Pov. Marek
Łukasz pojechał w jakąś delegację na dwa tygodnie. Po prostu ręce mi opadły gdy usłyszałem, że nie może zostać.
—Mały, chodź tutaj. Musimy porozmawiać.
—Zrobiłem coś?—zapytałem niemal natychmiast, "musimy porozmawiać" chyba nikomu się dobrze nie kojarzy. Zaraz po usłyszeniu tych słów trochę się zestresowałem, choć nie przypominam sobie, bym czymkolwiek zawinił.
—Nie, ale muszę Ci coś powiedzieć. Zostaniesz sam na dwa tygodnie.
—Co? Dlaczego?—zdziwiłem się. Nie wiedziałem kompletnie o co chodzi. Łukasz chyba nigdy nie zostawił mnie samego na tak długi okres czasu i nie miałem zielonego pojęcia, z jakiego niby powodu teraz ma tak być.
—Wyjazd służbowy. Próbowałem tego jakoś uniknąć, ale to bardzo ważne spotkanie i nie mogę go opuścić.
—No dobra...—Mruknąłem.
—Nie smutaj.—Przyciągnął mnie do siebie i przytulił, gładząc ręką po plecach. Od razu odwzajemniłam uścisk.—Jak wrócę, wszystko Ci wynagrodzę.—Cmoknął mnie w czoło i delikatnie przeczesał moje włosy. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, spowodowany falą czułości od chłopaka.
*dwa dni później*
—Marek?—zapytał schodzący po schodach brunet. No tak... Pewnie żył w świadomości, że dalej rozkoszuję się cieplutką kołderką i smacznie sobie śpię. Prawdopodobnie nie spodziewał się, że po zejściu na dół zastanie mnie jedzącego śniadanie przy stole.
—Nie, kurwa, święty Mikołaj.
—Coś się stało?
—Nie. Po prostu dzisiaj mam trochę gorszy humor.—To akurat fakt. Sama myśl o tym, że niebieskooki będzie przez dwa tygodnie tyle kilometrów odemnie, wysysała ze mnie wszystko co dobre. Nie mogłem spać, skupić się na niczym. Chciałem mieć go jak najdłużej przy sobie. Nawet nie wiem, jak udaje mi się teraz jeść śniadanie... Do tej pory Wawrzyn musiał we mnie wmuszać każdy najmniejszy kęs.
—Czemu tak szybko wstałeś? Mogłeś przecież jeszcze spać.
—A jak myślisz? Chciałem wstać wcześniej, żebyś mi nie uciekł. Chciałem cię chociaż pożegnać.
—To bardzo miłe, Marku.—uśmiechnął się delikatnie.
—Zrobiłem Ci śniadanie.—podniosłem się z krzesła i wziąłem z blatu talerz z kanapkami, które przygotowałem dla chłopaka. Postawiłem naczynie na stole, a zaraz obok niego herbatę, którą także dla niego zrobiłem.
Był trochę zdziwiony, ale przytulił mnie mocno do siebie i wprost do ucha wyszeptał "dziękuję". Widziałem, że był szczęśliwy z tego powodu, że się dla niego starałem.
Z uśmiechem na twarzy zasiadł przy stole i przytępił do jedzenia. Usiadłem obok i głaskałem go delikatnie po włosach. Niech to się nie kończy...
Zaraz po śniadaniu Łukasz poszedł ubrać buty.
—Jadę prosto na miejsce, maluchu. Musimy się rozstać już teraz.
Tak oto zostałem sam w domu...
Prawie się wtedy popłakałem, ale jakoś daję radę. Dzwonił już do mnie parę razy, często do mnie pisze. Tak czy inaczej nie mogę się doczekać, kiedy wróci.
Czasami odwiedzali mnie Błażej i Kubańczyk, ewentualnie Tomek i Oskar.
Co do tamtej sprzeczki... Dwa tygodnie temu wróciliśmy do Szczecina. Zaczęło się dobrze układać między nami, było prawie tak, jak kiedyś. Jednak prawie robi różnicę i cały czas odczuwam skutki tamtej sytuacji.
CZYTASZ
Mój mały, dzielny chłopczyk~KxK
FanfictionDwudziestoletni Łukasz Wawrzyniak po nieudanym dniu na uniwersytecie, postanawia iść do restauracji na obiad. Tam prawie okradł go pewien chłopak. Dwunastoletni Marek Kruszel, który jest skazany sam na siebie. Żyje na ulicy i musi kraść, by przetrwa...