our champagne problems

482 51 39
                                    

Im back
===
sierpień 2018r., Dakota, Stany Zjednoczone Ameryki, teren chroniony przed niemagami

Przeszli do finału.

Byli o krok od zwycięstwa w Mistrzostwach, przyjechali tu po puchar i mieli go w zasięgu ręki, został im jeden, ostatni mecz-jak na ironię, z reprezentacją USA-a jednak, kiedy wszyscy wokół cieszyli się i przygotowywali do rozgrywki, Dean kompletnie tego wszystkiego nie czuł.

Wygranie tych zawodów było jego najwyższym celem, odkąd zaczął grać-piął się w górę przez niższe ligi, dotarł do Harpii, zaczęli reprezentować Anglię, został Kapitanem, najlepszym Szukającym w Europie, a jednak, odkąd miał te naście lat, marzył o wygraniu Mistrzostw Świata w Quidditchu, ze swoją własną drużyną. Nie ma marzeń zbyt wielkich, nie ma marzycieli zbyt małych-grali jutro. Jutro. A on nie potrafił się skupić.

Oliver już dawno pojechał do domu, uspokoiła się sytuacja z mediami w związku z małym wypadem do Londynu, przekazał już paczkę z pierścionkiem Brooke'owi, poznał na FaceTimie nową dziewczynę Charlie, ale nie potrafił się tym cieszyć. Zrzucał to na stres, ale nie było to do końca prawdą, bo Quidditch od zawsze po równo wywoływał w nim tremę, jak i radość-to ważny mecz, od którego wiele zależy, ale dotarłeś tam, możesz go zagrać, będzie super. Był po prostu wykończony własnym życiem.

Castiel dalej go unikał, zachowywał chłodny profesjonalizm, gdy musieli rozmawiać. Jutro ostatni mecz sezonu, czy go wygrają, czy przegrają, najwyżej w ciągu tygodnia pojadą z powrotem do Anglii i więcej go nie zobaczy. Był tym wszystkim cholernie, cholernie wykończony.

Przypominał sobie więcej rzeczy sprzed szesnastu lat, więcej ułamków wspomnień, rozmów, detali-kolor ścian w jadalni u Novaków, bure złoto na wykończeniach przy suficie, charakterystyczne skrzypienie wielkich schodów. Tuż po ich rozstaniu najczęściej wspominał te małe rzeczy, bo bał się, że je najszybciej zapomni. Utrwalał w głowie wszystko, co chciał pamiętać i starał się ignorować to, czego nie chciał, nawet, jeśli nic to nie dawało.

Za każdym razem, gdy próbował wspominać brzmienie głosu Castiela, słyszał tamto jedno, pierdolone, "tak jest"-za każdym razem, gdy myślał o pociągu do Hogwartu, w którym razem jechali na ostatni rok, pamiętał ten mugolski, który zabrał go z Wiltshire, a gdy przypominał sobie, jak całował go w tamtej łazience, ledwo co poskładawszy mu nos, bo Castiel tłukł się z Aidenem o jego honor, pamiętał też, jak brunet milczał, gdy Lucyfer nazywał go mieszańcem. Każde dobre wspomnienie w jakiś sposób wiązało się ze złym, a to błędne koło pragnienia, by pamiętać go już zawsze i zaraz później zrobienia wszystkiego, żeby wyrzucić go z umysłu, przyprawiało go o paranoję.

Rozmawiał poprzedniego dnia z Samem, oświadczył się Jess, a ona, oczywiście, zgodziła się-i dobrze, niech chociaż oni będą razem szczęśliwi-i zapraszał go do nich na obiad zaraz po finałach. Wspomniał, pewnie niechcący, niesiony własną radością, że może kogoś przyprowadzić, jeśli ma ochotę. Kogo miałby przyprowadzać? Z ludzi, którzy chcieli z nim rozmawiać miał przyjaciółkę lesbijkę, kumpla z czwórką dzieci i parę Pałkarzy, którzy lizali się po kątach przed każdym treningiem. Towarzystwo może i ciekawe, ale wszyscy ci ludzie mieli własne życia, własne związki, a on był tylko dodatkiem, Kapitanem, przyjacielem też, ale to było chyba trochę za mało.

Sammy przeprosił go, jak tylko zorientował się, jak wielką głupotę palnął, ale było już za późno, myślał o tym pół wieczoru. Jego młodszy brat miał się ożenić, założyć rodzinę, był w stałym związku od kilku lat, a on? Wartość człowieka nie zależała od tego, czy ma rodzinę, oczywiście, powtarzał to sobie co chwilę, ale...był tak kurewsko samotny.

O, ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz