thank you for the happiest year of my life

445 51 34
                                    

Teraz wiemy już, że kolor wszechświata to nieco różowy, nieco beżowy odcień, ale pamiętajmy, że tu akcja dzieje się w 2001 roku, przed poprawkami naukowców w tym temacie, a więc Castiel mówi względną prawdę, bo prawdziwa nie została jeszcze do końca odkryta

===

31 października 2001r., Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Wielka Brytania

O Castielu Novaku na pierwszy rzut oka można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że był sentymentalny.

Zaczął się ich ostatni rok szkoły, ostatnie dziesięć miesięcy w Hogwarcie-mieli cudowny koniec lata, Dean oprowadził go po każdym możliwym zakątku Doliny Godryka, upiekli z Mary babeczki, pograli z Samem w Quidditcha na maleńkim boisku z tyłu ogrodu. Winchester bał się trochę, że Castiel szybko będzie się u nich nudził, ale było wręcz przeciwnie, bo brunet  pokochał te wszystkie leniwe, letnie wieczory, które mogli spędzać na dworze, albo przy kominku, otuleni jednym kocem, gdy Novak rozprawiał z Johnem o mugolskiej historii, a Sam nawijał do Deana o tej magicznej. Historyczne świry.

Nie mówili o tym głośno, ale te dwa tygodnie dużo im dały, wprowadziły trochę spokoju i komfortu w ich relacji: nie musieli już rozstawać się zaraz po wstaniu, ani szukać wolnej godziny w ciągu całego dnia, by się spotkać, mogli rozmawiać przed zaśnięciem i leżeć w jednym łóżku do jedenastej, jeść wszystkie posiłki razem i chodzić na długie spacery, korzystając z ostatnich dni lata.

Minął już cały wrzesień i, właściwie, cały październik, mieli Halloween-dokładnie rok temu pocałowali się po raz pierwszy, gdy wymknęli się z uczty, by ćwiczyć na pustym stadionie. Cas, jak już wiemy, był sentymentalny, więc zaciągnął tu Deana w ramach małej rocznicy, chociaż żaden z nich tego słowa głośno nie wypowiedział.

-Hej! Hej, Cas! Spójrz!

Brunet odwrócił głowę, posłusznie szukając wzrokiem Winchestera-Dean latał sobie dość nisko nad ziemią, gdy niebieskooki przechadzał się wzdłuż boiska, miał dość latania na dzisiaj. Gryfonowi nigdy nie było go za wiele.

Przeleciał na swojej miotle przed Novakiem, trzymając się jej tylko rękami, jak małpa zwisająca z drzewa-nogi miał w powietrzu, drewno nad sobą i był z siebie cholernie dumny, gdy zaczął się huśtać.

-Zlecisz.-Castiel wzniósł oczy ku niebu, ale delikatnie się uśmiechał, obserwując, jak Dean robi z siebie głupka.-Chodź już, latasz jak narwany.

-Czekaj, czekaj...o.-blondyn wciągnął się nogami na miotłę, teraz zwisając głową w dół, gdy nieco instynktownie kierował się w powietrzu w jego stronę.-Patrz! Umiesz tak? Nie umiesz.

Zatrzymał się przed Novakiem, opuszczając ręce ku ziemi i uśmiechając się szeroko, gdy brunet spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.

-Cas.-powiedział poważnie Gryfon.

-Dean.

Chłopak przekrzywił głowę.

-Pocałuj mnie.

Niebieskooki zerknął po całym jego ciele.

-Wisisz głową w dół.

-No i? Pocałuj mnie, Mary Jane.

-Chyba kpisz, to ja jestem Spidermanem tego związku.

-To ja jestem do góry nogami!

O, ChildrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz