Rozdział 71

162 12 1
                                    

Podniosłam się gwałtownie otwierając oczy. Obudził mnie koszmar, choć ciężko nazwać to koszmarem skoro są to wspomnienia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu chcąc ocenić sytuację. Szybko zorientowałam się, że jestem w apartamencie Starka i w pokoju, który przez krótki czas kiedyś zamieszkiwałam.

Wstałam z łóżka zdecydowanie za szybko, bo od razu zakręciło mi się w głowie. Usiadłam z powrotem na łóżku i spróbowałam wstać ponownie tylko tym razem powoli.

Pierwsze, co zrobiłam to poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Stanęłam przed lustrem przyglądając się mojemu odbiciu. Patrząc na dziewczynę w lustrze nie miałam pojęcia, kim ona tak naprawdę jest. Kim ona się do cholery stała.

Westchnęłam cicho, po czym sięgnęłam po gumkę żeby związać moje włosy. Zrobiłam wysokiego kucyka niezbyt starannego, przez co odsłoniłam całkowicie moją szyje. Od razu zauważyłam ślady po kłach. Przejechałam po nich delikatnie palcami.

Powinny się już dawno zagoić... A przynajmniej tak działo się przy wszystkich ranach, które miałam do tej pory. Na przykład, gdy Peter nie wiedział jeszcze o tym, że jestem wampirem i przecięłam się przy nim przez przypadek nożem, rana szybko się zagoiła. Połamana noga na wf-ie też od razu się zrosła.

Niektóre rany goiły się, jednak dłużej. Na przykład po ataku wściekłości Alexa... Nigdy nie wiedziałam, jaka jest zależność między czasem gojenia. Alex miał nadludzką siłę, więc pewnie, dlatego siniaki po nim musiały goić się o wiele dłużej. Może rany powstałe w wyniku nadprzyrodzonych mocy potrzebują więcej czasu.

W końcu Carter też jest bytem nadprzyrodzonym... A przynajmniej był. Teraz nie żyje. Ale po nim jednak nie zamierzam płakać. Mam już wystarczająco ludzi do opalania.

Po śmierci mojej mamy nie myślałam, że może być gorzej, ale Aria została zabita... Po jej śmierci byłam pewna, że nic gorszego już się nie stanie i Alex stracił życie...

Zamknęłam oczy by żadne łzy nie opuściły moich oczu. Mam dość płakania. Jednak prawda jest taka, że tyle ludzi... Bliskich mi ludzi straciło swoje życie z mojego powodu. To wszystko nie powinno tak wyglądać.

- Hej. - Usłyszałam za plecami.

Nie musiałam się odwracać by widzieć, kto to jest. Mimo wszystko zaskoczona otworzyłam oczy i podniosłam wzrok do góry widząc w lustrze odbicie Petera wpatrującego się we mnie współczującym wzrokiem.

Nienawidziłam tego spojrzenia. Mam dość współczucia i litości.

Szybko opuściłam włosy by nie było widać śladów po kłach, bo widziałam jak chłopak im się przygląda.

- Hej. - Mruknęłam. - Nie słyszałam cię.

- Nie chciałem cię wystraszyć.

- Nie wystraszyłeś. - Machnęłam ręką. - Po prostu nie słyszałam.

Jak bardzo musiałam się zamyślić, że nie słyszałam jak zbliżał się do pokoju. Nie słyszałam jak otwiera drzwi. Nie słyszałam jak wchodzi do środka.

- Jak się czujesz? - Zapytał po chwili chłopak wciąż stojąc w progu.

- Dobrze. - Odpowiedziałam szybko.

- A tak naprawdę? - Widziałam w lustrze jak założył ręce.

- Tak naprawdę to nie chce o tym rozmawiać Peter. - Odpowiedziałam od razu.

- Nikki... - Westchnął chłopak podchodząc bliżej w moją stronę.

No i to by było na tyle, jeśli chodzi o nie rozmawianie na ten temat. Nawet nie wiem, na co liczyłam. To było zbyt oczywiste, że nie odpuści tak po prostu.

I will find you // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz