maj 2001r., Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Wielka Brytania
Przełom maja i czerwca dla uczniów Hogwartu, już od pierwszego rocznika, oznaczał tylko jedno-dwa tygodnie egzaminów końcowych, bez których nie przechodziło się do kolejnej klasy. W piątej klasie mieli SUM-y, zaliczenie Standardowych Umiejętności Magicznych, do których każdy piątoklasista uczył się po nocach aż do upadłego: egzaminy z siedmiu przedmiotów szkolnych, eliksirów, uroków, transfiguracji, zielarstwa, opieki nad magicznymi stworzeniami, historii magii oraz obrony przed czarną magią, dokładnie w tej kolejności. Według systemu oceniania Hogwartu (od najniższych, troll, okropny, nędzny, do tych lepszych, zadowalający, powyżej oczekiwań i wybitny) Castiel zdał zielarstwo, uroki, historię i opiekę nad magicznymi stworzeniami na wybitne, a resztę na powyżej oczekiwań, oprócz transfiguracji, bo tutaj miał tylko zadawalający, ale i tak nie było tak źle. Dean dostał okropny z eliksirów i nędzny z historii, chociaż miał powyżej oczekiwań z obrony. Z tego, co mu opowiadał, był na siebie wściekły pół roku, bo wraz z tamtymi egzaminami odchodziły w dal jego plany w zakresie zostania aurorem.
Na szczęście, egzaminy powtarzano co rok-nie były już tak wielkie, jak SUM-y, ale zawsze można było coś podciągnąć do dyplomu, zyskać kolejną szansę. Tym razem eliksiry poszły Deanowi o wiele lepiej, mieli te zajęcia razem, Castiel starał się mu pomagać na praktykach i przy okazji trochę go uczył, co najwyraźniej miało dobry efekt, bo Winchester otrzymał już zadowalający z tego przedmiotu. Przez godziny spędzone z Novakiem zielarstwo i opieka nad magicznymi stworzeniami też znacznie mu podskoczyły, znów trochę olał historię, ale nie było tragedii. Zbliżał się koniec egzaminów, jutro miały być ostatnie praktyczne z obrony przed czarną magią, powtórzenie kilku zaklęć z SUM i tego, co nauczyli się w tym roku. Przez to, ile mieli nauki, mogli spotykać się tylko w bibliotece, a i tak ostatnio rozmawiali na spokojnie dobre trzy dni temu, więc Castiel nie miał innego wyjścia, jak wyciągnąć swój tyłek z łóżka, wsunąć buty na nogi, różdżkę do kieszeni dresów i bluzę na ramiona, po czym pomaszerować do salonu Gryfonów.
Co jakiś czas zmieniano im hasła na wejście, Dean powiedział mu ostatnie, ale nowego już nie, więc Gruba Dama go nie przepuściła-oparł się o ścianę korytarza i cierpliwie czekał, aż pojawi się jakiś przyjazny Gryfon, który go wpuści. Pomoc nadeszła po kwadransie-nie był to, co prawda, członek Gryffindoru, ale chyba mógł go nieco wesprzeć.
-Sam!-zawołał chłopca, który wracał właśnie z biblioteki korytarzem naprzeciwko. Szatyn spojrzał w jego kierunku, uśmiechając się i podchodząc bliżej, chociaż książki wysypywały mu się z rąk.
-Cześć, Cas.-przywitał się, poprawiając grube tomy historii magii.-Co tu robisz?
-Chcę pogadać z Deanem. Znasz nowe hasło Gryfonów?
-Tak, dał mi je, żebym mógł przyjść, gdyby coś się stało...czekaj, mam gdzieś zapisane.-bezceremonialnie odłożył książki na ziemię tam, gdzie stał, sięgając do torby, by przetrzepać swoje notatki.-Jutro są egzaminy, Dean pewnie jest już w dormitorium chłopaków. Trzecie drzwi z kolei, schodami na górę.
Nie znał brata blondyna tak dobrze, jak jego najlepszej przyjaciółki, spotkali się ledwo kilka razy, gdy przychodził odebrać Deana spod biblioteki, klasy czy salonu, bo umówili się gdzieś razem pójść, ale dzieciak go lubił, chyba nawet bardzo-zawsze był strasznie podekscytowany wszystkim wokół i nie czuł się skrępowany witać ze starszym kolegą na korytarzu, chociaż był dopiero na drugim roku. Nie grali już przeciwko sobie w Quidditchu, bo Castiel nie był już w drużynie, ale nawet wcześniej Sam był cholernie ucieszony każdym meczem ze Slytherinem, jakby miał okazję pracować ze swoim najlepszym kumplem w tym samym McDonaldzie.
CZYTASZ
O, Children
FanficWygranie najbardziej prestiżowego turnieju w świecie czarodziejów nieco się komplikuje, gdy Dean Winchester znów spotyka swoją szkolną miłość, a żadne czary nie są w stanie wymazać mu z pamięci Szukającego z drużyny Slytherinu, który zawrócił Gryfon...