but it was not your fault but mine and it was your heart on the line

517 58 63
                                    

Zgadnijcie kto zaczął pisać KOLEJNE ff i ma już 3 rozdziały

Tia

===

maj 2018r., siedziba tymczasowa Harpii z Holyhead, okolice Washington DC, teren chroniony przed niemagami, Stany Zjednoczone Ameryki

Wyjeżdżali jutro, co oznaczało, że powinien się pakować.

Stadion Mistrzostw znajdował się w Dakocie, na pustkowiu, z dala od mugoli-czy, jak mówili Amerykanie, niemagów. Najbliższe miasteczko było oddalone o piętnaście kilometrów, tam znajdowały się hotele dla sportowców i turystów, którzy zjechali się do Stanów, by oglądać kolejne mecze. Tam też mieli się zatrzymać. A on miał się spakować dwie godziny temu i nadal tego nie zrobił.

Impala stała przy łóżku, oparta o ścianę-model Błyskawicy, zmieniony na jego życzenie. Czarna, ze srebrnymi uchwytami, wypalonym "D.W." na trzonku. Od zera do stu kilometrów na godzinę w dziesięć sekund, wzmocnione drewno, urok, który zapewniał jej wytrzymałość. Jego małe szczęście. Oprócz różdżki, najcenniejszy przedmiot, jaki posiadał.

Miał w pokoju duże okno, z którego mógł oglądać co tylko chciał-centrum Tokio, lasy deszczowe, góry Szwajcarii, Ocean Atlantycki, co tylko sobie wymarzył, wystarczyło wybrać opcję na panelu na ścianie. Wybrał wzgórza Szkocji, przypominały mu o Hogwarcie.

Stał z ręką opartą na ścianie, pochylony nieco nad szybą. Z zewnątrz nie było go widać, nie musiał się o to martwić-przejeżdżał wzrokiem po pagórkach, rzece, jeziorze, po ołowianym niebie i źdźbłach trawy najbliżej okna. Widział to wszystko, jakby jego pokój był usadzony bezpośrednio na którymś z tych wzniesień, jakby po otworzeniu okna mógł przejść na drugą stronę. Niemal czuł chłodny powiew wiatru na skórze, zapach deszczu i kamienia.

Castiel nawet na niego nie spojrzał od trzech dni, od tamtej nocy, kiedy na niego nawrzeszczał-jeżeli musiał coś z nim załatwić, wolał iść do Charlie, jeśli Dean czegoś chciał, odsyłał go do innych pracowników Ministerstwa, którzy za nimi przylecieli. Poważnie go wkurwił, bo brunet zachowywał się tak, jak on sam, gdy wylatywali i przez pierwsze dni w Ameryce, a to do niego niepodobne. No, nie w takim stopniu.

Nie rozmawiali przez szesnaście cholernych lat, a czuł, jakby te trzy doby bolały go o wiele bardziej, niż wszystkie miesiące po ich rozstaniu.

Nagadał mu paskudnych rzeczy, wiedział, jak go skrzywdzić-rodzina zawsze była drażliwym tematem dla Castiela, a on obrócił ją przeciw niemu. Może w niektórych kwestiach mówił prawdę, ale nie miał prawa wykrzykiwać tego wszystkiego, gdy nie wiedział, jak wyglądało teraz życie Novaka. Bazował na tym, co wiedział, gdy miał siedemnaście lat, a wtedy wszystko było inaczej.

Wyrzuty sumienia dręczyły go coraz bardziej, chociaż jeszcze kilka tygodni temu był przekonany, że nie obeszłoby go, gdyby Castiel zginął, co dopiero czuł się urażony.

Musiał przestać udawać to przed samym sobą-wszystko go obchodziło. Kurwa, kiedyś wierzył, że spędzi z nim życie, nie wymaże tamtego roku od tak, jak to sobie zaplanował. Łączyły go z nim bardzo intensywne emocje, czy negatywne, czy pozytywne, owszem, ale nie mógł wmawiać sobie, że będzie neutralny w obliczu ich spotkania, nie mógł być spokojny, gdy widział go po tylu latach. Chciał go skrzywdzić i to zrobił, a teraz sam za to cierpiał, bo, chociaż dalej go nienawidził, postąpił o krok za daleko, a Castiel na to nie zasługiwał.

Bądź co bądź, Novak miał rację, Dean wciąż oceniał go przez pryzmat tego, co brunet robił, gdy był nastolatkiem-teraz obaj mieli trzydzieści cztery lata, byli innymi ludźmi. Może tamtemu Castielowi należał się taki opierdol, ale nie temu, ten usiłował tylko wykonać swoją pracę i wrócić do domu, jak oni wszyscy.

O, ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz