adam.

- Walić go. Miałeś o nim zapomnieć. Nie daj się w to wciągnąć jeszcze raz. To pewnie jakiś podstęp i kolejny jego głupi pomysł jak cię ośmieszyć - mówił rozum.

- On się topi. Nie bądź taki jak on, bądź lepszy i pokaż to. Nie musisz zamienić z nim ani jednego słowa. Uratuj jego życie i wróć do swojego - powtarzało serce.

Ostatecznie serce wygrało. Słowacki zaczął się rozglądać i wzrokiem szukał wieszcza. W wodzie dostrzegł bąbelki powietrza i czyjeś odnóża wynurzające się z wody. Od razu podbiegł blisko brzegu i starał się "wyłowić" Mickiewicza patykiem, ale nic z tego.

Bez dłuższego czekania wskoczył do wody i próbował wyjąć Adama z wody, co nie było proste. ILE ON WAŻY? 

Ostatecznie się udało. Słowacki ciężko oddychając ze zmęczenia spowodowanego niesieniem wieszcza na brzeg, przyglądał się mężczyźnie i gdy dostrzegł, że klatka starszego podnosi się w miarę równomiernie wstał i odszedł. 

Zostawił go samego sobie. Gdyby nagle stracił oddech to by umarł. Wiedział, że postępuje źle, ale wiedział również, że gdyby został dłużej to znowu by się od niego uzależnił czego nie chciał skoro dopiero niedawno  zaczęło mu przechodzić. 

Ostatni raz z oddali spojrzał w stronę bruneta i gdy dostrzegł jak tamten wypluwa wodę i podnosi się do siadu, Juliusz przyspieszył swoje kroki w dal. Czy tak się skończy przygoda tych dwóch pisarzy? Czy już zawsze będą unikać się jak ognia? Każdy pójdzie w innym kierunku? Tak ma wyglądać ich przyszłość? Tego dowiemy się być może w najbliższym czasie. Warto zapamiętać, że nie zawsze wszystko jest piękne i kolorowe, a niektóre historie nie kończą się szczęśliwie. 

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz