Wstęp

1.6K 49 6
                                    

Wierzycie w wampiry?

Nie... No cóż ja pewnie też bym nie wierzyła, gdyby nie fakt, że jestem jednym z nich. Choć może nie do końca dobrze to ujęłam.

Jestem tylko w połowie wampirem.

Zdaje sobie sprawę z tego jak głupio to brzmi. Gdybym powiedziała, że jestem wampirem brzmiałoby to wystarczająco nierealnie, a fakt, że jestem tylko pół wampirem wydaje się jeszcze bardziej niedorzeczny.

Ale tak... To ja Nicole Morgan półwampir.

Jestem wynaturzeniem. Czymś, co nigdy nie powinno istnieć. Nie powinnam się pojawić na tym świecie, bo to przecież nie możliwe.

Moja matka jest zwykłym człowiekiem, za to ojciec był wampirem. Nie wiem, co się z nim stało i nie chce wiedzieć. Poznali się z moją mamą, gdy ta miała siedemnaście lat. Nie znali się długo. Była to bardzo krótka znajomość. Moja mama wiedziała, że był wampirem i no cóż wtedy jej się to podobało. Mężczyzna zniknął tak szybko jak się pojawił pozostawiając mojej matce pamiątkę po nim. Tą nieszczęsną pamiątką, która zrujnowała jej całą przyszłość byłam ja.

Wampiry nie mogą mieć dzieci, a tu proszę taka niespodzianka.

Tak jak powiedziałam nie jestem zwykłym wampirem. Również jestem w połowie człowiekiem.

Ludzie mogliby zastanawiać się, co to tak właściwe znaczy. Moja mama też przez długi czas szukała informacji na ten temat by móc utrzymać mnie przy życiu, gdy byłam młodsza. Chciała być przygotowana na wszystko, co się wydarzy.

Na swój temat wiem dość sporo. Jestem śmiertelna, ale też nie do końca. Zwykłe wampiry są nieśmiertelne. Mogą żyć wiecznie no chyba, że ktoś przebije lub wyrwie im serce. Ewentualnie można odciąć im głowę. Za to ja nie jestem nieśmiertelna. Będę się starzeć jak każdy przeciętny człowiek i pewnego dnia umrę. Jeśli się zranię to wszystko się szybko zagoi, ale jeśli będzie to rana śmiertelna wtedy, mogę liczyć tylko na pomoc lekarza inaczej po prostu umrę. Nie choruje, nie mogę złamać moich kości. Jestem szybka i trochę silna jak każdy wampir, ale jeśli na przykład zrzucę się z wysokiego budynku to nie przeżyje. Tak jak wampiry mam pewną umiejętność, dzięki której mogę sprawiać, że ludzie robią to, czego chce. Mam kły, którymi, gdybym chciała mogłabym rozszarpać ludzkie gardła.

Jedzenie?

Jem ludzkie jedzenie, którego potrzebuje do życia tak jak i wody no i krwi. To nie tak, że musze pić. Jedna torebka z krwią wystarcza w zupełności na miesiąc czasami nawet dłużej. Jednak im częściej ją piję tym silniejsza jestem. Krew jest z torebki i może być tylko z niej. Nie wolno mi pić ciepłej krwi prosto z żyły. Taka krew zbyt mocno uzależnia, a zwłaszcza mnie. Podobno wystarczyłoby parę kropel, a moje wszystkie zmysły zaczęłyby wariować. Nie powstrzymałabym żądzy krwi i zabijałabym bez opamiętania. Stałabym się potworem... Największym potworem w dziejach ludzkości. Wtedy mogłabym liczyć na to, że ktoś mnie po prostu zabiję i skróci moje cierpienie.

Razem z mamą mieszkamy w jednej z dzielnic Nowego Yorku. Moja mama Natalie zachorowała dokładnie cztery lata temu i to niestety dość poważnie, a jako że mama to mój jedyny członek rodziny miałyśmy problemy finansowe. Ona nie mogła pracować, a nie miałyśmy, kogo poprosić o pomoc. Nie dość, że potrzebowałyśmy pieniędzy na jedzenie, rachunki to jeszcze leczenie było bardzo kosztowne. Wtedy postanowiłam nam pomóc. Nie miałam zamiaru kraść. Spotkałam pewnych ludzi, którzy znali moją tożsamość. Nie wiem skąd, ale wiedzieli, kim dokładnie jestem i co potrafię. Zagwarantowali mi dość dużą sumę pieniędzy i możliwość uczęszczania do ich można powiedzieć szkoły, a dokładnie akademii. W zamian za to miałam słuchać tego, co mówią i robić co każą. Zgodziłam się praktycznie się nad tym nie zastanawiając. Może to był błąd. Może... Wtedy to nie było dla mnie ważne liczyło się tylko, że będę mieć pieniądze na utrzymanie domu i leki dla mamy.

Nasza akademia to nigdy nie była zwykła szkoła. Bardziej coś jak miejsce dla uzdolnionych, bądź nadprzyrodzonych nastolatków. Według nich ja byłam tym i tym. Jednocześnie uzdolniona i nadprzyrodzona. Perfekcyjny uczeń.

Nie było nas tam dużo raptem 10 czy 15 osób. Z każdym kolejnym poziomem kształcenia zostawało nas coraz mniej i mniej. Nie każdy radził sobie z presją, jaką tworzyło to miejsce. Nie było mi przykro, gdy znikali z tamtego miejsca, bo nigdy też nie zwracałam na nich większej uwagi. Po prostu mnie nie obchodzili, więc było mi obojętne czy tam są czy nie.

W akademii nie mieliśmy normalnych lekcji. Nasze zajęcia raczej polegały na walce i używaniu broni i rozwijaniu naszych własnych zdolności.

Po dwóch latach żmudnych ćwiczeń, lekcji i szkoleń zaczęło się moje spłacanie długu. Polegała to na drobnych zleceniach. Głównie na znajdywaniu ludzi, bo w tym byłam dość dobra. Nie no dobra, co ja mówię.

Byłam najlepsza.

Ważne jest to by na pewno wszyscy dobrze to zrozumieli. My nie jesteśmy kimś takim jak policja czy nasi wspaniali superbohaterowie. Na misjach nie szukam zaginionych osób. Szukam ludzi, którzy ukrywają się przed szefem lub jego klientami. Zazwyczaj te osoby mają jakiś dług u szefa lub po prostu w czymś podpadli. Można powiedzieć, że jestem kimś w rodzaju łowców głów.

Dobrze wiem jak ci ludzie kończą po tym jak ich znajdę, ale nie robi mi to żadnej różnicy. Praca jak każda inna. Dopóki robię, co do mnie należy i dostaje za to pieniądze wszystko jest dobrze.

Jestem najlepszą tropicielką i nikt się przede mną nie ukryje. Znajdę każdego choćby zmienił imię i nazwisko bez wyjątku i bez wyrzutów sumienia im go wydam.

Jestem okropną osobą bez uczuć?

Może, ale jeśli nie oni to ja. Z tymi ludźmi się nie zadziera, jeśli ja nawale oni zniszczą mnie. Zapłacę cenę, którą będą chcieli mi wymierzyć, a ich interesuje tylko i wyłącznie śmierć i zniszczenie.

Mogę być egoistką, ale życie na tym polega albo oni albo ja. Nie ma nic pomiędzy. Zaczynałam to rozumieć w wieku 14 lat w wieku 17 jestem już tego pewna.


***** ***

Witam was w kolejnej opowieści o SpiderManie. Nie planowałam zaczynać publikować już dziś głównie, dlatego że książka nie jest jeszcze skończona. Brakuje co najmniej 15 rozdziałów do końca. Boje się, że moja motywacja do pisania się skończy, a nie chciałabym zostawiać niedokończonej pracy. Ale tak bardzo chce by już ktoś zaczął to czytać i... może magia świąt (które dla mnie w tym roku są okropne) sprawiła, że postanowiłam już publikować.

Jeszcze nie wiem, w które dni będą pojawiać się rozdziały. Na razie myślałam, o środzie i sobocie, ale jeszcze zobaczymy. Pierwszy rozdział na pewno wstawie już jutro.

Wesołych świąt!

I will find you // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz