Rozdział 61

189 12 0
                                    

Więc wyszło tak, że Peter miał mocne argumenty, którymi przekonał mnie bym do niego wróciła. Najmocniejszym argumentem był oczywiście pocałunek. Nieważne jak głupio by to brzmiało tak właśnie było. Ta cała sytuacja uświadomiła mi jak bardzo za nim tęskniłam. I chociaż tak naprawdę teoretycznie nigdy ze sobą nie zerwaliśmy, w praktyce mogło to tak wyglądać.

Obiecałam mu, że postaram się być z nim szczera i pozwolę mu być obecnym w moim życiu. Razem będziemy próbować to wszystko naprawić.

Jednak chłopak nie wie o moich planach na pokonanie ojca i na razie nie zamierzam go o nich informować. Może źle postępuje. W końcu obiecałam mu, że będę z nim szczera, a już mam tajemnice.

Nie chce go okłamywać. Naprawdę nie chce, ale nie mam wyboru.

Jednak to nie jest zmartwienie na teraz. Na ten moment sama nie wiem co jeszcze zrobię. Najpierw ja musze przygotować plan, a później będę się martwić o całą resztę.

Wczoraj bardzo długo rozmawialiśmy z Peterem. Praktycznie o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Chłopak razem ze mną wrócił do domu, w którym jak się okazało nie było Alexa. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w jakieś normalne ubrania.

Peter w tym czasie dostał telefon o czym od razu powiedział mi, gdy tylko zeszłam na dół. Dzwonił do niego sam Tony Stark. Chłopak powiedział mi, że raz na parę dni dzwonił do niego by zapytać o mnie. Gdy dowiedział się, że już mi lepiej i w końcu zaczęła rozmawiać z Peterem, od razu powiedział, że mamy do nich przyjść jeszcze tego samego dnia.

Nie byłam super przekonana, co do tego pomysłu, ale nie miałam też dużo czasu na protesty. Już po jakiś 10 minutach pod mój dom podjechał Happy. I tak właśnie skończył się wczorajszy dzień.

Kolacja z Peterem, Pepper i Tony'm przebiegła dość znośnie. Przeprosiłam ich za wszystko, co się działo przez ostatni czas, choć oni też nie wydawali się być na mnie za to źli. Tony chciałbym u nich ponownie zamieszkała, ale czułam, że nie mogę. Nie boje się już konfrontacji z moim ojcem. Chce zostać w moim domu. Mogę mieszkać sama. Jestem wystarczająco samodzielna i samowystarczalna by sobie poradzić.

Następnego dnia miałam dość niespodziewaną wizytę. Przyszła do mnie Aria tłumacząc to tym, że chciała sprawdzić jak się trzymam. Alex nie mógł przyjechać, bo dostał jakieś zadanie do zrealizowania od akademii.

Rodzeństwo wciąż mieszka w akademii i muszą wykonywać ich rozkazy. Nie przeszkadza mi to, że tam mieszkają i wciąż dla nich pracują. Naprawdę jestem w stanie zrozumieć motywy, które nimi kierują. Nasz szef ich znalazł, gdy byli mali. Uratował życie małym, porzuconym sierotą. Zawdzięczają mu bardzo wiele i jest dla nich jak ojciec. Może nie cudownym ojcem, ale nie mogą tak po prostu odejść i ja to rozumiem.

- Przepraszam. - Odezwała się w pewnym momencie dziewczyna.

- Za co? - Spojrzałam na nią zdezorientowana.

- Często byłam dla ciebie jędzą.

- Wiesz to działało w obie strony. - Parsknęłam śmiechem, na co na jej twarzy pojawił się ledwo zauważalny uśmiech.

- Tak wiem... - Mruknęła cicho. - Ale mimo wszystko nie zawsze było między nami dobrze. A już zwłaszcza na początku naszej znajomości byłam dla ciebie strasznie wredna.

- Byłaś... - Przytaknęłam. - Do czasu, gdy Amber nie zaczęła mnie obrażać, a ty ją za to uderzyłaś.

- Śmiała się z choroby twoje mamy. - Powiedziała od razu. - Są jakieś granice, a ona je przekroczyła. Tak naprawdę zawsze podziwiałam cię za to, co robisz... - Dodała po chwili, przez co spojrzałam na nią zdezorientowana. - No wiesz dla swojej mamy. Dołączyłaś do akademii by zarobić pieniądze na jej leczenie. Poświeciłaś swoje całe dotychczasowe życie by ja uratować. Prawda jest taka, że wszystko, co robiłaś, robiłaś dla niej.

I will find you // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz