my mistakes were made for you

493 55 44
                                    

marzec 2001r., Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Wielka Brytania

-Novak, czyś ty zwariował?! Za dziesięć minut wchodzimy!

Aiden wydarł się na niego, gdy tylko go zobaczył-brunet ściągnął pospiesznie koszulkę, przebierając się w swój sportowy uniform. Spóźnił się, dużo się spóźnił, kapitan chciał już nawet iść do zamku, by zapytać nauczycieli, czy coś mu się nie stało, ale nie, on tylko spóźnił się na NAJWAŻNIEJSZY MECZ SEMESTRU, bo Dean zbyt długo obciągał mu w pustej sali do zaklęć i uroków. Idiota.

W szatni Gryfonów też rozległy się wrzaski-blondyn musiał dobiec chwilę po nim. Źle organizowali sobie czas, powinni być tu co najmniej pół godziny temu!

-Jeśli spóźnisz się na pierwszy gwizdek pierdoloną SEKUNDĘ, wypierdalasz na zbity pysk!-Aiden wciąż na niego krzyczał, gdy połowa drużyny czekała już przy drzwiach.-Pospiesz się!

-No przecież się, kurwa, spieszę!-niebieskooki wciągnął na nogi spodnie, przeklinając siarczyście.-Zdążę, tylko nie ślęcz mi nad głową!

-Braden, jesteś za niego odpowiedzialny.-kapitan stracił cierpliwość, patrząc na Pałkarza.-Nie obchodzi mnie jak, masz zaciągnąć go na boisko! Reszta, idziemy!

-Kretyn.-Braden przeszedł obok kapitana, sycząc na niego cicho. Świetnie, teraz on będzie go spowalniał.-Co ci tyle zajęło, pieprzyłeś tą swoją gryfońską dziwkę?

-Nie twoja sprawa.-brunet zasznurował szybko buty.-Odpierdol się ode mnie.

-Jeśli przegramy mecz przez twoją jebaną kurwę...

-Przegramy, jeśli będziesz mi dalej przeszkadzał, idioto!-zarzucił płaszcz na ramiona, zasznurowywując go różdżką i szybko chwytając miotłę.-Szybko, Gryffindor już wychodzi!

-Ciągle się spóźniasz!-chłopak wciąż wypominał mu jego nieodpowiedzialność, biegnąc za nim na boisko.-Na treningi, na kolację, na zajęcia...

-Wyobraź sobie, że niektórzy mają życie poza szkołą.-warknął, zanim przeszli przez bramę na boisko.-A "moja gryfońska dziwka" nie ma z tym nic wspólnego.

Miał trochę racji, bo Dean coraz częściej pytał, czy na pewno nie ma innych rzeczy do roboty, kiedy się spotykali-nadrabiał zadania domowe na innych lekcjach, uczył się pięć minut przed egzaminami i ledwo już nadążał, ale do Wielkanocy da radę. Musi.

Wymykali się z blondynem na wieżę astronomiczną, do cieplarni, w inne rejony zamku, gdy wszyscy już spali-i, wbrew temu, co robili pół godziny temu, naprawdę sporo rozmawiali. Castiel wiedział mnóstwo rzeczy z różnorodnych dziedzin, opowiadał mu o nich, gdy blondyn o to prosił, a Dean po prostu go słuchał, całymi godzinami-później to on zaczynał mówić, a brunet odwdzięczał się równie namiętną uwagą, wpatrując się w niego, gdy coś mu tłumaczył, ogrzewając go, gdy marznął i nie nudząc się tematami, które interesowały głównie zielonookiego. Ślizgon naprawdę nie sądził, że kiedykolwiek będzie z kimś aż tyle rozmawiał, a już na pewno nie z Deanem Winchesterem.

Skrzyżował z nim spojrzenia, gdy wychodzili na boisko-Dean uśmiechnął się delikatnie, ale zaraz przestał, gdy obserwowali go koledzy z drużyny. Wsiedli na miotły i ustawili się na swoich pozycjach w powietrzu, wisząc nieco ponad innymi zawodnikami.

To był cholernie ważny mecz, ostatni z serii Gryffindor-Slytherin, który musieli wygrać, bo przegrali ostatnio, gdy Dean złapał Znicz ledwo po kwadransie. Gryfoni byli równie zdeterminowani, bo w ostatniej turze pokonał ich Ravenclaw. Najważniejszy mecz końcówki sezonu, a obie drużyny prawie przegrały walkowerem, bo ich Szukający tkwili razem w pustej klasie, całując się chaotycznie i rozpinając sobie nawzajem spodnie. Takie rzeczy tylko w Hogwarcie.

O, ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz