bring the lion out

613 50 88
                                    

ostatnio Anglia grała w finale to i tutaj będzie
(Ja team Włochy więc 8)) bardzo mi się podobało to euro)
===
sierpień 2018r, Dakota, Stany Zjednoczone Ameryki, teren chroniony przed niemagami

Coś robiło raban jak stu nachlanych Brytyjczyków w jednym barze podczas meczu piłki nożnej.

Dean mruknął cicho, przeciągając się w skotłowanej pościeli-słońce grzało mu lewy bark, kołdra kończyła się tuż pod biodrami, zakrywając go, ale nie przegrzewając. Poprawił się na łóżku, unosząc kącik ust, gdy obejmujące go ramię przyciągnęło go bliżej. Cas przytulał go łagodnie, gładził kciukiem brzuch blondyna przez sen, jedynie ruszając nim w tą i z powrotem po ciepłej skórze, gdy reszta jego palców wspierała się na materacu. Czuł unoszącą się równomiernie klatkę piersiową mężczyzny za swoimi plecami, noga bruneta wplątała się między jego, oddech łaskotał kark, druga ręka tkwiła Szukającemu pod głową. Castiel Novak spał jak dziecko, obejmując Deana Winchestera tak, że bardziej się nie dało.

Zignorował uciążliwy hałas, obracając się delikatnie w jego stronę-Cas mruknął mu w szyję, przyciskając do niej na chwilę usta. Deanowi udało się przedostać na plecy, dalej nie mógł, bo teraz brunet leżał w połowie na nim, w połowie na materacu, wyciągając ramię spod jego głowy, by przekręcić się na brzuch.

Winchester uniósł sennie rękę, gładząc ciemne, rozczochrane włosy palcami-podążył za jednym kosmykiem, poprawiając go, zanim opuścił dłoń na policzek mężczyzny. Cas mruknął coś znowu, wskazując w stronę hałasu. "Ty się tym zajmij, niech przestanie wrzeszczeć".

Dean zamrugał, zerkając w bok-telefon mu dzwonił, chyba był jeszcze w spodniach, na podłodze. Złapał różdżkę Castiela na szafce, nie chcąc siadać.

-Accio telefon.-mruknął, a urządzenie przyleciało do niego samo. Castiel otworzył jedno oko, patrząc, jak Winchester odkłada jego własność na miejsce.

-To moja różdżka.-mruknął niskim, porannym głosem, znów układając się do spania.-Złodziej.

-Cicho tam.-Dean objął go jednym ramieniem, gdy mężczyzna przesuwał głowę na jego klatkę piersiową. Odebrał połączenie, ziewając potężnie.-Halo?

-GDZIE TY, DO KURWY NĘDZY, JESTEŚ, DZWONIĘ DO CIEBIE OD CZTERECH GODZIN!

-Co?-przymknął znów oczy, ignorując panikę w głosie Charlie, gdy Cas wsuwał dłoń pod kołdrę, leniwie przesuwając palcami po jego porannej erekcji.-Ugh...Charls, czemu na mnie krzyczysz?

-GDZIE JESTEŚ, IDIOTO?!

-W łóżku.-poprawił się na materacu, zaciskając dolną wargę zębami, gdy pchał lekko w dłoń Novaka. Cas pocałował go w obojczyk.-A gdzie mam być?

-W łóżku.-powtórzyła za nim rudowłosa z wyraźnym niedowierzaniem w głosie.-W łóżku! Za dwadzieścia minut gramy finał, a ty jesteś W ŁÓŻKU!

Kurwa.

-CO?!-Dean zerwał się tak gwałtownie, że zajebał czołem o zagłówek mebla: jęknął z bólu, zrywając z siebie kołdrę, gdy Castiel się odsuwał.-KTÓRA GODZINA?!

-Dziesiąta czterdzieści, kretynie! Boże, przegramy to, przegramy jebanym WALKOWEREM, bo Kapitan zaspał.-Charlie była na granicy płaczu.-Myślałam, że pojechałeś wcześniej, mam tu twoją miotłę i uniform, ale nie zdążysz, nie ma opcji...

-Zdążę!-zapewnił ją, w pośpiechu szukając spodni.-Zdążę, na pewno zdążę! Uspokój wszystkich, zaraz będę.

Charlie przełknęła ciężko po drugiej stronie.

O, ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz