i think I've seen this film before and I didn't like the ending

582 57 69
                                    

Z racji, że jutro nie będę miała na to czasu macie dzisiaj

Rozpieszczam Was ostatnio lol

Enjoy
===
koniec kwietnia 2018r., siedziba tymczasowa Harpii z Holyhead, okolice Washington DC, teren chroniony przed niemagami, Stany Zjednoczone Ameryki

-To nasi przodkowie zkolonizowali te ziemie. Zabrali je rdzennej ludności, wymordowali indian, przywieźli tu europejczyków. Nasi przodkowie, Jo. Jakim cudem ktoś, kto jest potomkiem naszych ludzi, jest tak od nich różny?

Joanna ziewnęła tylko w odpowiedzi, wzruszając ramionami, gdy szła za swoim kapitanem na śniadanie.

-Mam na myśli, oni robią wodę na herbatę w mikrofalówce. MIKROFALÓWCE, Jo. To powinno być karane śmiercią.

Dziewczyna znów tylko ziewnęła.

Dean psioczył na amerykańskie standardy życia, odkąd przylecieli i dotarli do siedziby przygotowanej przez tutejsze Ministerstwo-finały odbywały się w innej części kraju, ale do tego czasu mieli trenować tutaj, a Winchester robił się nieznośny, gdy był niewyspany.

-Przynajmniej robią dobre tosty.-mruknął, nakładając sobie od razu cztery.-Ale kawę to już mają chujową.

-Dzień dobry.

Castiel wszedł do jadalni, wciąż rozczochrany, w dresach i luźnym t-shircie kierując się do szwedzkiego stołu. Zawodnicy, którzy już wstali i jedli powoli swoje posiłki odpowiedzieli cicho na przywitanie Novaka, gdy Dean mierzył go wzrokiem.

-A ty nie w garniturze?-zapytał sarkastycznie, chociaż sam był w bluzie i ciemnych dresach. Brunet uniósł na niego wzrok.

-Oh, więc teraz ze mną rozmawiasz?

Winchester musiał się zapomnieć przez niewyspanie, bo przewrócił oczami i znów zaczął nakładać sobie jedzenie.

-Spierdalaj.

Mężczyzna przeczesał rozczochrane włosy palcami, chociaż niewiele to dało i zabrał swój talerz do stolika, gdy Dean przymykał oczy na krótki moment, czując za sobą ledwo wyczuwalny zapach niebieskookiego.

Często widział go takiego, gdy byli razem, w dresach, starej koszulce, często też bez niej, z tym gniazdem, które ten uparcie nazywał włosami-sam zazwyczaj to gniazdo robił-i kiedyś naprawdę to uwielbiał. Cóż, teraz Castiel wyglądał bez porównania inaczej, niż kiedy miał szesnaście lat, ale wciąż coś skręcało go w żołądku, kiedy mógł zobaczyć go w piżamie. Pamiętał, jak przez jakiś okres było to pierwsze, co w ogóle zobaczył na oczy po przebudzeniu, zaspany Castiel w dresach i jego koszulce, obejmujący go jednym ramieniem, a drugim służąc mu za poduszkę.

Witaj, Dean.

Usiadł ciężko przy stole zawodników, naprzeciwko Benny'ego, który właśnie dzwonił na FaceTimie do swoich brzdąców-przywitał się przez kamerę, a dzieciaki zgodnie krzyknęły "wujek Dean!", przepychając się, by lepiej go zobaczyć. Benny przekazał im, że wujek musi zjeść śniadanie i wrócił do rozmawiania o tym, czy Ophelia wolałaby dostać na urodziny czerwoną, czy zieloną koparkę.

Castiel też z kimś rozmawiał-w Wielkiej Brytanii było kilka godzin do przodu-uśmiechał się, przytakując głową i zajadając się swoją owsianką. Z kim tak gadał? Nie słyszał jego słów, nie umiał odczytać z ruchu warg, ale zachowywał się raczej swobodnie, więc znał tą osobę od dłuższego czasu...

-Yhmm.-mruknął w słuchawce do Balthazara.-Ta, patrzy się na mnie. Na śniadaniu. Jak wczoraj i przedwczoraj, i przedprzedwczoraj.

-Miło, że używasz nas jako źródła zazdrości, ale byłem w trakcie czegoś z Gabrielem, wiesz?

O, ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz