Rozdział 31

391 30 4
                                    

Cały dzisiejszy dzień spędziłam na chodzeniu po Nowym Jorku. Byłam w większości miejsc, które miały dla mnie jakieś sentymentalne znaczenie. Głównie były to miejsca, w których spędzałam dużo czasu z rodzeństwem Gillies. Ponownie byłam na skałkach, w startach magazynach i barze, gdzie zjadłam naleśniki, które często jedliśmy po wyczerpujących treningach. Dawno nie było nas w tych miejscach. W przeszłości byliśmy tam stałymi bywalcami jednak w ostatnim czasie wszystko się zmieniło.

Gdy zaczęło się ściemniać, udałam się na cmentarz odwiedzić grób matki. Musiałam ją odwiedzić. Siedziałam tam dość długo, ale było to ostatnie miejsce do odhaczenia na mojej liście... Najważniejszy punkt dzisiejszej wycieczki.

- Przepraszam mamo, ale dłużej nie dam rady. - Wyszeptałam cicho. - Już niedługo ponownie się spotkamy. - Dodałam jeszcze.

Poprawiłam kwiaty i ostatni raz spojrzałam na napis na nagrobku, po czym odeszła. Wróciłam do domu, gdzie wziąłem zimny prysznic. Przebrałam się w nowe i czyste ubrania. Ostatni raz spojrzałam na swój pokoju, po czym zeszłam na dół. W kuchni z szuflady wyciągnęłam długopis i kartkę, na której napisałam tylko jedno słowo.

"Przepraszam."

Nic więcej nie chciałam nikomu przekazać. Prawda jest taka, że wątpię by ktokolwiek mnie tu odwiedzał bądź szukał. Nie mam rodziny, dla akademii stałam się wrogiem, rodzeństwo już się ze mną pożegnało, a moi nowi przyjaciele... No cóż sytuacja jest, jaka jest. Na ten moment mogę powiedzieć, że nie posiadam ani przyjaciół ani rodziny. Jestem zupełnie sama i nawet nie wiem, po co pisze to przepraszam.

W sumie, kogo i za co chce przeprosić? Nikogo to nie interesuje... Mnie też nie powinno.

Jednak to nie czas na rozmyślanie o tym czy kogoś interesuje moja przyszłość. Po prostu zostawiłam kartkę na blacie. Po raz ostatni rozejrzałam się po mieszkaniu, po czym zabrałam kurtkę i wyszłam z domu, by rozpocząć nowe... Zupełnie nowe życie. O ile coś takiego w ogóle istnieje.

Od samego początku widziałam gdzie chce iść. Już, gdy byłam młodsza bardzo fascynowała mnie ogromna wieżą w samym centrum miasta, która znajduję się miedzy innymi wysokimi budynkami, dlatego teraz właśnie stoję na samym szczycie i patrzę przed siebie na rozciągający się widok miasta. Widziałam, że widok stąd będzie piękny, ale nie sądziłam, że aż tak. Teraz zastanawia mnie tylko, dlaczego nigdy wcześniej tu nie przyszłam. Chociaż z drugiej strony dzięki temu, że jestem tu pierwszy raz robi to takie wrażenie.

To idealne miejsce by wszystko zakończyć.

"Jeśli ktoś ma szanse odbić się od dna to tylko ty." - Przypomniałam sobie słowa Alexa z naszego ostatniego spotkania.

Chłopak może ma rację, ale jeśli uderzyłeś dna tak mocno, że nie masz sił się podnieść to już nie możesz się od niego odbić. Rozpacz pochłania cię coraz bardziej i bardziej.

Miałam dużo czasu na przemyślenia siedząc sama zamknięta w domu. Nie ma sensu dłużej tego ciągnąć.

Jestem zmęczona. Może i mam dopiero 17 lat, ale czuję się jakbym przeżyła już co najmniej 100. Musiałam dorosnąć o wiele wcześniej niż moi rówieśnicy i żyć o wiele szybciej niż przeciętny człowiek. Do tej pory mi to nie przeszkadzało. Miałam dla kogo żyć i robić to wszystko, ale odkąd straciłam mamę nie mam już powodu by sama dalej funkcjonować.

Moim głównym celem w życiu było utrzymanie przy życiu mamy, a teraz straciłam mój cel. Wszystko, co robiłam było dla niej. Odkąd pamiętam. Nie wiem, kim jestem bez niej. Nie wiem, kim jest Nicole Morgan. Niby, co mam robić teraz?

Dom i akademia to jedyne miejsca, jakie znałam. Do akademii nie wrócę z oczywistych powodów. W domu nie mam nikogo. Do szkoły też nie wrócę, bo nie ma to sensu. Nie potrzebuje papierka z ukończeniem szkoły, przecież nie zostanę nagle lekarzem czy nawet sprzedawcą w sklepie. Nie będę miała nigdy normalnego życia, bo nie jestem normalna. Nie mam żadnego celu, do którego chce dążyć. Nie czeka na mnie żadna przyszłość, a ja nie chce funkcjonować niczym warzywo i patrzeć w ścianę. Po prostu chce zamknąć oczy i to skończyć.

Chce iść do mojej mamy. Przynajmniej będę z nią. Może w końcu będę szczęśliwa i zaznam odrobiny spokoju.

Byłam gotowa już to zrobić. Byłam gotowa skoczyć. Ale w mojej głowie pojawiła się jedna myśl a właściwe to jeden obraz... Obraz postaci Peter.

Może mój list pożegnalny nie jest za długi. Z resztą tak samo jak lista osób, z którymi powinnam się pożegnać, ale nie tak powinnam to zakończyć. Wiem, że Peter mnie teraz nienawidzi, ale mimo że poprosiłam MJ i Neda żeby go ode mnie przeprosili czuje, że to nie powinno się tak zakończyć. Ufam, że chłopak i dziewczyna przekażą mu to o co ich poprosiłam, ale nie powinnam tego tak robić. Chce odejść w spokoju, a to niestety mi tego nie da.

Wyciągnęłam telefon wybierając numer chłopaka. Nie musiałam długo czekać by usłyszeć już dobrze znane mi słowa.

- Po sygnale nagraj wiadomość.

- Hej Peter... - Zaczęłam od razu, choć nie do końca widziałam, co tak właściwe powiedzieć. - Wiem, że ostatnio obiecałam, że już nie będę ci się więcej nagrywać i dam ci w końcu spokój. Możesz sobie pomyśleć, że znowu kłamie... - Zaśmiałam się sucho. - Trudno widocznie taka już moja natura. Ja... Po prostu chciałam się pożegnać. Miałam dużo czasu na przemyślenia i tak będzie najlepiej... Prz...

Mój czas się skończył i połączenie zostało zerwane. Westchnęłam zniechęconą i ponownie wybrałam jego numer.

- Hej to znowu ja... Głupie ograniczenie czasowe. Teraz już na pewno ostatni raz. Peter przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy, bo zasługujesz na to jak nikt inny. Naprawdę za wszystko przepraszam... To ten pa.

Schowałam telefon do kieszeni powstrzymując łzy. Nie boje się tego, co zamierzam. Wiem, że podjęłam jedyną słuszną decyzje. Mamy tylko nadzieje, że nie będzie bardzo bolało, a przynajmniej nie na długo.

- Przepraszam. – Wyszeptałam patrząc w gwiazdy.

Nie mogę tego dłużej odciągać. Nawet nie wiem, na co dłużej czekam. Po raz ostatni przeniosłam wzrok w dół patrząc w tą ogromną przepaść.

Czy jestem pewna, że chce to zrobić?

Odpowiedź na to pytanie jest akurat bardzo proste. Jestem... Naprawdę jestem pewna. Nie mam, po co dłużej żyć. Zbyt wiele złych rzeczy zrobiłam. Zbyt wiele mostów za sobą spaliłam.

Nienawidzę siebie i mojego życia. Jedyna osoba, dla której się jakoś trzymałam umarła i to z mojej winy. Nie było mnie przy niej, kiedy powinnam. Miałam ją ochronić. Obiecałam, że zrobię wszystko by była bezpieczna i zawiodłam. Mogłam się domyśleć tego wszystkiego.

Osoba, którą naprawdę polubiłam nie chce mnie nawet widzieć na oczy. Zakochałam się po raz pierwszy i to w osobie, która mnie teraz nienawidzi. Straciłam wszystkich.

Musze to skończyć dla swojego dobra, ale przede wszystkim dla dobra wszystkich wokół. Przynoszę same problem. Wszyscy wokół mnie zawsze cierpią. Robie to dla siebie, ale też dla innych. Tak będzie po prostu lepiej.

Odwróciłam się plecami w stronę przepaści. Wzięłam ostatni głęboki wdech i przysunęłam się bliżej krawędzi rozkładają ręce aż w końcu przechyliłam się jeszcze bardziej i poczułam jak zaczynam spadać w dół. Zamknęłam oczy i już tylko czekałam na mój koniec.

Spadałam w dół z lekkim uśmiechem na ustach. Jestem gotowa na spotkanie z mamą. Tak będzie po prostu lepiej.

Dobranoc.

Dobranoc

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
I will find you // Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz