Rozdział 25

414 28 4
                                    

Wczoraj wyłączyłam telefon ignorując wszystkie wiadomości, jakie dostałam od Petera. Wiem, że chłopak był też pod moim domem, ale moja mama na moją prośbę otworzyła mu drzwi tłumacząc, że mnie nie ma i nie wie, o której wrócę.

Dobrze wiemy i ja i ona, że Peter jej nie uwierzył. Brunet dobrze wiedział, że jestem w środku, ale chyba zrozumiał, że dziś nie jest dobry czas na tą rozmowę. Siedziałam w moim pokoju słysząc każde jego słowo i smutek w jego głosie. Było mi go żal, bo chłopak był przekonany, że nie chce go widzieć tylko i wyłącznie, dlatego że nie powiedział mi wcześniej prawdy. Nie widział... Bo niby skąd miał wiedzieć, że to w ogóle nie o to chodzi. Nie jestem zła, bo Peter nie powiedział mi o swoim drugim życiu... W końcu ja też nie powiedziałam mu o moim. Jestem po prostu załamana, że to właśnie Peter okazał się być SpiderManem tym samym komplikując całe moje życie.

Samym wieczorem spakowałam się do ucieczki. Chciałam uciec już z samego rana. Późnym wieczorem wzięłam długi prysznic i uzupełniałam mój organizm krwią, po czym zmęczona wszystkim, co się dzieję poszłam spać. Tej nocy nie spałam jednak w moim pokoju tylko niczym małe dziecko razem z moją mamą. Nie mogłam zasnąć ani ja ani ona, ale jednak razem było nam o wiele łatwiej przeżyć tą noc.

Wiedziałam, że powinnam uciec z samego rana, ale jednak, gdy tylko wstałam poszłam do kuchni przygotować wspólne śniadanie dla mnie i dla mamy. Nie wiem, kiedy taka okazja się znowu powtórzy i kiedy ponownie się spotkamy. Chciałam się z nią odpowiednio dobrze pożegnać. Nie mogę sobie wyobrazić tego, co teraz będzie. Nigdy się nie rozstawałyśmy na więcej niż 3 dni, a teraz... Równie dobrze możemy się nie widzieć przez parę miesięcy.

Po śniadaniu szybko posprzątałam i poszłam do pokoju po plecak. Wszystkie moje rzeczy spakowane były do kartonów i walizek, ale teraz musze uciekać szybko, dlatego biorę tylko najważniejsze rzeczy. Resztę rzeczy mogę zdobyć już w innym mieście. Mimo że tego nie chce to musze w końcu uciec.

Gdy już miałam wychodzić z pokoju, usłyszała warkot silnika. Podeszłam do okna i spojrzałam dyskretnie by dowiedzieć się co się dzieję. Załamałam się od razu widząc obrazek za oknem. Pod mój dom podjechało czarne auto, które niestety znałam aż za dobrze. To jedno ze służbowych samochodów akademii.

Teraz pytanie czy powinnam uciec czy też nie.

Za nim w ogóle zdecydowałam, co powinnam teraz zrobić, usłyszałam jak do domu bez pozwolenia weszły co najmniej dwie osoby.

- Co Panowie robią? - Usłyszałam głos mojej mamy.

- My po pannę Morgan. - Odezwał się jeden z nich.

Teraz jestem już pewna, że nie mogę uciec. Nie zostawię mamy z nimi samej, bo to może się naprawdę źle dla niej skończyć, a do tego nie dopuszczę, nawet jeśli mnie zabiją. Trudno... Nie pozwolę skrzywdzić mamy.

- Nie macie prawa tu wchodzić. Zadzwonię po policję, jeśli stąd nie wyjdziecie.

- Spokojnie mamo. - Powiedziałam opanowanym głosem schodząc pewnym krokiem po schodach.

- Nikki...

Przerażony wzrok mojej mamy od razu skierował się w moją stronę. Pokiwałam tylko głową żeby nic więcej nie mówiła podchodząc do niej.

- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - Powiedziałam całując ją w czoło, po czym przeniosłam wzrok na przybyłych intruzów.

- Zapraszam. - Odezwał się jeden z nich.

Nic więcej nie mówiąc z wysoko podniesioną głową wyszłam z domu i wsiadłam na tylnie siedzenie samochodu.

Czuje się jakbym jechała na śmierć. Pewnie, dlatego że właśnie tak jest. Istnieje też inna opcja. Mogę przeżyć i wrócić do mamy. Muszę tylko powiedzieć prawdę. Mogę wydać Petera i wtedy to, o czym tak długo marzyłam się w końcu spełni. Będę wolna od akademii raz na zawsze. Będę dla nich wciąż pracować, ale tylko i wyłącznie na swoje konto. Akademia nie będzie mi więcej zagrażać, a na dodatek wciąż będę pod ich ochroną. Nikt mnie nie ruszy.

I will find you // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz