11

1.2K 59 65
                                    

*miesiąc później*

Chłopak po kolejnym dniu w szkole wrócił do domu. Miał dzisiaj szczęście, że jego opiekun kończył dzień na uczelni wcześniej, a nawet wcześniej od niego.

—Wróciłem!—krzyknął, ściągając buty. Od razu uderzył w niego zapach obiadu, który bardzo zachęcał do jedzenia. Ruszył więc w stronę kuchni.

—Przyszedł mój brzdąc.—Uśmiechnął się i zmierzwił mu włosy.

Marek już przyzwyczaił się do tego, że Łukasz tak na niego mówi.

—Dzisiaj na obiad kotlety z ziemniakami i mizeria. Może być?

—Jeszcze się pytasz.

Zjedli obiad w miłej atmosferze. Właściwie tylko taka tutaj panowała. Bardzo dobrze się dogadywali, czuli się coraz lepiej i swobodniej w swoim towarzystwie. Łączyła ich coraz silniejsza więź. Przypominali bardziej rodzinę, niż całkiem obce sobie osoby, które poznały się na ulicy i to w takich okolicznościach.

—Jak z Błażejem?

Okazało się, że Błażej uczęszcza do tej samej szkoły, co Marek. Od jakichś dwóch tygodni, bo właśnie wtedy kruszel zaczął tam uczęszczać, widują się w szkole codziennie.

—Jest ok. Na początku widziałem, jak się z niego śmiali i mu dokuczali. Potem jak zaczął się ze mną trzymać, przestali. Zdarzają się uwagi typu "Patrz, to ten bogaty dzieciak." albo "Co ktoś taki, jak ty, robi z dzieciakiem z domu dziecka?". Jednak jest zdecydowanie lepiej.

—Oprócz tych zaczepek, nikt nie robi ci krzywy? Nie wyzywają, ani nic takiego?—Chciał się upewnić.

—Nic mi się nie dzieje, jest dobrze. Tylko... Trochę mnie to boli.

—Co dokładnie?

—To, jak traktują Błażeja. On sobie na to nie zasłużył. Dlaczego wszystkich automatycznie wrzucają do jednego wora, albo traktują w ten sposób? Nie wiedzą, co on przeżył.

—Wiem, Marku. Ludzie już tacy są... Z czasem może zrozumieją. Ważne, że jest lepiej. Być może kiedyś całkiem zapomną. Choć przyznam, że to jest straszne...

—Najgorsze jest to, że gdyby znali jego historię, to byłby jeszcze gorzej traktowany. Nie mogę tego zrozumieć...—posmutniał.

—Pewnie masz rację... Też nie mogę tego zrozumieć. Takim osobom trzeba pomagać w normalnym życiu i wspierać, a nie jeszcze dobijać.

—Dokładnie. Mam wrażenie, że on chwilami czuje się winny za to, jak wyglądało i wciąż wygląda jego życie.

—Jak winny? Nie miał na to wpływu.

—Też mu to mówiłem, jednak opinia i zachowanie innych robią swoje.

—Racja... Chłopak już ma zniszczoną psychikę, a oni napewno mu nie pomagają.

—To napewno.

—Dobrze, że chociaż ty go rozumiesz.

—Staram się mu jakoś pomóc... Nie wiem jak.

—Uwierz mi, że sama rozmowa i obecność dużo daje. Poza tym, zawsze ma u nas wsparcie.

Po obiedzie posprzątali naczynia.

—Masz coś zadane?

—Tak... Niestety.

—Nie umiesz czegoś?

—Matma.

—Chodź, zrobimy razem.

Starszy w miarę rozumiał matematykę. W końcu nie na darmo wybrał w liceum profil matematyczno-fizyczny.

Mój mały, dzielny chłopczyk~KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz