Rozdział 55

212 14 0
                                    

Loch... Kajdany... Krzesło, do którego jestem przywiązana... Jak ja się w to wszystko wplątałam? Nie powinnam była dać się złapać. Powinnam była to wszystko o wiele lepiej przemyśleć.

To nie tak, że byłam pewna, że nie pojawiają się w tym klubie. Tak właściwe brałam pod uwagę taką ewentualność... Naprawdę. Miałam przeczucie, że nie pojadą do Chicago. Wiedziałam, że śledzą każdy mój krok od samego początku. Są zbyt przewidywalni. Wiedziałam, że któreś z nich prędzej czy później wpadnie na to, że bez sensu jest ciągle jeździć w miejsca, w których pojawiają się martwe ciała. W końcu mnie i tak już tam dawno tam nie było.

Spodziewałam się nawet, że któreś z rodzeństwa wpadnie na to, że będę na tej przeklętej imprezie. Byłam przygotowano na wszystko. Ale Justin był taki pyszny, a ja byłam tak okropnie głodna, że nie potrafiłam się powstrzymać. Zamiast myśleć trzeźwo i uciec w odpowiednim momencie całkowicie poddałam się pragnieniu.

I takim oto sposobem wpakowałam się w tą okropną sytuacje. Siedzę tu znudzona i głodna. Jedyne, co trzyma mnie przy życiu to wyobrażenie o uczcie, jaką sobie urządzę, gdy tylko stąd ucieknę.

Nie mam pojęcia ile już więzili mnie w tej okropnej piwnicy, ale miałam tego serdecznie dość. Byłam znudzona i przede wszystkim okropnie głodna. Naprawdę brakowało mi rozrywki i krwi. Żeby bardziej mnie dobić całą trójką przychodzili tu na zmianie starając się poruszyć moje sumienie. Jak widać na razie nieskutecznie im to wychodziło.

Przez pierwsze parę dni było zabawnie oglądając ich w tym żałosnym stanie i patrząc na ich bezcelowe działania, ale teraz już mnie to znudziło. W końcu ile można oglądać ich zbolałe miny.

Na przykład teraz już od godziny jestem torturowana gadaniem Alexa.

Czekam na moment, w którym postanowią jednak użyć siły zamiast gadania. Byłaby to miła odmiana. Chociaż Parker na pewno nie będzie mnie torturował i pewnie tylko ze względu na niego rodzeństwo Gillies nie przeszło jeszcze do swoich ulubionych i sprawdzonych metod. Wolałabym już prawdziwe tortury niż ciągłe słuchanie o tym jak to Peter mnie bardzo kocha.

Czy on serio myśli, że takim gadaniem rozwiąże wszystkie problemy na świecie?

- Długo to jeszcze potrwa? - Odparłam patrząc znudzona na Alexa.

- Możemy to zakończyć. - Odparł od razu. - Wystarczy tylko, że przestaniesz zachowywać się jak wariatka.

- Nie wiem o co ci chodzi? - Prychnęłam. - Przecież to wciąż ja. Wredna jędza bez uczuć. To tak mieliście mnie w zwyczaju nazywać, prawda?

- Udajesz, że nic się nie zmieniło. - Podszedł bliżej w moją stronę. - Ale to nie jesteś ty Morgan. Zachowujesz się jak...

- Potwór bez uczuć. - Dokończyłam za niego. - Tak wiem... Myślałam, że już sobie to wyjaśniliśmy. To ja... To zawsze byłam ja.

- Głupie gadanie... - Przewrócił oczami. - Zawsze byłaś bardziej emocjonalna niż większość z nas, choć starałaś się maskować swoje uczucia. A teraz... - Urwał.

- No, co? - Uniosłam jedną brew do góry. - Wykrztuś to w końcu z siebie.

- Zabiłaś człowieka Morgan. - Powiedział w końcu cicho, na co mój uśmiech się tylko powiększył.

- Tak. - Odparłam dumnie. - Zabiłam i to nie jednego... I o co to wielkie zamieszanie? Ty też zabijałeś ludzi. Przecież to świetna zabawa.

- Nie chcesz dopuścić do siebie prawdy, bo wiesz, co będzie dalej. Będziesz musiała się zmierzyć ze wszystkim. Odpowiesz za wszystko, co się stało... Za wszystkie swoje czyny. Boisz się, że twoje sumienie nie da ci spokoju do końca życia.

I will find you // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz