Jakby co, nic wam się nie pomieszało że dwa rozdziały z 2018 pod rząd jak wcześniej było na zmianę, po tym kolejne dwa będą w przeszłości XD
Enjoy
===
czerwiec 2018r., Dakota, Stany Zjednoczone Ameryki, teren chroniony przed niemagami-Hej, hej, hej, nie panikuj, dobra? Wszystko będzie dobrze. Benny? Weź tu nie mdlej, jakoś to ogarniemy, nie? Benny? Jebańcu, to nie ty rodzisz tylko twoja żona! Charlie, weź coś z nim zrób!
Obrońca oddychał pospiesznie, drżącymi dłońmi opierając się o ladę w kuchni, gdy Dean trzymał go za ramię-Castiel był już na korytarzu, dzwonił do Ministerstwa, by przepuścili ich przez granicę za pół godziny. Silvian i Brooke, chociaż dopiero wstali i nie ogarniali kto czyje dziecko ma rodzić, robili kawę, posłusznie pomagając Deanowi w opanowaniu sytuacji. Złote chłopaki. Perełki Harpii. Nawet, jeśli Brooke właśnie lał kawę do miski, zamiast kubka.
Andrei zaczynał się poród, jechała do mugolskiego szpitala w Londynie, a oni byli tutaj-przede wszystkim BENNY tu był, a on był najbardziej potrzebny właśnie tam, na innym kontynencie. Nie tak to miało wyglądać, termin wypadał dopiero po finałach, najwyraźniej mieli wcześniaka, może przez stres związany z wyjazdem Lafitte'a. Dzieciak się rodził, a ojca nie było, to najważniejsze.
Nie mieli szans dostać się tam na czas mugolskimi środkami transportu, tak, jak dostali się do Ameryki-samoloty leciały zbyt długo, zwłaszcza stąd, z Dakoty. Cała drużyna musiała podróżować tak poprzez magiczne granice między kolejnymi państwami, nie dało się przenieść poprzez teleportację, bo nikt by ich nie wpuścił i albo błąkaliby się między kontynentami, albo musieli wrócić do siebie. Deportować mogli się tylko ze specjalnego portu i tylko, jeśli ktoś otworzył im drugi w Anglii. Wewnątrz krajów, na szczęście, nie było już żadnych granic, ewentualnie pola chroniące większe ośrodki przed atakami terrorystycznymi. Hogwart miał takie pole wiele lat temu. Szpital mugolski na pewno nie miał.
Castiel zadeklarował, że zadzwoni do kogoś z Ministerstwa, chociaż w Europie była już noc-mieli deportować się razem z nim, całą trójką, Cas, Dean i Benny. Novak miał kontakty, Dean był wsparciem psychicznym, a Benny pierdolonym bałaganem.
-Trójkę dzieci już masz, z każdym kolejnym jest łatwiej, nie?-blondyn próbował go niepewnie pocieszyć, gdy przyjaciel drżał ze stresu.-Andrea wypchała trojaczki to jednego nawet nie poczuje.
-Nie mów o pochwie mojej żony.
-Wybacz. Charlie?
Dziewczyna uniosła na niego wzrok.
-Co, ja mam mówić o pochwie żony Benny'ego?
-Nie wiem, zrób coś! On tu zaraz zejdzie!
-To za wcześnie.-mężczyzna wbił wzrok w blat.-Prawie dwa miesiące. Siedem tygodni. A jak z dzieckiem będzie coś nie w porządku? Wcześniaki nie są w pełni rozwinięte...
-Hej, przystopuj trochę, co?-Dean położył mu dłoń na ramieniu.-Andrea już jedzie do szpitala, zajmą się tam i nią, i maluchem. Kto zajmuje się trojaczkami?
-Matka Andrei.-Benny przetarł twarz dłońmi.-Pojechała z nimi do szpitala taksówką...dziewczynki będą chciały być przy mamie, przecież one są jeszcze takie małe!
-Spokojnie, niedługo tam będziemy, Cas już to ogarnia.-uścisnął lekko ramię przyjaciela, próbując dodać mu otuchy.-Otworzą port i wszystko będzie dobrze.
Brunet w końcu wrócił z korytarza, chowając telefon do kieszeni marynarki i wzdychając lekko.
-Otworzą nam, ale musimy się pospieszyć. W razie czego podajcie moje nazwisko, gdyby nas rozdzielono, jasne?
CZYTASZ
O, Children
FanfictionWygranie najbardziej prestiżowego turnieju w świecie czarodziejów nieco się komplikuje, gdy Dean Winchester znów spotyka swoją szkolną miłość, a żadne czary nie są w stanie wymazać mu z pamięci Szukającego z drużyny Slytherinu, który zawrócił Gryfon...