46. Epilog

29 2 11
                                    

* 10 lat później *

- Mickiewicz chodź tu - krzyknęła Eliza wchodząc do nowego domu poety.

- Nie krzycz tak - powiedział Adam wyglądając jak wrak człowieka.

- Nie możesz tyle czasu chodzić taki przybity - powiedziała.

- Mogę i to właśnie robię.

- Pamiętasz, że obiecałeś zająć się dziś moim synem? Mamy plany z Zygmuntem na wieczór.

- Pamiętam - powiedział, a po chwili przybiegł mały chłopczyk z tatą.

- Hej wujku - przywitał się Władysław i pobiegł do środka domu.

- Do jutra - powiedział Mickiewicz i zamknął drzwi. Wieszcz udał się do pokoju, w którym siedział 10 letni chłopaczek. 

Władysław aktualnie znajdował się w sypialni, w której znajdowało się dużo ręcznie malowanych obrazów dwóch mężczyzn. Jednym z nich był Adam, ale drugiego chłopiec nie kojarzył. 

- Wujku?

- Tak? - zapytał i usiadł na łóżku co jakiś czas zerkając na obrączkę tkwiącą na jego palcu. 

- Kim jest ten pan z obrazów?

- Ten? - wskazał na Juliusza, a w jego oczach pojawiły się łzy. Władysław usiadł obok poety i słuchał uważnie opowieści o tym nieznanym mu mężczyźnie - To był najwspanialszy człowiek jakiego ten świat widział. Był jak anioł. Za późno to dostrzegłem i dlatego tak późno go poślubiłem. Nie mogłem nic zrobić. Tak bardzo mi go brakuję. Każdego dnia budzę się z nadzieją, że go jeszcze kiedyś zobaczę, że kiedyś tym swoim słodkim głosikiem na mnie nakrzyczy. Brakuje mi jego loczków, jego dłoni jeżdżących po mojej klatce, jego całego.  Jedyne co mi po nim zostało to jego dzieła. Gdybym mógł cofnąć czas to przy naszym pierwszym spotkaniu powiedziałbym mu wszystko co czułem. Nie bierz przykładu z wujka. 

- Ale wróci prawda? Co się z nim teraz stało?

- On... - wieszcz ciężko przełykał ślinę, a z każdym kolejnym słowem szło mu coraz gorzej - zmarł... Chorował na gruźlicę. Nie zasłużył na to, aby tak cierpieć . Gdybym mógł to bym się z nim zamienił. On nie zasługiwał na tą chorobę.

- Przepraszam, że zapytałem. 

-Nic się nie stało. To nie twoja wina. 

- Skoro był aniołem to pewnie pan Bóg chciał, żeby wrócił do domu - Władysław starał się jakoś na swój sposób pocieszyć drugiego. 

- Na pewno.  Wystarczająco dużo się nacierpiał tutaj na ziemi.  Oddałbym wszystko, żeby go jeszcze raz zobaczyć, żeby mu powiedzieć jak bardzo mi jest za wszystko przykro, jak bardzo go kocham, jak cholernie mi go brakuje. - Po policzkach wieszcza spływały kolejne strumienie łez. 

- Jeszcze go spotkasz. W niebie - uśmiechnął się lekko chłopczyk. 

- Myślę, że po wszystkim co zrobiłem mu jak i innym osobom nie jestem mile widziany w niebie. Raczej przewidziane są dla mnie cieplejsze rejony.

- Pan Bóg jest łaskawy i na pewno ci wybaczy. Musisz tylko mocno w to wierzyć. 

- Wierzę. - wytarł łzy rękawem. 

- Czym on się zajmował?

- Na pewno znasz jakieś jego dzieła - uśmiechnął się lekko sięgając po jeden z ostatnich poematów Juliusza. - To napisał rok przed śmiercią.

- Przeczytasz mi chociaż trochę, proszę.

- No dobrze, ale potem pójdziesz grzecznie spać?

- Obiecuję.

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz