Rozdział 36

399 28 1
                                    

Obserwowałam widoki za szybą samolotu nie mogąc przestać myśleć o tym, z czym będę musiała się zmierzyć. Już od dłuższego czasu znajdowałam się w prywatnym samolocie Starka i razem z nim wracałam do domu. Mimo że wracałam to wciąż nie byłam do końca przekonana czy podjęłam słuszną decyzję, ale teraz już za późno by się z tego wycofać.

Miałam okazję poznać też Happy'ego, który jest pracownikiem i z tego, co zrozumiałam chyba przyjacielem Starka. Mężczyzna czekał na nas na lotnisku instruując pilota, kiedy ma wystartować.

To nie tak, że Tony słowami o tym jakoby to Peter bardzo za mną tęsknił i bezustannie... Albo raczej powinnam powiedzieć bezskuteczne szuka, przekonał mnie do powrotu. Może i miało to jakiś wpływ, ale o wiele ważniejszym powodem była ucieczka Stephana z więzienia.

Mój były szef jest bezlitosny, nieobliczany i nie wiem, co jeszcze może mu strzelić do głowy, ale muszę to powstrzymać. Przecież chcieli dopaść SpiderMana. Nie wiem, czemu ale za bardzo zależy im na dopadnięciu go i obawiam się, że Peter nie jest jedynym superbohaterem, o jakiego mu chodzi. Shane nienawidzi IronMana. A to już zbyt wiele by oboje tak po prostu odpuścili.

Stark uważa, że skoro współpracowałam z panem Lee to mogę się przydać. Jego zdaniem będę najlepiej wiedziała jak on myśli, ale to kłamstwo... Głupia nadzieja. Nikt nie wie jak ten człowiek myśli. Nie tak łatwo wejść do głowy osoby tak bardzo odklejonej od rzeczywistości.

Na dodatek jakby tego wszystkiego było mało zginęła kolejna dziewczyna. Kolejna ofiara nieznanego mi wampira. Zanim zdecyduję, co dalej zrobię ze swoim życiem, musze odkryć, kim jest morderca. Musze wiedzieć, kim jest ten wampir.

Uważałam, że nie mam dłużej powodu by żyć. Straciłam swój cel w życiu, ale chyba waśnie znalazłam nowy. Musze dowiedzieć się, kim on jest..

- Żeby sprawa między nami była jasna... - Odezwałam się przerywając ciszę panującą między nami, przez co mężczyzna podniósł na mnie wzrok znad swojego tabletu. - Nie zamierzam przestrzegać twoich rozkazów, więc nawet nie próbuj mi ich wydawać. Działam sama. Nie lubię bawić się w sporty drużynowe. Robię, co mi się podoba, a nie to, co ty uważasz za słuszne. Wszystko jasne?

- Aż tak bardzo nie lubisz przestrzegać reguł? - Zapytał patrząc na mnie spod uniesionych brwi.

- Raczej powiedziałabym, że nie lubię trzymać się ich ściśle. - Wzruszyłam obojętnie ramionami, na co ten tylko parsknął śmiechem. - Ale to akurat powinien Pan sam rozumieć. - Dodałam jeszcze.

- Nie musisz do mnie ciągle mówić per pan aż taki stary nie jestem.

- No nie wiem... Peselu nie oszukasz. - Powiedziałam pewnie, na co Happy parsknął śmiechem a ten przewrócił tylko oczami. - Więc jak mam się do ciebie zwracać. Preferujesz blaszka, żelazko czy może...

- Preferuje Tony. - Przerwał mi zanim skończyłam wyliczać.

- Maruda bardziej by pasowała. - Burknęłam pod nosem.

- Słyszałem.

- Miałeś. O to w tym chodzi.

- Co on w tobie widzi? - Burknął pod nosem wracając wzrokiem do tabletu.

To jest dobre pytanie.

Może potwora, którego on, jako superbohaterem może uratować i zmienić.

W każdym razie konfrontacji z Peterem chyba obawiam się o wiele bardziej niż stawienia czoła akademii czy odnalezienia zabójcy. Prawda jest taka, że wole iść na wojnę niż spojrzeć ponownie w oczy Petera.

- Musze się napić. - Powiedziałam w tym samym czasie, co Tony, na co tylko popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni.

- Jesteście bardziej podobni niż myślałem na początku. - Mruknął pod nosem Happy podnosząc się z miejsca, po czym już po chwili wrócił z dwoma szklankami wypełnionym whisky.

I will find you // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz