Marek
—Skarbie...—Szepnął, doprowadzając mnie tym samym do kolejnego ataku płaczu. Bezsilność, jaką odczuwałem, sprawiała, że miałem ochotę raz na zawsze odejść z tego świata. Choć wiedziałem, że ten niby związek, słodkie słówka i inne działania na korzyść Koteleckiej stanowiły jedynie preludium całego przedstawienia, czułem się bardzo zazdrosny. Nie chciałem, by tak do niej mówił i nie mogłem tego znieść, ale jednak musiałem. Musiałem, by później było lepiej... Ból w tym miejscu był nieodłączną częścią mojego życia. Zarówno psychiczny, jak i fizyczny, w którym trwałem tylko i wyłącznie dzięki nadziei, bo ona wciąż nie umarła i nie umrze, dopóki się to nie skończy.
—Nie wiem, czy wyjście stąd jest dobrym pomysłem...—Mruknęła niepewnie.
—Skoro już jesteśmy razem, to musimy się jakoś spotykać. Związek na odległość nie ma sensu, tym bardziej, że naprawdę możemy się widywać i nic nie stoi na przeszkodzie. Marek zaczeka, musisz tylko co jakiś czas do niego zaglądać.—Starał się ją przekonać. Gdyby nie fakt, że Wiola odebrała mi możliwość mówienia, już dawno zacząłbym krzyczeć i wyartykułowałbym wszystko to, co myślę o zaistniałej sytuacji. Co prawda mógłbym próbować, ale wiem, że już teraz mam wiele poważnych uszczerbków na zdrowiu, a groźba wyrwania mi języka zamknęła mi usta już na dobre.
—Dobrze, skoro tak mówisz... Gdzie chcesz się ze mną spotkać?—Zapytała z uśmiechem, a chwilę później Wawrzyniak podał jej dokładny adres jakiejś drogiej restauracji, w której kiedyś mieliśmy okazję umilić sobie wieczór, tylko we dwoje. Zapewne wybrał akurat tę, bo była jedną z najbardziej ekskluzywnych i chciał zrobić dobre wrażenie na swojej nowej partnerce...
—Pasuje ci dzisiaj o siedemnastej?—Zapytał tonem, którym kiedyś zwracał się tylko do mnie. Był zdecydowanie zbyt życzliwy... Staram się sobie tłumaczyć, że robi to wszystko dla mnie, ale wciąż martwię się o to, co może się stać na takim spotkaniu i jak bardzo Łukasz się poświęci.
—Tak, raczej zdążę dojechać.—Powiedziała bez zastanowienia. Jesteśmy gdzieś za miastem..?
—Super, więc widzimy się na miejscu. Kocham cię!—Powiedział wesoło, a moje oczy mimowolnie zaczęły łzawić jeszcze bardziej. Czułem, że już naprawdę brak mi sił na to wszystko...
—Ja ciebie też, paa!—Odparła szczęśliwa i gdy tylko chłopak się rozłączył, poraniła moje uszy swoim donośnym piskiem, na którego dźwięk zmarszczyłem brwi, bo nic innego nie mogłem zrobić.—Widzisz? Do kogo to powiedział, smarkaczu? Do mnie! Teraz ja jestem najważniejsza, a o ciebie nawet nie zapyta!—Wykrzyknęła pełna entuzjazmu, a ja zirytowany spuściłem głowę w dół i wpatrzyłem się w brudną, betonową posadzkę. I tak wiem, że to mnie kocha najbardziej... Na pewno, wierzę to.
Kobieta wyszła pospieszne z pomieszczenia, gasząc uprzednio małą żarówkę, będącą jedynym źródłem światła. Było jeszcze małe okienko na suficie, jednak było czymś przysłonięte z zewnątrz i z tego powodu przez szybę przedzierała się tylko mała stróżka światła. Na pozór nic nie znaczący promyczek, będący jednocześnie moim zegarem, kalendarzem... tylko dzięki niemu wiedziałem, kiedy jest dzień i którą dobę spędzam w tym koszmarze. Wilgotne powietrze, zapach stęchlizny, pełno pajęczyn i pająków, a czasami nawet ślimaki, które niejednokrotnie po mnie pełzały... Ból w każdej możliwej części ciała spowodowany nie tylko przemocą, ale także trwaniem w jednej pozycji zbyt długo lub linami wżynającymi się w moje ciało... To wszystko codzienność, na którą tym razem niestety nie mam wpływu. Brakuje mi mojego domu, przyjaciół, Łukasza. Tęsknię nawet za szkołą. Moim największym marzeniem jest powrót do dawnej rutyny, nawet, jeśli i wtedy czułem się źle. Było mi ciepło, wygodnie, miałem wystarczającą ilość jedzenia, miałem wsparcie z każdej strony, traktowano mnie dobrze... mogłem przytulić się do Łukasza i poczuć się bezpiecznie. Teraz? Przymila się do sprawczyni tego piekła i nawet nie wiem, czy jeszcze kiedyś go zobaczę.
CZYTASZ
Mój mały, dzielny chłopczyk~KxK
Hayran KurguDwudziestoletni Łukasz Wawrzyniak po nieudanym dniu na uniwersytecie, postanawia iść do restauracji na obiad. Tam prawie okradł go pewien chłopak. Dwunastoletni Marek Kruszel, który jest skazany sam na siebie. Żyje na ulicy i musi kraść, by przetrwa...