29. Dramaty, romanse i inne problemy

23 3 3
                                    

- Będę już szedł. Żegnaj Adamie- powiedział Juliusz i kiedy chciał już odchodzić poczuł jak ktoś strasznie leciutko ściska jego rękę. Poeta dobrze wiedział kto to, lecz trochę go to zdziwiło. Spojrzał na twarz wieszcza i starał się wyczytać jakiekolwiek emocje co było ciężkim zadaniem.

Słowacki w tym momencie wiedział, że Mickiewicz słyszał jego słowa.

- Tak się cieszę, że już dochodzisz do siebie - powiedział szczęśliwy Julek. - Dużo przeszedłeś. Powinieneś odpoczywać.

Po wypowiedzeniu tych słów młodszy poeta wziął głęboki wdech i wstał.

- Żegnaj.

Kiedy chciał już wychodzić usłyszał ciche: Zaczekaj. Niestety, a może i stety pisarz zignorował te słowa i wyszedł z sali. Szybkim krokiem udał się do wyjścia. Przeklinał samego siebie w myślach, że nie powiedział nic więcej. Teraz miał idealny moment do powiedzenia czegokolwiek.

Poeta żałował wielu swoich wyborów. Wtedy w jego głowie pojawił się obraz Ludwika. Pisarz chciał już zapomnieć jak to strasznie boli, gdy tęskni się za kimś tak bardzo, że chce się tylko umrzeć.

Słowacki szedł przed siebie. Było ciemno i dość zimno. Jedynym rozsądnym wyborem było, aby wrócić do domu. Ku zdziwieniu pisarza, chciał on teraz na kogoś nawrzeszczeć lub coś rozwalić zamiast zamknąć się w pokoju i płakać lub wyładowywać emocje na papierze.

Juliusz po około 10 minutach wszedł do domu swojej matki. Trzasnął drzwiami i zdjął swój płaszcz. Zdziwiło go to, że August nie zjawił się i nie nakrzyczał na niego. Ojczym siedział spokojnie w fotelu i czytał gazetę.

*Parę godzin wcześniej, po wyjściu Juliusza z domu*

- Jesteś z siebie dumny? - zapytała pewnie Salomea.

- Miałem go okłamywać, że wiem? Nie będę żył z jakimś zboczeńcem pod jednym dachem. - Bécu skomentował i usiadł na krześle.

- Co on ci takiego zrobił? Nie mógłbyś chociaż raz być dla niego jak ojciec? On potrzebuje wsparcia, a nie kolejnych wyzwisk. 

- Gdyby był inny...

- Auguście! Ten chłopak nie potrzebuje ani nie szuka problemów. To dobry dzieciak, ale nie potrafi odnaleźć się w tym świecie, a ty powinieneś mu w ty pomóc. Zastanów się nad tym. - powiedziała matka Juliusza i wyszła z pomieszczenia.

W tym czasie Bécu na prawdę zaczął się nad tym zastanawiać. Co jeżeli Salomea miała racje? Mimo, że ojczym Słowackiego gdzieś głęboko w środku chciał się zmienić to większa część mówiła mu, że nie warto. Podobało mu się teraźniejsze życie i to, że ma władzę. Nie chciał, aby pisarz wchodził mu na głowę i wykorzystywał to, że mógłby się zmienić. 

Ostatecznie mężczyzna doszedł do wniosku, że może postarać się być milszy dla pasierba, ale nie pozwoli mu sobą rządzić. Co prawda nadal mu się nie podobało, że najprawdopodobniej Juliusz jest gejem, ale ojczym pisarza stwierdził, że zignoruje to, przynajmniej dopóki Słowacki nie będzie się z tym odnosił i nie będzie mówił o tym publicznie.

-A gdyby pomóc mu znaleźć dziewczynę? - zapytał sam siebie Bécu.

* Teraz *

Słowacki wszedł do salonu i stanął przed ojczymem krzyżując ręce na klatce.

- Nie masz nic do dodania? Nie uderzysz mnie znowu? Nie skrytykujesz czegokolwiek?

- Nie - odpowiedział dość spokojnie August i przewrócił gazetę na następną stronę.

- NO MUSISZ COŚ ZROBIĆ. POWIEDZ JAKI JESTEM BEZNADZIEJNY! POWIEDZ, ŻE WSTYDZISZ SIĘ MNIE! COKOLWIEK - wykrzyczał Juliusz i wyrwał ojczymowi gazetę. 

Początkowo ręce Augusta zacisnęły się w pięści, ale kiedy spojrzał w oczy poety nie był w stanie go uderzyć ani nakrzyczeć na niego. W jego oczach dostrzegł ból i cierpienie. A jak wiadomo ból psychiczny jest o wiele gorszy od tego fizycznego. 

- Usiądź - powiedział Bécu i wskazał na fotel obok. Niechętnie Julek wykonał polecenie i usiadł na wyznaczonym miejscu. - Posłuchaj, wiem że między nami nie było najlepiej, ale chcę abyś powiedział co ci dolega. Widzę, że jesteś przybity i chcesz abym cię ukarał za coś. Co się takiego wydarzyło, że chcesz ponieść karę?

- Ja... To... - Juliusz wziął głęboki wdech i chwilę patrzył przed siebie. W tyle zauważył swoją matkę, która lekko się uśmiechnęła tak jakby chciała mu dać znak, aby opowiedział wszystko ojczymowi. Oczywiste było, że Słowacki nie chciał tego robić, bo bał się krytyki. Po chwili zastanowienia stwierdził, że nic już nie straci. Zaczął więc opowiadać Augustowi o wszystkim. O tym jak jego przyjaciel popełnił samobójstwo, o tym jak sam chciał sobie odebrać życie. Chciał mu nawet powiedzieć o pewnego rodzaju relacji z Adamem, ale powstrzymał się od tego i jedyne co powiedział w tej kwestii to o Towiańskim. 

- To nie twoja wina, że Ludwik się zabił. Nie możesz się winić za coś co nie jest twoją winą. Nie mogłeś nic zrobić - powiedział ojczym pisarza patrząc na niego.

- Mogłem! Powiedziałabym mu, by to z siebie wykrztusił, by wykrzyknął. Mówił głośniej co czuje! Był bardziej dumny. Powiedziałabym mu, że jest piękny, cudowny, wszystko, czego nie widział.* To moja wina. - Po policzkach Juliusza w tym momencie zaczęły spływać łzy.

- Spokojnie - ku zdziwieniu pisarza, jego ojczym podszedł i przytulił go. To było coś czego poeta potrzebował. Słowacki zaczął łkać w koszulę Augusta. Bécu lekko klepał pasierba po plecach i starał się go pocieszyć - To nie twoja wina. Dasz radę. Jesteś silny. Masz dla kogo żyć. 

- Naprawdę? - upewnił się Julek.

Jego ojczym kiwnął głową i obaj panowie już nic nie mówili. Pisarz czuł, że nie może być gorzej co oznaczało, że kiedyś nadejdzie ten piękny dzień, gdy będzie szczęśliwy. Może ten dzień nastąpi jutro, a może za rok. Tego nie wiedział nikt. 

* W tym czasie u Celiny *

Kiedy mężczyzna poszedł otworzyć komuś drzwi kobieta szybko wzięła swoje rzeczy i podeszła do okna. Było wysoko, więc była pewna, że jak skoczy to się zabije.

Wtedy Szymanowska wpadła na plan genialny. Otworzyła okno i zrzuciła niego jakieś klapki tak, aby wyglądało to jakby zgubiła je uciekając. Sama w tym czasie wraz ze swoimi rzeczami schowała się w szafie i miała nadzieję, że Andrzej nie wpadnie na pomysł otwierania jej w tym momencie.

Po około 15 minutach Towiański wrócił do pokoju, ale nigdzie nie dostrzegł Celiny. Zaczął rozglądać się po całym domu.

- Celinko, skarbie chodź tutaj - powiedział w miarę miło.

Dopiero wtedy mężczyzna dostrzegł otwarte okno. Spojrzał w dół. Pomyślał, że kobieta najprawdopodobniej uciekła, dlatego zdenerwowany krzyknął sam do siebie:

- KURWA MAĆ! 

Filozof wziął płaszcz z wieszaka przy drzwiach i z trzaskiem drzwi wyszedł z mieszkania. Miał nadzieję, że zdąży jeszcze dogonić rzekomo uciekającą Celinę. 

Kiedy Andrzej wyszedł z domu, Szymanowska spokojnie opuściła swoje ukrycie i odczekała dłuższą chwilę. Gdy Towiańskiego nie było już widać z okna, kobieta szybko opuściła dom uprzednio biorąc pieniądze mężczyzny, które trzymał w swojej walizce. Nie wiedziała dokąd się teraz udać, ale pewna była, że dworzec to aktualnie najmniej odpowiednie miejsce. 

Jedynym aktualnym celem Celiny było nie spotkanie filozofa podczas próby ucieczki. Szła jakąś totalnie obcą jej uliczką w nieznanym kierunku. Było ciemno, a to jedynie utrudniało jej zadanie. Po drodze kobieta, zauważyła (jak podejrzewa) hotel, więc wstąpiła do niego.



~~~~~~
* Tu jest też nawiązanie do czegoś. Pozdro dla wtajemniczonych 


Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz