19

1.2K 77 304
                                    

+16

Pov. Marek

Oblizałem delikatnie usta. Mam ochotę się lekko schylić i sprawdzić, czy Łukasz dobrze całuje....

—Ty widzisz, która jest godzina?!—Wydarła się.

Spojrzeliśmy w stronę Wioli.

—Co?—Zapytał, lekko podniesionym i pretensjonalnym głosem. Błagam, nie...

—Ciemno jest, zimno, zaczyna padać, wracaj do domu!—Wrzasnęła.

—Japierdole...—Westchnął, zakrywając twarz dłońmi.

Zszedłem z chłopaka i usiadłem obok. Nie lubię być tak blisko, gdy jest zły. Czuję wtedy, jak wszystkie jego mięśnie są napięte, oddech przyspieszony, bicie serca zdecydowanie mocniejsze. Widzę z bliska oczy, których błękit już nie jest taki sam. Gdy się zdenerwuje, jego tęczówki ciemnieją, a źrenice się zwężają. W tych ślepiach nie ma już radości, miłości ani troski. Nic z tych rzeczy. Jest tylko wściekłość, czasami nawet istna furia. Wygląda jak człowiek zdolny do wszystkiego, który nie zatrzyma się przed niczym.

—Idziesz czy nie?!

—Już idę!—Wrzasnął, wyginając się w łuk i uderzając pięścią w trawę. Drgnąłem lekko na ten gwałtowny ruch. Ten facet ma wiele siły, której nie chciałbym nigdy poczuć na sobie.—Kurwa, co za laska...

Między nimi jest coraz gorzej... Nie wiem, jak oni mogą wytrzymywać razem pod jednym dachem.

Odsunąłem się trochę. Nie lubię, gdy wybucha. Ten ton przyprawia mnie o nieprzyjemne ciarki na ciele i szybsze bicie serca, lecz niestety spowodowane lękiem w stosunku do jego osoby.

—Maruś... Nie bój się mnie.—Wstał do siadu.

—Nie lubię, jak krzyczysz...—przyznałem, choć on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

—Wiem, mały. Przepraszam.

Wstaliśmy na równe nogi. Na ziemię spadało coraz więcej cieczy, temperatura spadała. Siedzenie na zimnej, mokrej trawie nie było zbyt dobrym pomysłem.

—Nic się nie stało.—Szepnąłem.

Przytuliliśmy się krótko. To taka forma bliskości, którą właściwie stosujemy dość często i to w wielu przypadkach. W tej sytuacji, ten przytulas oznaczał pewnego rodzaju zgodę między nami.

—Chodź do domu, bo zaczyna padać i się przeziębisz.

Wróciliśmy do budynku, by uniknąć przemoknięcia i dalszych narzekań ze strony kobiety, czego w efekcie i tak nie udało się osiągnąć.

—Ty jesteś normalny?—Zapytała z pretensjami.

—Ale o co ci chodzi?—zmarszczył brwi. Widzę, że już zaczyna pękać...

—Chcesz być chory?

—Ty już jesteś chora! Wiecznie masz jakieś problemy, nic ci nie pasuje i chciałabyś, wszystkimi kierować! Jestem u siebie w domu, jestem dorosły i będę sam o sobie decydował! Nie będziesz się wtrącać!

Odszedłem na bezpieczną odległość, czyli podszedłem do schodów i z tej odległości przyglądałem się całej sytuacji. Wiem, że Wiola lubi czasami czymś rzucić...

—Mówiłam tylko, że masz przyjść do domu, jaki ty masz problem?!—Ta "troska". Szkoda, że wszystko to jest na pokaz.

—Taki, że się wpierdalasz! Pewnie znowu byś się do mnie dobierała i to właśnie po to miałem przyjść!

Mój mały, dzielny chłopczyk~KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz