kwiecień 2018r., Londyn, Wielka Brytania
Był już spóźniony, ale miał to w dupie i chyba tylko to ratowało go przed wyjściem z domu bez śniadania.
Zaspał, jak idiota, coś mu się śniło, coś ze starych czasów: przespał trzy budziki i wstał dobre pół godziny po planowanym czasie, leżąc w pościeli jeszcze cały kwadrans, by przyswoić fakt, że musi wyjść do ludzi. No, Gabriela i Balthazara trudno było nazwać ludźmi, ale lepszych tu nie znajdzie.
Wziął szybki prysznic, zjadł sobie na spokojnie kilka kanapek i dopił zimną kawę, oglądając mugolskie wiadomości. Wciąż zadziwiało go, jak ciekawe mieli problemy w porównaniu do ich świata-cóż, ich świata TERAZ, w przeszłości mieli dwie spore wojny, druga zakończyła się przed jego narodzinami. Teraz brytyjski świat czarodziejów cieszył się wręcz nudnym spokojem, jeśli nie liczyć paniki związanej z Mistrzostwami Świata w Quidditchu. Brytyjscy mugole kochali piłkę nożną, a brytyjscy czarodzieje Quidditch, a w obu wypadkach obsesja była równie zajmująca.
Wyszedł z domu i piechotą udał się do Dziurawego Kotła-przywitał się z barmanem, minął swoją ex i przeszedł przez mur, aż dotarł na Pokątną. Nie pamiętał pierwszego razu, gdy był na tej ulicy, to było dawno, miał, ile, może trzy lata? Z dużą rodziną bywali tu kilka razy w roku, by zakupić rzeczy do szkoły każdemu dziecku, a najmłodsze kupowało pierwszą różdżkę, gdy najstarsze już skończyło Hogwart.
Sklep Gabriela był na końcu ulicy, zaraz za Olivanderem, więc musiał kawałek przejść. Odwrócił wzrok od sklepu z miotłami i kupił po drodze Proroka Codziennego, by przejrzeć najnowsze bzdury poranka.
Pisali, że Dean Winchester jest podejrzany o romans ze swoją zastępczynią, Charlie Bradbury.
Tyle, jeśli chodziło o realne źródło informacji.
Chociaż musiał przyznać, że zanim dowiedział się, że dziewczyna jest lesbijką, był o nią pierońsko zazdrosny-wszędzie chodziła z Deanem, ciągle rozmawiali, nawet, kiedy gnojka nienawidził, nie lubił widzieć go z kimś innym. A oni byli nierozłączni, tak w Hogwarcie, jak i po nim-wciąż razem pracują, po tylu cholernych latach.
Wszedł do sklepu-był zamknięty dla klientów, ale Gabriel zostawił mu otwarte drzwi, pewnie wciąż nie wyszli z łóżka. Stuknął różdżką w zamek, odgradzając wnętrze od Pokątnej i rozejrzał się trochę.
Niewiele się zmieniło-wciąż były tu wysokie regały, zastawione różnymi gadżetami i słodyczami, gdzieś tam, po prawej, były cukierki, które powodowały wymioty, używane, by zrywać się z lekcji, dalej te, co dawały ludziom paskudne pęcherze na twarzy, te, które sprawiały, że ktoś pierdział ogniem, te, które zmieniały człowieka w napuchniętego jak balon...
Przeszedł między półkami koło lady i wszedł na schody na piętro. Sklep bez klientów był zupełnie cichy, nie lubił takiej atmosfery. Tu zawsze było głośno, dzieciaki ganiały się po krętych korytarzach, nastolatkowie kręcili przy eliksirze miłości, dorośli testowali gadżety po lewej stronie budynku. To miejsce zawsze tętniło życiem, a gdy zamykali je na jeden dzień tygodnia, cała ulica zdawała się być na wpół martwa.
Odnalazł na piętrze drzwi do ich małego mieszkanka, przeszedł kolejne kilka stopni i wszedł do środka-tu też było cicho. Zapomnieli, że miał przyjść? Boże, miał nadzieję, że nie, nie chciał zobaczyć niczego, czego nie powinien.
-Gabe? Już jestem.-odezwał się na próbę, ale nie usłyszał odpowiedzi brata: jedynie Dyzio zeskoczył z regału z książkami na jego ramię, witając się czule z jego policzkiem.-Hej, mały. Gdzie twoi rodzice?
Dyzio pisknął coś cicho, a on pomógł mu wejść na swoją głowę-zawsze układał mu się we włosach, mały stworek uwielbiał tamto gniazdko, wszystko stamtąd widział i było mu ciepło. Cas też nie marudził, jeśli miał być szczery.
CZYTASZ
O, Children
FanfictionWygranie najbardziej prestiżowego turnieju w świecie czarodziejów nieco się komplikuje, gdy Dean Winchester znów spotyka swoją szkolną miłość, a żadne czary nie są w stanie wymazać mu z pamięci Szukającego z drużyny Slytherinu, który zawrócił Gryfon...