23. Co ma być to będzie

19 2 0
                                    

W dużym pokoju na piętrze siedziała kobieta i kończyła pakować swoją walizkę. Nie chciała wyjeżdżać, lecz wyjścia nie miała. Nagle do pokoju wszedł Andrzej i od progu zaczął się wydzierać:

- Szybciej pakuj te ubrania! Zobacz co on mi zrobił! Na razie wyjedziemy, ale po jakimś czasie tu wrócimy i uderzymy w nich ze zdwojoną siłą w momencie, którego nie będą się spodziewali - powiedział mężczyzna i rzucił koszulą w Celinę.

Wszystko zaczęło się parę lat temu. Wtedy kobieta poznała Towiańskiego. Brakowało jej pieniędzy, które były potrzebne jej na przeżycie. Nie miała nikogo z rodziny ani znajomych kto mógłby jej pomóc. Wtedy on zaproponował jej pracę u siebie. Początkowo pracowała jako gosposia. Musiała wykonywać jakieś proste czynności i zarabiała nie mało mimo tego co robiła. Dogadywali się bez słów.  Można byłoby rzec, że byli stworzeni dla siebie. Między nimi rosła coraz poważniejsza więź. Od dłuższego czasu już Celina nawet nie pracowała dla niego tylko razem żyli, co oczywiście odpowiadało dla obu osób, lecz pewnego dnia Andrzej wpadł w szał. Celina do dziś nie wie co było tego powodem, pamięta jedynie, że to był jeden z gorszych dni w jej życiu. Jeszcze nigdy nie widziała, aby ktoś potrafił tak bez opanowania niszczyć wszystko dookoła siebie.

 Kobieta myślała, a wręcz była pewne, że Andrzej w ten sposób spuszcza z siebie emocje i na rozwaleniu paru rzeczy się skończy. Niestety kobieta się myliła. Wtedy mężczyzna pierwszy raz uderzył Szymanowską. Od tamtej pory dla Andrzeja zdarzało się coraz częściej znęcać nad kobietą. Mężczyzna często pił i był bardzo agresywny. Kazał znowu dla Szymanowskiej wykonywać polecenia gosposi. Parę razy filozof próbował nawet zgwałcić kobietę, lecz na jej szczęście zawsze się ktoś zjawiał lub coś przerywało tą okropną chwilę. Szymanowska obawiała się, że kiedyś znowu spróbuje to powtórzyć tylko, że tym razem mu się uda. Celina najzwyczajniej w świecie bała się go i dlatego nie próbowała nawet mu się sprzeciwiać. Gdyby mogła to kobieta wyprowadziłaby się od niego w trybie natychmiastowym i odizolowała się od niego. Dodatkowo Szymanowska czuła się podle z tym co zrobiła Juliuszowi i po części Adamowi. Gdy kobieta dowiedziała się, że Mickiewicz żyje i najprawdopodobniej wróci do zdrowia kamień spadł jej z serca.

- Przyspiesz ruchy! Nie mamy całego dnia. - krzyczał Towiański na kobietę, przez co ona wykonywała swoje zadanie jeszcze szybciej. Starała się przy tym wszystkim nie rozpłakać. Czasem wolała już żyć w spokoju pod mostem niż z nim.

Już po kilku minutach przed filozofem stały dwie walizki. 

- Bierz je i idziemy- powiedział ostro Andrzej i sam zaczął iść do wyjścia. Kiedy już obie osoby wyszły z aktualnego domu filozofa, Towiański wziął walizki od Celiny, żeby ludzie nie gadali jaki z niego chłop, że baba musi ciężkie torby nosić. Mimo wszystkich swoich czynów Andrzej był mądry, wiedział kiedy i przy kim jak ma się zachowywać. Tak naprawdę chyba jedyną osobą, która kiedykolwiek poznała prawdziwego Towiańskiego był Mickiewicz, ale przez ten czas się wiele zmieniło.

Aktualny plan filozofa był prosty, mianowicie polegał on na emigracji do momentu, aż wszystko ucichnie i nikt już nie będzie nawet wspominał o rzekomym otruciu wieszcza. 

Nie minęło dużo czasu, a obie osoby stały na peronie i czekały na przyjazd ich pociągu. Kiedy wspomniany pojazd się pojawił, Towiański wpakował walizki do środka, a sam usiadł w jednym z wagonów. Celina usiadła obok niego, jednak zachowała trochę odległość. Mężczyzna nie pozwolił jej się odzywać przez całą podróż. Teoretycznie teraz byłby idealny moment na ucieczkę, ale Szymanowska wiedziała, że nawet jak jej się teraz uda to filozof ją znajdzie i pociągnie na dno. Mimo wszystko gdyby nie on, to ona nie miałaby nic i pewnie żebrałaby gdzieś na dworcu.

 Podróż ciągnęła się niemiłosiernie.  Przez co najmniej połowę trasy Celina rozmyślała o tym co teraz łączy ją z filozofem. Może to tylko okres przejściowy i w końcu wszystko wróci do normy, a mężczyzna nie będzie już agresywny w stosunku do kobiety. Taką nadzieję miała Szymanowska. Chociaż z każdym dniem, minutą czy sekundą z Andrzejem ta nadzieja coraz bardziej znikała.

* W domu Krasińskiego*

W tym czasie kiedy Juliusz spał, drugi poeta siedział na kanapie przy kominku i pisał coś na papierze. Niestety nie potrafił teraz skupić myśli na pisaniu przez co musiał przerwać tą czynność. Jego głowa była pełna różnych myśli. Jedną z nich było to, że musi pogodzić się z Elizą. Chociaż nawet nie wiedział czy są pokłóceni. Od czasu pierwszego spotkania ich poeta spędzał z nią wiele czasu. Między innymi właśnie dlatego nie było go na jednym z spotkań Koła Sprawy Bożej. 

Zygmunt nie chciał być w złych stosunkach z Branicką. Mężczyzna co jakiś czas zerkał na drzwi sypialni, aby upewnić się czy Juliusz nadal śpi. Poetę cały czas dziwiło to, że Słowacki wybrał sobie za wzór Mickiewicza. Krasiński mimo, że przyjaźnił się z Adamem pewny był, że wieszcz nie jest odpowiednią osobą do naśladowania. 

Zresztą Zygmunt był pewny, że Julek jeszcze przekona się o tym na własnej skórze.  Mickiewicz nie był człowiekiem uczuciowym i nie potrafił mówić o co mu chodzi. Potrafił czasem bez słowa znikać i wracać po czasie nieokreślonym. Poeta nie chciał, aby brunet z loczkami musiał cierpieć jeszcze więcej. Chociaż może skoro Mickiewicz czytał list od Ludwika do Juliusza to będzie bardziej wyrozumiały dla młodszego poety. 

Po jakimś czasie z zamyśleń wyrwały go ciche kroki. Spojrzał w tamtym kierunku i dostrzegł wcześniej wspomnianego poetę. Pisarz podszedł do Zygmunta i usiadł obok niego.

- Wyspałeś się?

- Trochę. - odpowiedział cicho Słowacki  i westchnął.

- Chcesz się przebrać? Wziąć prysznic? Coś zjeść? - zapytał gospodarz

- Nie, dziękuje. Muszę iść do matki. Przez to co się wydarzyło jak byłem w tych ruinach dużo sobie przemyślałem.

- Jesteś pewny? Jeszcze niedawno mów...

- Jestem pewny - Juliusz wszedł mu w zdanie.

- Jeżeli będziesz chciał mnie znaleźć to będę dziś w domu, a jutro mam zamiar iść znowu do szpitala sprawdzić czy wszystko dobrze. Jeżeli stan Adama się nie zmieni do jutra to zajmę się już swoim życiem.

- Dobrze. W takim razie do widzenia. - Krasiński się uśmiechnął i odprowadził swojego gościa do drzwi.

- Do widzenia. - Juliusz wyszedł z domu poety i powolnym krokiem jakby się wahał szedł w stronę domu Salomei. 

Pod teoretycznie swoim domem Słowacki wziął głęboki wdech i zapukał do drzwi czekając na odpowiedź.

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz