17. Nie możesz tak po prostu odejść

28 4 1
                                    

- Czuje się fatalnie. Nie dam rady iść dalej. Wykonałem swoje zadanie, a teraz możecie mnie tu zostawić i wracać do domów - uśmiechnął się Adam.

- Nie pleć głupot. Uratowałeś mnie i ja nie pozostanę Ci dłużny. Powiedz tylko co cię boli - powiedział zatroskany Słowacki.

Niestety ani Julek ani Zygmunt nie usłyszeli żadnej odpowiedzi gdyż już po chwili Mickiewicz stracił przytomność i nie wyglądało to jak zwykłe zemdlenie. 

- Wstawaj! - Krasiński zaczął potrząsać ciałem wieszcza - Nie rób sobie z nas żartów Adamie - powiedział załamany pisarz cały czas kucając przy starszym mężczyźnie.

- Musimy go zabrać szybko do lekarza! - powiedział Juliusz.

- Pójdziemy do twojego ojczyma, szybciej nikt nas nie przyjmie - powiedział Zygmunt, a w jego oczach pojawiły się malutkie kropelki łez. Poeta nie chciał stracić swojego przyjaciela.

- Dobrze, ale jak go tam zaniesiemy? Zanim zdążymy go zanieść o własnych siłach on już dawno będzie martwy - powiedział Słowacki sprawdzając oddech najstarszego z mężczyzn.

- Zostanę z nim tutaj, a ty biegnij po Augusta. Przyjedziecie tutaj karocą i Bécu pomoże mu na miejscu.

- Nie mam tyle sił, aby dobiec taki kawał drogi. Ostatni posiłek jadłem wczoraj. Lepiej jak ty pobiegniesz Zygmuncie.

-Dobrze, zaraz będę - jak powiedział tak zrobił i po chwili można było  słyszeć oddalające się szybkie kroki pisarza.

Juliusz cały czas kucał przy nieprzytomnym wieszczu i sprawdzał jego oddech. To nie może się tak skończyć. Nie teraz. Wtedy do Słowackiego dotarło ile bólu chciał zadać dla matki i innych swoim samobójstwem. 

- Adamie nie odchodź proszę. - powiedział Julek, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. - Nie teraz jesteś za młody by odchodzić. Jeszcze masz tyle rzeczy do zrobienia - Młodszy poeta potrząsał lekko drugim - obudź się.

Odpowiedzi oczywiście nie dostał. Pisarz zastanawiał się co mogło spowodować, aż taki stan u wieszcza. Nic nie przychodziło mu do głowy. Słowacki dotknął drugiego mężczyzny i wtedy poczuł, że z każdą minutą temperatura ciała wieszcza się zmniejsza.

Julek zdjął swój płaszcz i przykrył nim drugiego poetę, miał nadzieję, że to pomoże. Krasiński z Bécu nadal się nie pojawili i nie wyglądało na to, aby pojawili się w najbliższym czasie.

Słowacki siedział bezczynnie obok ciała wieszcza i jedyne co mógł robić to sprawdzać oddech drugiego z panów. Najgorszym uczuciem jest bezsilność, kiedy chce się coś zrobić, ale nie można. 

*W tym czasie pod domem Salomei*

Krasiński zapukał zadyszany do drzwi, a  w progu pojawili się obaj mieszkańcy tego domu.

- Co pana tu sprowadza panie Zygmuncie? - zapytał obojętnie August.

- Mickiewicz - wydyszał poeta - on... stracił przytomność i potrzebuje pana pomocy. Z każdą chwilą mu się pogarsza, a jego stan jest fatalny proszę o pomoc. Pan jest ostatnią nadzieją.

- A co ja jestem? Przychodnia dla bezdomnych? - zakpił Bécu. Salomea go lekko szturchnęła łokciem, a  w jej oczach było widać prośbę o pomoc dla mężczyzny. - Jeden jedyny raz, ale nie za darmo. -powiedział August i zaczął zakładać płaszcz.

- Dziękuje - Zygmunt lekko się rozchmurzył. 

Obaj panowie wsiedli do pojazdu i ruszyli w miejsce gdzie byli pozostali dwaj poeci.

*Ruiny*

Kiedy jeszcze raz Słowacki sprawdził puls drugiego mężczyzny dotarło do niego, że akcja serca wieszcza zmniejsza się i za chwilę na pewno się zatrzyma. Dzięki ojczymowi lekarzowi wiedział chociaż trochę na temat pierwszej pomocy.

Młodszy pisarz ułożył wieszcza w pozycji bezpiecznej i odchylił lekko jego głowę, a po jego policzkach płynęło coraz więcej łez. Po chwili Adam zaczął mieć drgawki, więc Juliusz odpiął pasek od spodni wieszcza i zaczął rozpinać jego górne guzki od koszuli, aby ułatwić poecie oddychanie.

- Proszę wróć tutaj. Nie możesz tak po prostu odejść. Nie możesz rozumiesz?! - wypowiedział przez łzy Słowacki.

Julek nie przestawał swoich czynów nawet przez chwilę. Po jakimś czasie usłyszał jak Krasiński z Augustem są coraz bliżej. 

Lekarz podszedł do nieprzytomnej osoby, czyli wieszcza i ukucnął przy nim. 

- Nie oddycha - powiedział i zaczął masaż serca. Od razu było oczywiste, że zamienił Słowackiego w ratowaniu poety i sam zaczął wykonywać swoje zadanie.

Juliusz od razu podszedł do  Krasińskiego i go przytulił co drugi pisarz odwzajemnił.

- Nie płacz Julek, Mickiewicz jest silny i wyjdzie z tego cały i zdrowy - Zygmunt próbował pocieszyć drugiego pisarza.

- Obyś miał rację - powiedział Słowacki.

Po chwili August zaczął krzyczeć, aby obaj pisarze mu pomogli i podawali sprzęty i robili to co im każe. Bécu stwierdził, że stan jest krytyczny i szanse na przeżycie Mickiewicza wynoszą około 1% jeżeli dotrze do szpitala, a jeżeli nie to nie ma żadnych szans.

Po 16 minutach ojczym Juliusza odszedł od ciała Adama i powiedział:

- Niestety nie udało się go uratować. Jego serce nadal nie pracuje, a minęło już dużo czasu. Nie mogę zrobić nic więcej.

- NIE- wykrzyczał Słowacki i zaczął znowu reanimować wieszcza. Pozostali mężczyźni przyglądali się poczynaniom Juliusza. - Adamie wróć. Nie zostawiaj mnie tutaj proszę.

Krasiński podszedł do drugiego poety i złapał go lekko za bark.

- Wracajmy już - powiedział Zygmunt.

- NIGDZIE STĄD NIE IDĘ - powiedział Julek i nadal reanimował wieszcza. 

Niechętnie Krasiński wraz z ojczymem pisarza zaczęli powoli odchodzić od obu panów. 

- Nie możesz mi tego zrobić ja cię kocham - cicho powiedział młodszy mężczyzna i przytulił ciało wieszcza. Po chwili poczuł czyjś oddech na policzku. To Adam. - ON ODDYCHA - wykrzyczał Juliusz do ojczyma i Zygmunta.

Obaj panowie szybko podeszli do ciała Mickiewicza.

- Bierzemy go do pojazdu. Musi mieć szybko zrobione płukanie żołądka - nikt nie zadawał więcej pytań, a po chwili wszyscy znaleźli się w karocy i jechali do pobliskiego szpitala.

- Co z nim jest? - zapytał Krasiński, bo Julek był zbyt zajęty swoimi myślami.

- Otruto go arszenikiem*. Jeżeli zaraz nie zrobią mu płukania żołądka i nie dostanie potrzebnych leków to umrze i to już nieodwracalnie. - powiedział Bécu.

- Mówiłem, że wyjdzie z tego - Zygmunt złapał za rękę Juliusza, aby go pocieszyć. 

Po niecałej minucie mężczyźni byli pod szpitalem do którego zanieśli Mickiewicza. Poeta od razu został zawieziony na salę operacyjną. 

- Wiem kto go zatruł - powiedział Słowacki siadając na jednym z krzeseł w poczekalni.

- Kto? - zapytał Zygmunt siadając obok pisarza.

- Andrzej Towiański. On jest odpowiedzialny za wszystko co się dzieje złego. 

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

*Jeżeli ktoś zostanie otruty arszenikiem to do śmierci dochodzi w ciągu kilku minut, ale na potrzeby książki zmieniłam to :)))) 

Jeżeli ktoś to w ogóle czyta to będę zdziwiona XD

Rzeka PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz