grudzień 2000r., Dolina Godryka, West Country, Wielka Brytania
Co się tyczyło świąt Bożego Narodzenia, to Dean je uwielbiał.
Dolina była pokryta puszystym śniegiem, poczuł go pod nogami, gdy wychodził z samochodu-rodzice odebrali ich z pociągu, a ojciec uparł się na mugolskie środki transportu. Przejechali przez małe uliczki, a blondyn mógł obserwować chatki pousadzane przy drodze, jakby ktoś rozrzucił je po planszy: drewniane okiennice, wysokie, ciemne dachy, przybudówki, zielone drzwi, szyldy wyryte w drewnie, świece w oknach, nierówna kostka, zamarznięte rośliny w doniczkach. Główny placyk, na którym zawsze biegł do fontanny, gdy był mały, kościółek, w którym ochrzczono Sama, poczta, na której wysyłał z mamą pocztówki do krewnych z całej Europy. Miasteczko, w którym się wychował.
Zawsze, gdy wracali do domu na święta, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Kochał Hogwart, kochał zimę w Hogwarcie, ale tu? Tu był jego dom, jego stałe gniazdo, do którego zawsze wracał. Tutaj pachniało piernikami i ciastem, tutaj mama piekła placek i tutaj spędzał długie, chłodne wieczory, otulony kocem na parapecie, patrząc na życie mieszkańców. Tutaj nauczył się latać na miotle. Kochał wracać tu na święta.
A jednak teraz wyglądał, jakby chciał być wszędzie, tylko nie przy rodzinnym stole, jedząc powolnie wigilijną kolację w ich małym domku, w ich małej jadalni ze starym kominkiem i prawdziwą choinką.
Sammy rozmawiał z rodzicami, opowiadał im o szkole, wciąż podekscytowany, skoro był dopiero na drugim roku-mówił o Quidditchu i historii magii, o tym, jak wspaniale jest w wieży Ravenclaw i o swoich przyjaciołach, a Dean mieszał widelcem w talerzu, wpatrując się we własną dłoń. Puścił przedmiot, układając opuszki prawej dłoni na wierzchu lewej, tak, jak zrobił to Castiel i uśmiechnął się, wiedząc, że może to zrobić, tutaj, przy wszystkich, bo nikt nie miał pojęcia o tym, że poszedł z nim do cieplarni, że Novak obejmował go łagodnie, gdy oglądali nieśmiałki. To była ich tajemnica.
Zazwyczaj szkoła wyprawiała małą Wigilię dla tych uczniów, którzy zostawali w zamku, ale nie sądził, że Castiel na nią poszedł. Pewnie siedział teraz w dormitorium, czytał coś, albo odrabiał lekcje. Może poszedł odwiedzić Patroclusa.
Nie wiedział jeszcze do końca, co się zmieniło, dlaczego nie czuł się już winny z powodu tego, co robili, dlaczego myślał o nim, gdy jadł kolację z rodziną, ale teraz jakoś mu to nie przeszkadzało. Wspominał te miłe momenty, łagodny dotyk, przyciszony głos, palce, które obejmowały mu dłoń, gdy trzymał zieloną istotkę nad parapetem, by nieco się zrelaksować, zanim zabrał głos przy stole, kiedy Sam w końcu się zamknął.
-Moglibyśmy...pogadać?-zapytał cicho, patrząc na rodziców, którzy wciąż spokojnie sobie jedli. Sammy wcinał ziemniaki po jego prawej stronie.
-Oczywiście, kochanie.-Mary upiła trochę wina, nie zauważając, że jej syn przestał jeść dobry kwadrans temu.-Twoja kolej, mów co u ciebie.
-To...-odchrząknął.-To trochę ważne.
Kobieta kopnęła męża pod stołem, a ten mruknął z dezaprobatą, ale przestał pożerać swoją porcję i wyprostował się na krześle, słuchając blondyna uważniej.
-Tak?
-Um...więc.-Dean poprawił się na swoim siedzeniu, zerkając na rodziców niepewnie.-Więc...całkiem możliwe, że macie tylko jednego heteroseksualnego syna, bo...bo ja jestem biseksualny. Lubię chłopaków i dziewczyny, i...i myślę, że powinniście wiedzieć.
Zrobiło się zupełnie cicho, Mary spojrzała na Johna, oboje na chwilę zamarli-a później mężczyzna pokręcił ze zgrozą głową.
-Nie.
CZYTASZ
O, Children
FanfictionWygranie najbardziej prestiżowego turnieju w świecie czarodziejów nieco się komplikuje, gdy Dean Winchester znów spotyka swoją szkolną miłość, a żadne czary nie są w stanie wymazać mu z pamięci Szukającego z drużyny Slytherinu, który zawrócił Gryfon...