*3 dni wcześniej*
- Przyniosłem coś dla ciebie - powiedział Zygmunt i podał list dla Adama.
- Co to?
- Nie wiem, sam sprawdź.
Mickiewicz otworzył kopertę i zaczął czytać. Okazało się, że dostał zaproszenie na bankiet od księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Przyjęcie miało odbyć się za 4 dni. W zaproszeniu również było napisane, iż poeta może wziąć ze sobą osobę towarzyszącą.
- Ciebie również zaprosił? - zapytał wieszcz, odkładając list na szafeczkę.
- Tak, ale ty chyba nie masz zamiaru iść nieprawdaż? Dopiero co wyjdziesz ze szpitala i nie powinieneś pić ani dostarczać swojemu organizmowi większych ilości adrenaliny, mam na myśli oczywiście stosunki.
- Co ty wiesz o życiu Zygmuncie? Oczywiście, że pójdę na ten bankiet, ale kogo wezmę jako osobę mi towarzyszącą? Z kim idziesz?
- Na pewno nie z tobą. Ja biorę ze sobą Elizę, a ty możesz wziąć Celinę lub ... - mężczyzna nie dokończył, ponieważ Mickiewicz mu przerwał.
- Po moim trupie. Mam brać kogoś kto mnie prawie zabił?
- To długa historia i gdybyś mnie słuchał to byś wiedział, że to nie jej wina. Myślę, że powinieneś jej dać szansę.
Adam nie odpowiedział nic. Poeta leżał i wpatrywał się w ścianę.
- Muszę już iść. Do zobaczenia niedługo. - rzekł Krasiński i opuścił budynek.
* Dzień bankietu *
Ostatecznie ku własnemu zdziwieniu Mickiewicz zgodził się wziąć Celinę jako osobę towarzyszącą. Kazał jej się zjawić u niego w domu pół godziny przed czasem, aby mogli dojechać na miejsce razem.
Jak postanowił tak się stało i w ciągłej ciszy właśnie jechali na bankiet. Wieszcz ubrany był w czarny surdut i koszulę ze sztywnym kołnierzem. Natomiast Szymanowska ubrana była w ciemno zieloną suknię z krynoliny.
Oboje dojechali wręcz idealnie na czas. Witając się z właścicielem weszli do dużego pomieszczenia pełnego ludzi. Książę zaprosił swych gości do stołu. Na szczęście, a może i nie Mickiewicz wraz z Celiną zasiedli obok Zygmunta z Elizą, którzy jak można było zauważyć zdążyli się już "zadomowić".
Już po kilku minutach do sali weszły ostatnie osoby, w skład których między innymi wchodzili Chopin i Słowacki. Fryderyk oczywiście usiadł jak najbliżej stojącego fortepianu, a Juliusz zajął miejsce przy drugim stole, siadając przodem do starszego pisarza.
Do pomieszczenia również wszedł gospodarz. Stanął on mniej więcej na środku tak, aby widzieć każdego ze swoich gości.
- Witam wszystkich przybyłych tutaj. Myślę, że nie każdy tutaj zna każdego, ale to się zmieni. Dziś każdy ma się dobrze bawić. - Adam Jerzy się cicho zaśmiał - Nie będę dłużej przedłużał swojej wypowiedzi, bo i tak nie przyszliście tu po to, aby słuchać moich monologów. Oficjalnie otwieram dzisiejszy bankiet, a teraz dla państwa zagra Ferenc Liszt ze swoim utworem Tasso, lamento e trionfo - Co prawda mężczyzna miał problem z wymówieniem tej nazwy, ale ostatecznie mu się udało i nie skaleczył tej nazwy, aż tak bardzo. Po jego słowach większość osób zaczęła mu bić brawa.
Wtem do sali wszedł Liszt. Chopin zauważył, że ręce mężczyzny lekko drżą. Młodszy kompozytor zasiadł do fortepianu i ostatni raz rozgrzał swoje palce. Już po chwili można było usłyszeć dźwięk melodii granej na dużym, czarnym instrumencie. Można było zauważyć jak kilka panów bierze swe kobiety do tańca.
Ludzi na środku robiło się coraz więcej. Celina co jakiś czas zerkała na Adama, tak jakby liczyła, że i on zaproponuje jej taniec, ale nie. Poeta nie miał tego w planach. Przynajmniej nie z nią. Dotarło to do kobiety, gdy Mickiewicz odszedł od stołu i podszedł do jakiejś samotnej kobiety przy stole i to ją zaprosił do tańca. Odznaczała się nieprzeciętną urodą. Jej jasne, długie i wijące się włosy opadały lekko na ramiona.
Przy pięknej muzie Liszta poeta wraz z nowo poznaną kobietę zaczęli powolnym krokiem tańczyć.
- Jak się nazywasz piękna kobieto? - spytał Mickiewicz kiedy był nachylony.
- Delfina - uśmiechnęła się - Dokładniej Delfina Potocka.
- Miło panią poznać. - poeta odwzajemnił uśmiech i ucałował ją w dłoń - Jam jest Adam Mickiewicz.
Całej tej scenie przyglądał się Słowacki. Pisarz przyszedł sam, przez co nawet nie miał w planach z nikim tańczyć. Po prostu patrzył na te wszystkie niby szczęśliwe pary, ale czy na pewno szczęśliwe? Co jeżeli to jest tylko na pokaz? Nie dowiemy się tego nigdy.
W pewnym momencie do Juliusza podeszła jakaś kobieta. Jak można się domyślić była to Celina. Szymanowska zaproponowała poecie taniec. Pisarz się zgodził, bo co mu szkodziło zatańczyć? Taka okazja może mu się już więcej nie przydarzyć.
Muzyka stawała się coraz szybsza przez co i kroki musiały być lekko szybsze. Po kilkunastu dłuższych chwilach nastąpiła zmiana partnerów w tańcu. Dzięki temu całkowicie przypadkowo Słowacki musiał tańczyć z Mickiewiczem. Po dość niezręcznej chwili Juliusz postanowił odpuścić sobie ten taniec i wrócił na miejsce siedzące. To samo uczynił Adam. Wzrok obu panów co jakiś czas się spotykał. Żaden z nich nie zamienił z drugim nawet słowa.
Mimo, że Słowacki miał tyle do powiedzenia nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Pisarz myślał, że doszło między nimi do jakiegoś zbliżenia, do tak zwanego "ich momentu", ale się mylił. Gdy zobaczył Mickiewicza z Celiną dotarło do niego, że to błąd. Dał ponieść się chwili, ale na tym chce to zakończyć. Nie mógł dłużej wielbić kogoś, kto ma go w przysłowiowych czterech literach.
W tym samym czasie można było dostrzec jak uważnie Fryderyk przygląda się grze Ferenca. Dostrzegł on między innymi to, że jego chłopak? Chyba już mógł go tak nazywać. Nie ważne. Zauważył, że Liszt już jest rozluźniony, a jego palce nie są już spięte tak jak na początku.
Chopin podszedł do aktualnie grającego pianisty. Ze względu, iż było dookoła dużo ludzi nikt tego nawet nie zauważył.
- Nie jest źle - zaśmiał się Ferenc zaczynając rozmowę i skupiając się na grze.
- No widzisz. Obiecuję, że dziś wynagrodzę ci poprzednią noc - straszy kompozytor uśmiechnął się uwodzicielsko, a po chwili zniknął w tłumie ludzi.
Coraz więcej osób zaczynało tańczyć, a w sali robiło się coraz duszniej przez co Juliusz musiał na chwilę opuścić budynek, aby wziąć wdech świeżego powietrza. Pisarz stanął oparty o ścianę i pochylił lekko swoją postawę, opierając ręce o kolana. Na dworze wiał przyjemny wiatr. Poeta dość głośno oddychał, a jego oddechy były głębokie. Co chwilę mężczyzna zanosił się kaszlem.
CZYTASZ
Rzeka Przeznaczenia
Romance- Udasz, że nic się nie stało? Przychodziłem do Ciebie do szpitala! Uratowałem ci życie, a ty udajesz, że mnie nawet nie znasz! Myliłem się co do Ciebie - Juliusz zaczął do niego podchodzić. Mickiewicz cały czas milczał i przyglądał się drugiemu...