we never learn, we've been here before

568 65 50
                                    

kwiecień 2018r. Londyn, Wielka Brytania

Czasami, gdy wchodził do mieszkania była taka chwila, w której musiał zebrać w sobie wszelkie siły, by przekroczyć próg. Tak samo było z autem, gdy rano wsiadał za kierownicę, lub wracał po pracy-ta chwila, w której przymykasz oczy, opuszczasz ramiona i błagasz samego siebie, żeby iść dalej, żeby dociągnąć ten dzień do końca.

Dzisiaj był jeden z takich dni.

Zamknął za sobą wejście, zrzucił buty i westchnął, najciężej od lat. W końcu był w środku, więc wyciągnął różdżkę i pozbył się płaszcza, marynarki, krawata, rozpiął guziki koszuli i ruszył do łazienki, żeby umyć twarz i ręce. Szybka kolacja, coś prostego i sytego, zjadł tanie, mugolskie żarcie jeszcze w kuchni, w tym samym opakowaniu, w którym je kupił, po czym wywalił je do kosza. Kurwa, miał dość WSZYSTKIEGO.

Wiedział, że spotka się z Deanem, ale nie sądził, że mężczyzna aż tak zareaguje-dobra, może ich ostatnie spotkanie nie należało do najlepszych, ale minęło szesnaście jebanych lat, nie miał kiedy się uspokoić? Zachowywał się, jak na początku ich znajomości, a to był prawdziwy koszmar. Miał nawet cichą nadzieję, że teraz, kiedy byli dorośli, niezależni, dojrzalsi, może uda im się jakoś porozmawiać, może uda mu się zaprosić go na kolację, albo chociaż piwo, nie musieli do niczego wracać, mogliby się po prostu zaprzyjaźnić, prawda? Nie rozmawiali szesnaście lat, mieliby dużo tematów do rozmów, ale nie dość, że nie miał nawet jak tego zaproponować, Dean darł się na niego pół spotkania, dorzucając oczywiście to, jak bardzo żałuje, że go poznał. Wciąż mu nie wybaczył, po szesnastu pierdolonych latach, ale Castiel był w stanie to zrozumieć. On sam żałował, że siebie poznał. Nie mógł oczekiwać wiele więcej od innych ludzi.

Usiadł na kanapie w wielkim salonie, włączył sobie coś w telewizji-co jak co, ale mugole znali się na rzeczach, które miały cię porządnie zdekoncentrować. Żył bardziej w ich świecie, niż w świecie magii, więc powiedzmy, że się przystosował.

Rozejrzał się smętnie po pustym mieszkaniu. Nie było brzydkie, małe też nie, zdecydowanie drogie, w dodatku w centrum Londynu. Jego jedyna życiowa chluba, mieszkanie, na które sam zarobił, coś, czego nie zapewniła mu rodzina. Matko, nawet nie zdążył mu powiedzieć, że już nie jest z nią związany, że żyje sam i nawet z nią nie rozmawia, nie częściej, niż raz, dwa razy w roku. Świetnie mu szło.

Oparł głowę o oparcie kanapy, pozwalając karkowi nieco się rozluźnić. Kiedy Dean wszedł do tej sali, kiedy zobaczył go dzisiaj po raz pierwszy od tak wielu lat...miał okazję coś naprawić, a zamiast tego zjebał jeszcze bardziej, chociaż nie wiedział, czy to było możliwe. Winchester go nienawidził, całym swoim sercem, całymi pokładami wściekłości i niechęci do drugiej osoby, jaką w sobie miał. Nie byłby to pierwszy raz, ale teraz bolało go to znacznie bardziej, niż wtedy.

Dalej był przystojny, nawet bardziej, niż kiedy byli w szkole. Zrobił się z niego wysoki, umięśniony facet o idealnych włosach i idealnym uśmiechu, którego znał z gazet. Chłopak z drużyny Gryffindoru, który już wtedy był dla niego perfekcyjny, stał się jeszcze bardziej zapierającą dech w piersiach wersją samego siebie, a on zjebał, zjebał i szesnaście lat temu, i dzisiaj. I już nie dostanie trzeciej szansy, bo więcej nie porozmawiają, Winchester wolałby chyba spaść z miotły podczas finału, niż znów go zobaczyć. Cóż, jego prawo. Czasem miał wrażenie, że nienawidził siebie równie bardzo, co Dean go nienawidził.

Przetarł twarz dłońmi. Pół sezonu i będą to mieli z głowy, nie muszą się nawet widywać, co dopiero mówić o rozmawianiu. Za pół sezonu Dean wróci do Doliny Godryka, a on tu, do swojego pustego mieszkania, dokładnie jak robił to od wielu lat. A później jakoś to przeżyje.

O, ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz