Łukasz
*time skip 3 tygodnie*
Było około godziny dwudziestej pierwszej. Nie byłem w stanie prowadzić samochodu, bo zbyt szybko się rozpraszałem i nie potrafiłem skupić się na drodze. Do tego w każdym z pojazdów, jakie posiadam, były ukryte jakieś wspomnienia z blondynem. Z tego powodu kolejny raz postanowiłem iść do pracy i wrócić z niej na pieszo. Właściwie nie nazwałbym tego pracą, nie robiłem nic oprócz siedzenia w biurze i robienia tego, co naprawdę musiałem czyli kontrolowania sytuacji w firmie, bo na nic innego ani fizycznie ani psychicznie nie miałem siły. Ciężko było mi zrezygnować z tej rutyny tym bardziej ze świadomością, że w domu nikt na mnie nie czeka. Tak przynajmniej miałem jakieś zajęcie i zadręczałem się trochę mniej niż w samotności. W miejscu, które jest w pełni przesiąknięte moim Markiem.
Wolnym krokiem przechodziłem przez park, w którym miała miejsce ta naprawdę fatalna sytuacja. Wszystkie wspomnienia wróciły. Spokojny, romantyczny spacer, przy którym trzymałem jego kruchą, malutką rączkę. Towarzyszył nam wtedy uśmiech, delikatne rumieńce spowodowane samą swoją obecnością ale także mrozem, jaki panował na zewnątrz. Potem moment, w którym nie do końca świadomy tego co będzie później, zawiązywałem buta. Wtedy ostatni raz mogłem dokładnie spojrzeć na jego twarz, zobaczyć jego piękny uśmiech, cudowne oczy, usłyszeć jego spokojny głos i poczuć na sobie ten kojący dotyk... Wtedy mogłem to zrobić ostatni raz, nim odbiegł i przepadł jak kamień w wodę. Boję się, że to było nasze ostatnie spotkanie i kolejnego już nigdy nie będzie. Boję się, że zostanę sam z nadzieją na to, że może jednak się znajdzie i usłyszę najszczęśliwszą wiadomość na świecie. O tym, że mój skarb jednak żyje i będę mógł mieć go z powrotem.
Chyba nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie tego, co czuję. Tego, jak bardzo dołuje mnie ta sytuacja. Niemoc, niewiedza i zagubienie. Chciałbym mieć informację, czy mogę odebrać sobie życie, czy może jednak warto czekać na jego powrót. Nie chcę zostawiać go samego, ale nie chcę też znosić tego, co czuję przez ostatnie trzy tygodnie bez przerwy. Nie jestem pewien, czy bycie wytrwałym w tej sytuacji ma jakiekolwiek znaczenie. Co, jeśli jednak nie wróci, a ja długimi latami będę się męczył z nadzieją na coś, co tak naprawdę nie jest możliwe?
Będąc skupionym tylko na swoich myślach, które nieustannie gnębią mnie o każdej porze dnia i nocy, niechcący się z kimś zderzyłem. Potknąłem się o własne nogi i już miałem upaść na ziemię, lecz osoba, którą potrąciłem zdążyła w ostatniej chwili złapać mnie w talii i asekurować Po chwili ocknąłem się i podniosłem wzrok, by ujrzeć twarz, jak się okazało-Kubańczyka. Mojego najlepszego przyjaciela, który choć raczej też się tego nie spodziewał, z widocznym zmartwieniem lustrował moją twarz. Nieco odsunęliśmy się od siebie, teraz już stabilnie stojąc na własnych nogach.
—Coraz gorzej wyglądasz, stary. Jadłeś coś w ogóle? Wiem, że jest ci ciężko, ale Marek nie byłby zadowolony z tego, że robisz sobie taką krzywdę. Wszyscy dają z siebie wszystko, by go znaleźć, a my jedynie możemy wierzyć w to, że będzie dobrze. Proszę, zadbaj też trochę o siebie.
Każdy próbuje mi uświadomić, że robię źle. Że się zaniedbuję i robię sobie krzywdę, działając tym samym na niekorzyść Marka i z resztą wszystkich innych dookoła. Ale ja nie potrafię inaczej... Już nie mam dla kogo się starać...
Rozejrzałem się wokoło i od razu pożałowałem. Znowu widzę Marka. Widzę nas, szczęśliwych. Potem beztroską zabawę, w oddali jego upadek, od którego się zaczęło... Potem tylko siebie, który całkowicie sam klęczy na kolanach, mocząc tym samym swoje spodnie od śniegu i po prostu płacze, zupełnie spanikowany i bezradny. Teraz śnieg już stopniał i nie zostało po nim ani śladu, a mojej kruszynki wciąż nie ma.
—Wiem, ale... Naprawdę nie mam na to siły. Byłem dzisiaj w pracy, ale nie potrafię zrobić najprostszych rzeczy. Cokolwiek zrobię, jestem beznadziejny...—Mówiłem, a mój głos zaczął się łamać.—Cały czas myślę o tym, czy go krzywdzą, karmią, czy może się wyspać i czy ma ciepło... Chciałbym, żeby miał tam dobrze, ale to chyba niemożliwe. Nie mogę niczego zrobić normalnie, wszędzie widzę jego twarz. Nie potrafię nawet zasnąć, bo przyzwyczaiłem się do tego, że go przytulam. Teraz? Teraz nie tylko nie mogę go przytulić ani pocałować na dobranoc, ale gdy tylko zamknę oczy widzę go leżącego gdzieś w lesie i moja wyobraźnia tworzy obrazy niczym z horrorów, w których głównym bohaterem jest właśnie on. To właśnie tutaj, w tym parku widzieliśmy się ostatni raz, jeszcze niczego nieświadomi... Mam z nim dużo wspomnień, praktycznie wszędzie. J-ja... Ja już nie daję rady!—Rozbeczałem się jak małe dziecko, po czym przyjaciel po prostu mnie przytulił, a ja rzuciłem mu się na szyję. Teraz to ja mogłem się wypłakać w jego ramię, tak jak zawsze Marek robił to ze mną po kolejnym ataku paniki. Co, jeśli teraz dalej je ma? Przecież nawet nikt go nie przytuli i nie powie, że to tylko sen i że wszystko jest w porządku...
***
Siedziałem przy stole w jadalni w moim domu. W naszym domu... Teraz jednak na przeciwko mnie siedział Kuba, który pilnował, bym coś zjadł. Fakt, nie miałem ochoty na jedzenie od dłuższego czasu, przez co trochę schudłem i stałem się nieco słabszy. Jednak mało mnie to obchodziło. Przynajmniej teraz wiem, w jaki sposób czuł się Marek, gdy próbowałem wcisnąć w niego jedzenie.
—Myślałem, że prywatny detektyw mógłby nam jakoś pomóc.—Powiedział nagle.—Co o tym myślisz?
—Myślę, że to całkiem dobry pomysł. Choć teraz...—Westchnąłem.—Mogłem pomyśleć o tym wcześniej.—Schowałem twarz w dłoniach. Na pozór chwytałem się wszystkiego co się da, szukałem pomocy w każdych możliwych źródłach i robiłem wszystko, by go znaleźć. Dopiero teraz zauważyłem, że tak na prawdę chyba wszystkie moje starania poszły na marnę, bo w natłoku emocji nie potrafiłem myśleć i działać racjonalnie. Może gdybym wcześniej wziął tą opcję pod uwagę, Marek siedziałby tu teraz ze mną?
—Robiłeś co mogłeś, Łukasz.—Usiadł obok mnie i położył mi dłoń na ramieniu.—Cały czas robisz. Jesteś dla niego najlepszym opiekunem i najlepszym chłopakiem, jakiego mógł sobie wymarzyć. Oddałbyś za niego życie i Marek dobrze o tym wie, więc na pewno nie ma do ciebie żalu o to, że za mało się starasz. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dajesz z siebie teraz wszystko.
Może i miał rację, ale ja wciąż nie potrafiłem wybaczyć sobie niektórych rzeczy. Tego, ile razy nazwałem go tanią dziwką. Tego, jak po prostu chciał mojej obecności, a ja go zbywałem przez swoje chore fanaberie. Po prostu tego, ile razy go zraniłem... Mimo tego on wciąż nie odpuścił. Nawet zaufał mi na tyle, że jesteśmy razem i wbrew swojej okropnej przeszłości, pozwalał mi na coraz więcej.
Nawet nie wiem kiedy, kolejny raz pogrążyłem się w płaczu. Przyjaciel westchnął cicho, patrząc na mnie ze współczuciem i delikatnie gładził mnie po ramieniu. Byłem mu wdzięczny, że dalej jest ze mną i znosi wszystkie moje humorki. Za to, że jest ze mną w tych najgorszych chwilach i zawsze mogę na niego liczyć.
***
Następnego rozdziału możecie się spodziewać w środę o 17.00 i wtedy myślę, że zacznie się robić ciekawie. Jak na razie chciałabym powrócić do regularnego wrzucania rozdziałów i wykorzystać wenę i czas, w którym jeszcze są zdalne. Tak więc rozdziały planuję dwa razy w tygodniu, oczywiście jeśli wam to pasuje.
Do zobaczenia <333
CZYTASZ
Mój mały, dzielny chłopczyk~KxK
FanfictionDwudziestoletni Łukasz Wawrzyniak po nieudanym dniu na uniwersytecie, postanawia iść do restauracji na obiad. Tam prawie okradł go pewien chłopak. Dwunastoletni Marek Kruszel, który jest skazany sam na siebie. Żyje na ulicy i musi kraść, by przetrwa...