19. Nie pozwólmy mu uciec

25 2 0
                                    

Krasiński szedł przed siebie i nie wiedział jaki plan działania obrać. Wiedział jednak, że musi się śpieszyć, gdyż Towiański na pewno już pakuje walizkę. Zygmunt osobiście wolał pozwolić Andrzejowi wyemigrować, ale skoro dał słowo Słowackiemu, że coś zrobi to to zrobi.

Mężczyzna był coraz bliżej domu filozofa, aż nagle wpadł mu plan do głowy. Wydawałoby się, że to idealny pomysł działania, lecz tego nie mógł przewidzieć. Zamysł był prosty, a mianowicie Krasiński chciał zrobić Towiańskiemu to samo co on chciał zrobić Mickiewiczowi. Nie chodziło tu o zabicie kogoś, lecz o wrobienie go w zdrady, molestowanie i może nawet gwałty.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt że nie było żadnej kobiety, która chciałaby pomóc w realizacji intencji poety. Celina będzie chronić Andrzeja, więc ona odpada. Następną kandydatką w głowie Zygmunta była Eliza. Pisarz nie chciał prosić o to kobietę, a tym bardziej nie chciał aby brudne łapy filozofa dotykały Branickiej, ale uważał że to jedyne wyjście.

Poeta zmienił kierunek swojej trasy i poszedł pod dom kobiety. Niepewny czy dobrze postępuje zapukał do drzwi domu Elizy. Już po kilku chwilach w progu pojawiła się kobieta.

-Dzień dobry - Branicka się uśmiechnęła.

- Dzień dobry - niestety Krasiński był zbyt spięty by się uśmiechać.- Wybacz me najście, lecz mam prośbę do Ciebie.

- Zapraszam do środka w takim razie - powiedziała kobieta i wpuściła poetę do swojego domu.

Zygmunt wszedł do budynku i poszedł za Elizą do pokoju.

- O co dokładniej chcesz mnie prosić? - spytała Branicka siadając na stołeczku.

- Nie mam teraz czasu na dłuższe wyjaśnienia, ale proszę Cię abyś udawała zakochaną w Andrzeju, a potem miałabyś go oskarżyć o molestowanie, pobicia i takie rzeczy. Wiem, że proszę o strasznie wiele i pewnie myślisz że jestem okropny prosząc cię o to, ale wiedz że ta sprawa ma dla mnie wielkie znaczenie, gdyby tak nie było nie prosiłbym o pomoc w czymś takim - szybko powiedział Krasiński na jednym wydechu.

Kobieta przez chwilę milczała i patrzyła zdziwiona na poetę. Widoczne było, że analizowała każde wypowiedziane słowo Zygmunta.

- Zrobię to, ale musisz mi obiecać, że potem wszystko mi opowiesz od początku do końca.

- Obiecuję, a teraz chodźmy bo jest możliwość, że Towiański wyemigruje Bóg jeden wie gdzie i nie znajdziemy go.

Obie osoby bez aktualnie zbędnych aktualnie pytań wyszły z domu. Po drodze Krasiński powiedział:

- Nie będę mógł iść z tobą aż po jego dom. Dojdę pod jego dom trochę później, ale nie będę się pokazywał. W razie gdyby ten psychol Ci coś robił masz mi o tym powiedzieć. Dla twojego bezpieczeństwa będę oglądał was przez okno o ile będziecie na parterze, więc o nic się nie martw. 

- Dobrze. 

Kiedy Eliza wraz z Zygmuntem widzieli w oddali dom filozofa obie osoby stanęły w miejscu. Oboje wiedzieli, że muszą już w tym momencie się rozstać przynajmniej na chwilę.

- Jesteś pewny, że on tam jest?

- Nie, ale warto spróbować. 

- Dobrze - Eliza pocałowała poetę w policzek i odeszła w stronę domu Andrzeja.

Zygmunta zdziwiło zachowanie kobiety, ale nie narzekał a wręcz przeciwnie. Jego najgorszą wizją teraz było to, że na ciele Branickiej mogą wylądować łapy Towiańskiego.

Branica szła w stronę wielkich drzwi. Stojąc pod białym domem ostatni raz wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi. Tak naprawdę to sama nadal się zastanawiała dlaczego się zgodziła. Może dlatego, że tak postępują przyjaciele? Pomagają sobie. To wydawało jej się najrozsądniejszą opcją na ten moment, bo jeżeli nie miała racji i zgodziła się z innego powodu to z jakiego?

Po dłuższej chwili czekania kobieta miała zamiar już odejść spod progu domu, lecz w ostatniej sekundzie drzwi się otworzyły. Stał w nich mężczyzna średniego wzrostu.

- Czego pani tu szuka? - zapytał oschle Andrzej jak podejrzewała Eliza.

- Przyszłam do pana Andrzeja Towiańskiego. Zastałam go? - to było jedyne co aktualnie kobiecie przyszło do głowy jako rozpoczęcie rozmowy.

- Stoi przed panią - mężczyzna wpuścił Branicką do środka co z oddali obserwował Zygmunt. - Co dokładniej pani ode mnie chce?

- Przyszłam, ponieważ - no właśnie po co przyszła. Nie mogła przecież powiedzieć mu wprost, a nie miała kompletnie pomysłu co powiedzieć. Nawet nie wiedziała kim jest ten cały Towiański. Jedyne co wpadło jej teraz do głowy to było to co właśnie powiedziała - widziałam pana parę razy gdzieniegdzie na ulicach  i pomyślałam, że fajnie byłoby pana poznać osobiście. Oczywiście pańskie nazwisko obiło mi się o uszy.

- Bardzo chętnie bym z panią porozmawiał, ale śpieszę się na pociąg - mówił i nadal wkładał jakieś swoje rzeczy do walizki co obserwowała kobieta.

- A nie może to poczekać? Wyjechać pan może kiedy indziej, a mnie pan nie spotka byle jakiego dnia - Branicka uśmiechnęła się i strasznie niechętnie przejechała ręką wzdłuż torsu mężczyzny. Nie był to jakiś okropny czyn, ale Eliza nie chciała zachowywać się jak zwykła dziwka, która na pierwszym spotkaniu idzie do łóżka. Mimo wszystko ten gest zadziałał, ponieważ już po chwili mężczyzna zaprzestał pakowania i patrzył w oczy Branickiej.

- Dobrze, więc usiądź. Napijesz się czegoś? - zapytał gospodarz

- Nie, dziękuje - powiedziała kobieta i usiadła na krześle obok stołu. To samo uczynił mężczyzna.

- Może opowie mi pan coś o sobie?

- Przejdźmy na Ty, Andrzej jestem - filozof ucałował rękę kobiety.

- Eliza.

Po przedstawieniu się przez obie osoby, Towiański zaczął mówić długi monolog o samym sobie. Branicka myślała, że nie da się powiedzieć tyle na temat kogoś, a tym bardziej samego siebie, ale się myliła.

W co najmniej połowie monologu, Eliza odpłynęła myślami totalnie gdzieś indziej. Jedną z rzeczy, o których teraz myślała było to czy Zygmunt naprawdę ją gdzieś obserwuje i czy na pewno może czuć się bezpieczna. 

Nagle usłyszała jak Andrzej do niej coś mówi i to nie był monolog. ON O COŚ PYTAŁ.

- Tak czy nie?

- Ale co tak czy nie?  - zapytała zdziwiona kobieta i patrzyła na filozofa.

Mężczyzna westchnął - pytałem czy słyszałaś o moim Kole Sprawy Bożej?

- Nie, niestety nie, a co to? - zapytała Branicka, a oczy mężczyzny powiększyły się do wielkości 5 złotówek. 

- Nie powinienem Ci o tym mówić, ale istnieje takie koło na którym spotykają się Polacy na emigracji we Francji i omawiamy tutaj ważne sprawy. Na te spotkania między innymi przychodzą Krasiński, Słowacki oraz Mickiewicz. Myślę, że znasz chociaż jednego z nich.

- Kojarzę ich wszystkich.- kobieta się uśmiechnęła, a po chwili zauważyła, że Towiański stanął i zaczął się niebezpiecznie zbliżać - Co robisz?

- Ciii - Andrzej lekko zakrył usta Elizy palcem i podszedł jeszcze bliżej. Filozof nachylił się nad Elizą.

Wszystko zza okna oglądał Zygmunt, którego w tym momencie od środka zalewała krew.

Kobieta chciała się wyrwać lub odsunąć od siebie Towiańskiego, lecz po chwili poczuła zimne usta mężczyzny na tych swoich. Branicka zaczęła odpychać Andrzeja od siebie, ale mężczyzna był silniejszy i nie odchodził on niej nawet na chwilę. 

*********
Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za jakieś błędy

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz