57

1K 66 196
                                    

Łukasz

Niby dzień jak codzień. Dzwoni budzik, za oknem jasno więc trzeba wstawać do pracy. Jednak ten dzień nie do końca rozpoczyna się tak, jak to zwykle bywało.

Jestem wyspany, naprawdę wyspany i wypoczęty. To pierwsza noc bez ataków paniki od bardzo, bardzo długiego czasu. Już nawet nie pamiętam, ile to trwało.

Wstałem i pierwsze co zrobiłem, to poszedłem do Marka. Byłem ciekawy, czy tabletki faktycznie coś zmieniły.

Spał jak zabity, wtulając się w kołdrę. Promienie słońca wpadały do pomieszczenia przez odsłonięte okno i oświetlały piękne ciało blondyna oraz jego cudowną twarz. Wyglądał bardzo uroczo i niewinnie.

Uśmiechnąłem się na ten widok i wyszedłem cicho z pomieszczenia. Zostawię go tutaj, niech się wyśpi.

Poszedłem po ubrania, potem do łazienki gdzie wykonałem poranną rutynę. Następnie zszedłem na dół, by zrobić sobie kawę i coś do jedzenia.

Gdy popijałem gorącą ciecz, usłyszałem cichutkie kroczki dobiegające ze schodów. Spojrzałem w ich stronę i dojrzałem blondynka, który piąstkami przeciera swoje zaspane oczka i ostrożne schodzi na dół.

—Cześć, Maruś. Jak ci się spało?—Zapytałem na wstępie.

—Hej.—Szepnął, podchodząc do stołu i lekko się uśmiechając.—Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś to powiem ale bardzo dobrze. Nie obudziłem się ani razu i chyba nawet nic mi się nie śniło. Nie pamiętam, kiedy spałem tak długo i tak spokojnie.

—Cieszę się, że wreszcie się wyspałeś.—Uśmiechnąłem się trochę szerzej.

Usiadł mi bokiem na kolanach i mnie przytulił.

—Kocham cię.—Szepnął i wplątał mi palce we włosy.

—Też cię kocham, skarbie.—Szepnąłem i przeczesałem palcami jego roztargnione blond włoski.

—Mogę dzisiaj też iść z tobą?

—Możesz.

—Dziękuję.—Szepnął.—Czuję się lepiej, gdy cały czas jesteś obok mnie.

—Ja też wolę mieć cię cały czas przy sobie i lepiej, gdy czujesz się bezpiecznie.

Wzięliśmy się za jedzenie śniadania, lecz Marek nie zjadł zbyt wiele.

—Nie zjesz już nic więcej?

—Nie chcę... Potem jeszcze coś zjem.

—No dobrze, niech będzie. Ważne, że chociaż trochę zjadłeś.

Podszedłem do drzwi tarasowych, ponieważ Grzymisława chciała wyjść. Wypuściłem ją na dwór.

Odwróciłem się i dostrzegłem blondyna stojącego przy kanapie. Patrzył swoimi błękitnymi oczkami wprost na mnie.

—Co tak patrzysz, Maruś?

Bez słowa klęknął na rogówce i wtulił się w moje ciało.

Ostatnio zrobił się jeszcze bardziej tulaśny, ale mi to nie przeszkadza. Lubię go przytulać.

—Musimy kupić szampon, wczoraj zużyłem.—Powiedział nagle.—I chyba muszę zmienić, mam po nim jakieś dziwne włosy...

Wplątałem palce w czuprynę chłopaka. Jego włosy były puszyste i miękkie, z resztą jak zawsze.

—Nie wiem, chyba są takie jak zawsze.

—Wydaje mi się, że jednak nie, ale już sam nie wiem.

—Możemy zmienić ci szampon, jeśli chcesz. Ja jednak nie widzę różnicy.

Mój mały, dzielny chłopczyk~KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz